Wszystkiego najlepszego

"Mój sąsiad Totoro" obchodzi w tym roku 30. urodziny. Animacja Hayao Miyazakiego pozostanie pewnie już na zawsze moją ulubioną "bajką", łączącą w nieobliczalny i poruszający sposób dwa światy:
"Ni no Kuni II: Revenant Kingdom" - recenzja
"Mój sąsiad Totoro" obchodzi w tym roku 30. urodziny. Animacja Hayao Miyazakiego pozostanie pewnie już na zawsze moją ulubioną "bajką", łączącą w nieobliczalny i poruszający sposób dwa światy: ten ukryty w leśnej gęstwinie, którym rządzą słodkie, dziwaczne stwory, i ten widzialny, w którym rozgrywający się na spokojnej prowincji rodzinny dramat miesza się z pełnym nieposkromionej dziecięcej ciekawości dorastaniem. 



W oczekiwaniu na "Ni No Kuni 2" zdecydowana większość graczy ostrzyła sobie zęby na gwarantowaną powinowactwem ze studiem Ghibli warstwę wizualną, po cichu obawiając się kulejącego, podobnie jak w oryginale, gameplayu i wad konstrukcyjnych. Tymczasem sequel potrafi uchwycić magię najlepszych animacji japońskiego studia nie tylko dzięki estetyce, ale także umiejętnemu przeniesieniu unikalności tworzonych przez Ghibli światów na język interaktywnej przygody. Nowa gra Level-5 przepisuje emocje, mądrość i wystawiany na próby idealizm – znane z opowieści snutych przez Miyazakiego i jego kompanów – na zgrabnie skonstruowane, przenikające się w grze systemy, bez pudła wyznaczające ramy naszych interakcji z bohaterami i przestrzenią. Bajka o królu i jego rosnącym królestwie łączy rozrywkę i refleksję nad pochodzeniem zła jak mało który tytuł ostatnich lat; co więcej – dociera do wieloletnich fanów japońskich gier fabularnych i wciąga tych, którzy dopiero odkrywają ten gatunek. 



W efektownym wstępie nasz bohater cudownie przeniesiony do bajkowej krainy pomaga wydostać się królewiczowi Evanowi z zamku ogarniętego pożarem przewrotu pałacowego. Dalej wszystko pozornie wpisuje się w klasyczny schemat: trzeba zebrać drużynę, wspólnymi siłami odzyskać tron i uwolnić Ding Dong Dell z uścisku uzurpatora – Mausingera. Jednak właściwa narracja zaczyna się tam, gdzie większość opowieści fantasy się kończy: triumfalny powrót króla umożliwia nie tylko nowa armia sojuszników, ale też zbudowanie miasta, z którego można nawigować jednoczeniem się poszczególnych królestw w unię. Nie bez powodu konstytucja Evermore nie nazywa się "Deklaracją Niepodległości", ale "Deklaracją Współzależności", bo jego byt uzależniony jest od roli, jaką pełni dla świata w imię wspólnych idei i kulturowo-ekonomicznych celów. Kierunek fantastycznych podróży i niebezpiecznych przygód wyznacza zatem chęć naprawy problemów sąsiada i namówienia go do współpracy na warunkach korzystnych dla wszystkich stron. 



Wielbiciele studia Ghibli odnajdą w świecie "Ni No Kuni 2" wiele odniesień do ich animacji: pewne królestwo przywołuje świat "Nausicy z Doliny Wiatru", towarzyszka Evana to kolejne wcielenie "Księżniczki Mononoke", dwóch z licznych bossów przypomina demoniczne inkarnacje Totoro i Catbusa, a biblioteka Złotego Miasta oddycha duchem "Spirited Away". Jednak dopiero połączenie bajkowej polityki z charakterystycznym dla studia Miyazakiego humanizmem jest największą zaletą gry. Aby skłonić władców do pomocy, młody "król Lew" (pół człowiek, pół lwiątko) musi naprawić systemowe błędy ich państw. Jedno królestwo cierpi z powodu nadmiernego konserwatyzmu, drugie przeciwnie – dogmat ciągłej ewolucji i zmian na lepsze uczynił z jego obywateli niewolników ciągłej pracy, w innym zbyt silne podziały klasowe doprowadziły do tragedii, w kolejnym nadgorliwość władcy w likwidowaniu biedy spowodowała korupcję i całkowitą utratę kontroli. Jednak w toku rozwiązywania questów okazuje się, że każdy kolejny przywódca miał początkowo dobre intencje, ale gdzieś po drodze zwyczajnie zbłądził. Nieuprzedzone oko przybyszów pomaga przypomnieć sobie o dawnych ideałach albo zauważyć skutki uboczne dawno obranego kursu. Można się zżymać, że osobiste werbowanie każdego nowego obywatela Evermore to projekt utopijny, a na poziomie rozgrywki – niekończąca się seria drobnych fetch questów, ale uważni gracze docenią tempo narracji; nie przewijając kwestii dialogowych (w większości przypadków nieudźwiękowionych), zauważą, że za każdą misją stoi konkretna postać i jej mała historia. 



Polityka i fabularne twisty są w "Ni No Kuni 2" umowne i przerysowane, ale tworzą bajkę daleką od banału – większym heroizmem jest tu pocieszenie nieszczęśliwego niż zwyciężenie w epickiej bitwie. Nie znaczy to bynajmniej, że walka jest drugorzędna. Przeciwnie – pojedynki drużyny, w której każdy ma inne zdolności, bronie i czary, dające setki możliwości personalizacji, są tak zaprojektowane i zbalansowane, że nie nudzą się do końca gry. Walka rozgrywa się w czasie rzeczywistym, co pozwala dynamicznie rozprawiać się z grupkami przeciwników, a sama w sobie nigdy nie staje się chaotyczna. To prawda, że prawdziwego wyzwania dostarczają jedynie nieliczne starcia, ale satysfakcję osiągamy też, płynnie lawirując między przeciwnikami i sprytnie wykorzystując ich słabości. Na siłę ognia pracują zarówno poszczególne postacie, jak i praca instytucji królestwa, którym zarządza się w rozbudowanym menadżerze. Rozwijanie kolejnych aspektów Evermore pozwala nawet zdobyć nowe sposoby eksplorowania mapy, jak statek czy zeppelin.



Nie wszystko w nowej grze Level-5 jest doskonałe. Razi zwłaszcza mapa świata, z której znika unikalny styl Ghibli, a zostajemy przeniesieni niestety w czasy PS3. Niektórzy recenzenci zwrócili uwagę na mało wykorzystany potencjał grupki głównych postaci, jednak biorąc pod uwagę fakt, że w "Ni No Kuni 2" bohaterem jest zbiorowość, można wybaczyć pewne skróty w sposobie prowadzenia narracji. Jako tekst gra jest przede wszystkim opowieścią o żywotności utopii – nieosiągalnym projekcie, niezbędnym jednak dla ludzi, starających się naprawić świat. Ludzi jak Roland – prezydent Stanów Zjednoczonych, który w chwili wybuchu nuklearnego zostaje przeniesiony do bajkowej krainy. W szkatułkowej narracji Roland uczy się praw, które zniszczyły jego świat, i partycypuje w bajkowym królestwie Evana. Świat rządzony przez idealistycznie nastawione do życia dziecko nie jest ani możliwy, ani bezpieczny, ani trwały, ale biada temu mocarstwu, którego władza bezpowrotnie utraciła wszelkie ideały.
1 10
Moja ocena:
9
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones