Recenzja filmu

Przemiana (2017)
Miranda Harcourt
Stuart McKenzie
Timothy Spall
Melanie Lynskey

Young a-dull-t

Konfrontacja bohaterki ze światem magii i potworów, dotychczas ukrytym przed jej wzrokiem, symbolizuje bóle dorastania. Dzieciństwo zostaje złożone na ołtarzu dojrzałości, a trauma tego
"Nie wierzę w bajki. Prawdziwy świat jest o wiele dziwniejszy", mówi Laura, bohaterka "Przemiany". A jednak film Mirandy Harcourt i Stuarta McKenziego opowiada klasyczną historię dziewczynki, która spotyka wilka. Schemat baśni inicjacyjnej łączy się tu gładko z tropami tzw. literatury young adult, a młodzieżowe kino o dojrzewaniu – z wątkami nadprzyrodzonymi: wampiryzmem i czarownictwem. Znamy to: konfrontacja bohaterki ze światem magii i potworów, dotychczas ukrytym przed jej wzrokiem, symbolizuje bóle dorastania. Dzieciństwo zostaje złożone na ołtarzu dojrzałości, a trauma tego doświadczenia przyjmuje formę starcia z czającą się w mroku bestią. Trochę "Zmierzch", trochę "Pozwól mi wejść", trochę nic szczególnego. 


Przyspieszone dorastanie to zresztą chleb powszedni Laury (Erana James). Po śmierci ojca dziewczyna musi dzielić swój czas między szkołę a opiekę nad młodszym braciszkiem Jacko (Benji Purchase), bo matka rodzeństwa pracuje za dwóch, by zapewnić dzieciom godziwy żywot. Jakby tego było mało, wokół Laury zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Odbicie w lustrze ostrzega ją przed niebezpieczeństwem, chłopak ze szkolnego korytarza zaczyna posyłać jej dwuznaczne spojrzenia, a w okolicy pojawia się podejrzany nieznajomy (Timothy Spall), który kusi Jacko swoją kolekcją zabytkowych zabawek. Bez zaskoczeń: mężczyzna, który zaprasza dzieci do blaszanego kontenera, pieczątkuje je swoim zaczarowanym stempelkim i usilnie domaga się, by zaproszono go do domu, okaże się owym przepowiedzianym zagrożeniem. Nastoletnia heroina będzie więc musiała odnaleźć w sobie odwagę do stawienia czoła złu. 


Harcourt z McKenziem biorą na warsztat archetypiczne struktury, wszystkie te Jungowsko-Proppowskie mechanizmy – i przykładają je do życiorysu pewnej nowozelandzkiej licealistki. Sęk w tym, że archetyp równa się schemat. Schemat, w który trzeba potem tchnąć życie: przez pogłębienie psychologii postaci albo przez znalezienie atrakcyjnego wizualnego języka (jak choćby w może-nie-młodzieżowej, ale na pewno baśniowej "Suspirii" Daria Argenta). Twórcy "Przemiany" mają co prawda pomysł na styl: dużo tu zmysłowych zbliżeń, eterycznych ruchów kamery, jakichś nastrojowych ultradźwięków w tle. Ale fotogeniczna melancholia, jaka bije z ekranu, jest tyleż wizualnym znakiem nastoletniego spleenu, co odbiciem pustki scenariuszowych niedoróbek. Filmowi brakuje pazura, wydaje się mdły i niedopisany. Zbyt wiele tu fabularnych odruchów bezwarunkowych: rzeczy, które wydarzają się, bo wiemy, że powinny się wydarzyć. Wiadomo, że Laura musi wpaść w oko tajemniczemu chłopakowi z emo-fryzurą i przeszywającym spojrzeniem. Wiadomo, że sama okaże się kimś więcej niż zwykłą nastolatką dorastającą w ubogiej dzielnicy nowozelandzkiego Christchurch. Ot, kolejne punkty na liście rzeczy do zrobienia, potraktowane tu – niesłusznie – jak przypisy, a nie sedno opowieści. Rezultat jest do przewidzenia: film ogląda się bez większego zaangażowania.


A szkoda, bo debiutantka Erana James ma autentyczną charyzmę. Kiedy grany przez Spalla wysłannik zła chwali ją za siłę charakteru, nie brzmi to więc jak myślenie życzeniowe scenarzysty. Laura – ze swoimi niskim głosem i zaciętym wyrazem twarzy – faktycznie emanuje autentyczną ekranową mocą. Sam Spall też sprawdza się w roli czarnego charakteru, wdzięcznie bawi się kolejnymi niezręcznymi sytuacjami, jakie kreuje jego bohater. Oślizgłe lawirowanie między pozorowaną niewinnością a kryjącym się za tą maską zagrożeniem to dla aktora nie pierwszyzna, widzieliśmy go w podobnej roli nie raz – ale wciąż nieźle się na to patrzy. Czuć jednak w "Przemianie" brak gatunkowego guilty pleasure à la "Zmierzch" czy arthouse’owej goryczy à la "Pozwól mi wejść". Film nie porwie ani łaknącej pop-doznań nastoletniej widowni ani bardziej wyrafinowanego dorosłego odbiorcy. Wolę bardziej burzliwe dojrzewanie.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones