Recenzja filmu

Szron (2017)
Sharunas Bartas
Mantas Janciauskas
Lyja Maknaviciute

Wojna bez granic

"Szron" to przedziwny stop publicystki, poetyckiego filmu drogi i alegorycznej opowieści o pędzie ku śmierci. Bartas wie, jak składać podobne kontrasty do kupy i opowiadać historie, w których to,
Gang przemierzający wschodnią Ukrainę, uciekinierzy ścigani przez służby imigracyjne, kobieta rozgryzająca specyfikę odizolowanej społeczności Tolfarów, a teraz wolontariusze zmierzający z pomocą do Donbasu. Podróż – w długich ujęciach i niezmiennie w stronę piekła – trwa. W kinie Sharunasa Bartasa wydaje się ważniejsza od samego celu. 

 

Rokas (Mantas Janciauskas) i Inga (Lyja Maknaviciute) ładują paczki na ciężarówkę i ruszają w trasę – z Litwy, przez Polskę, na Ukrainę. Nie wiadomo, co nimi kieruje – altruistyczny impuls, potrzeba młodzieńczej przygody, aktywizm, nieistotne. Droga wiedzie przez luksusowy hotel oraz strażnicę wojskową na samą linię frontu. Tam Bartas wykłada kawę na ławę: choćby milion atletów zjadło milion kotletów, a w ogniu konfliktu wykuła się jakaś prawda o ludzkiej naturze, żadna narracja nie oswoi wojny, nie pozwoli nam jej zrozumieć. 

"Szron" to przedziwny stop publicystki, poetyckiego filmu drogi i alegorycznej opowieści o pędzie ku śmierci. Bartas wie, jak składać podobne kontrasty do kupy i opowiadać historie, w których to, co indywidualne, będzie odbiciem zbiorowego losu. Motyw kukiełki, człowieka sterowanego przez historię, który pojawił się po raz pierwszy w jego wczesnym dokumencie "Pamięć minionych dni", powraca w "Szronie" jako centralna metafora, cały ostatni akt zbudowany jest wokół niej. Kiedy okazuje się, że kule nie fruwają zgodnie z logiką kina akcji, a romantyczna wizja Majdanu pozostała w zachodnich serwisach informacyjnych, jest już za późno. Za pojęciem "tragicznych bohaterów" kryją się głupcy, a "fatum" to ignorancja, która prowadzi do grobu.   


Biorąc pod uwagę, jak doskonale Bartas puentuje tę opowieść, nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak niedbale wszył warstwę publicystyczną w narracyjną tkankę swojego filmu. Kluczowa sekwencja rozgrywa się we wspomnianym hotelu w Dniepropietrowsku, gdzie Rokas oraz Inga spotykają zagranicznych dziennikarzy. Jako że ci ostatni, sącząc wino i zagryzając serek, plotą banały na temat życia i śmierci w Donbasie, siłą rzeczy Bartas musi odpłacić im pięknym za nadobne. Jego krytyka wydaje się niepotrzebna z dwóch powodów (pomijając epizod obsadzonej według tajemniczego klucza Vanessy Paradis): po pierwsze, rozbija dramaturgiczną integralność całej historii (to chyba najdłuższa sekwencja w filmie), a po drugie, w kinie, w którym każda scena krzyczy "oto rzeczywistość boleśnie weryfikująca wyobrażenia!", jest niepotrzebną tautologią. 

Sam Rokas, podobnie jak jego towarzyszka, jest postacią płaską jak kartka papieru, co pomimo alegorycznej formuły muszę zaliczyć na niekorzyść filmu. Chociaż "Szron" opowiada o wojnie, której nie można nazwać, o żywiole chaosu, którego nie sposób okiełznać słowami, przydałoby się w nim odrobinę empatii i ciepła, przynajmniej w stosunku do bohaterów. W końcu zanim dotrzemy na front, a nasze kolana ugną się pod ciężarem niewypowiedzianej tragedii, czymś musimy się w kinie zająć. 
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones