Recenzja filmu

Obcy: Przymierze (2017)
Ridley Scott
Michael Fassbender
Katherine Waterston

Wyobcowany Obcy

W czasach ciągłych sequeli,  spin-offów i reebutów, nic dziwnego, że powstaje kolejny "Obcy", mimo, że jest to seria całkowicie zamknięta. Czy Scott ma jeszcze coś do zaofrowania?
Dzisiaj kino nie jest już tak oryginalne jak kiedyś. Co chwilę powstają sequele, spin-offy, rebooty i adaptacje. Do tej fali dokłada się Ridley Scott, który uważa, że "Obcy" to temat na więcej filmów. Tyle że ten obcy wydaje się czuć obco we własnym filmie.

W najnowszej części załoga statku "Przymierze", po drodze na jedną planetę, obiera nieznany sygnał z innej i oczywiście, wiedząc jak bardzo jest to nieodpowiedzialne, postanawiają się tam udać. Jeśli chodzi o planety, to brak tu jakiejkolwiek inwencji twórczej. Nieznana planeta to po prostu skopiowana Ziemia z potworami. Pojawiają się tu nawiązania do "Prometeusza", ponieważ film jest zarówno jego sequelem, jak i prequelem "Obcego".

Obsada nawiązuje po trochę do oryginału i do poprzedniej części. Michael Fassbender ponownie dobrze wypada w roli androida, tym razem Waltera, czyli innego modelu. Jest Katherine Waterston jako Daniels, która wydaje się kolejną  Ellen Ripley, tym razem w nieco gorszym wydaniu, ponieważ ta jest nieprzekonującą postacią, a Watherston nie jest aktorką na tyle dobrą, żeby dorównać Sigourney Weaver. Danny Mcbride, grający drugoplanową rolę Kapitana Tennesse, jest już lepiej stworzoną postacią, a poza tym nie spodziewałem się, że z tego aktora można tyle wycisnąć.


Scenariusz jest tu dość kiepski. Oprócz wspomnianych postaci mamy błędy logiczne. Scott zrobił film, zapominając chyba, jak wyglądały poprzednie części. W "Decydującym Starciu", obcy padał po jednym strzale z shotguna, a tutaj seria z karabinu tylko go denerwuje. Jak się dowiedzieliśmy w poprzednich częściach, obcy bardzo źle reaguje na zmianę temperatury, więc ogień wystarczy, aby go zabić, ale tu po przypaleniu silnikiem rakietowym jedynie otrząsa się i idzie dalej. Te liczne, bezsensowne starcia z obcym sprawiły, że podczas finału śmiałem się na scenie walki karate, ponieważ nie pasowała do reszty. Tak jest, walka karate w "Obcym". Poza tym reakcje bohaterów są często bezsensowne. Nie chcę spoilerować, ale podczas oglądania każdy powinien wiedzieć o co chodzi.

Efekty trzymają poziom. Mnie osobiście komputerowy obcy nie zadowala już tak jak ten w kostiumie, ale eksplozje statków i masakrowanie załogi wyszły bardzo dobrze.


W najnowszej odsłonie "Obcego" Scott pokazał, że nie wszystkie luki w opowieściach należy uzupełniać – zawsze jest ryzyko, że sttraci na tym pierwowzór. Tak jak w tym przypadku. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Obcy: Przymierze" jest filmem zaskakującym. Po pierwsze niewiele osób spodziewało się jego powstania. Po... czytaj więcej
Cykl filmów o "Obcym" to kult w najczystszej postaci, który trwa po dziś dzień. Każda kolejna odsłona... czytaj więcej
Groza, tajemnica i krwawa łaźnia. To właśnie te podstawowe elementy napędzały fabułę i budowały klimat... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones