Zrób sobie aborcję

Na „South Park: Kijek Prawdy” czekaliśmy dość długo. Produkcja studia Obsidian niszczy mózgi nie tylko tym, że jest ogromnym i pełnym mięsa (z płodów) odcinkiem uwielbianego na całym świecie
Na „South Park: Kijek Prawdy” czekaliśmy dość długo. Produkcja studia Obsidian niszczy mózgi nie tylko tym, że jest ogromnym i pełnym mięsa (z płodów) odcinkiem uwielbianego na całym świecie serialu, oprócz tego oferuje kilkadziesiąt godzin zabawy jako pełnokrwisty erpeg.



Do pewnego małego miasteczka w Colorado wprowadza się nowa i z pozoru zwykła rodzina. Matka, ojciec i dziewięcioletni dzieciak, w którego wciela się gracz. Zaraz po wyjściu z domu okazuje się jednak, że sprawy nie stoją najlepiej. Złe elfy zabrały ludziom Kijek Prawdy. Paladyn Butters, którego spotykamy pod domem, prowadzi nas do wielkiego czarodzieja ludzi, Eryka Teodora Cartmana. Cartman, mistrz subtelności i taktu, każe nam wybrać klasę postaci, skoro mamy dołączyć do wojsk ludzkości. Dostępny jest wojownik, złodziej, mag i Żyd. Polecam tego ostatniego – Żyd, który odnajdzie Jezusa, dostaje specjalne trofeum... Następnie wybieramy imię postaci. Nie róbcie sobie nadziei. I tak będą do Was mówić per Dekiel (ang. douchebag). To pierwsze pięć minut gry. Dalej jest już tylko mocniej.



South Park: Kijek Prawdy” to prawdziwa jazda bez trzymanki. Każdy, kto zna emitowany od prawie dwudziestu lat amerykański serial, odnajdzie się w tym świecie od razu. W grze spotkamy też większość bardziej znanych postaci z kreskówki. Oczywiście pojawi się kultowa czwórka, czyli Stan, Kyle, Kenny (tu jako księżniczka...) i Cartman. Poza tym wszyscy rodzice (ze wskazaniem na fenomenalnego Randy'ego Marsha) czy postacie drugoplanowe, które przez lata wzbogaciły świat South Parku. Kto marzył o przegnaniu wstrętnych Mongołów z restauracji „City Wok” czy pomocy dysfunkcyjnej rodzinie Mr. Hanky'ego, będzie miał ku temu okazję. A jeśli ktoś siedział do tej pory pod kamieniem i nie do końca wie, jaki jest kaliber dowcipu w „South Park”, wyjaśniamy – Mr Hanky to grudka kału, która mieszka w kanałach, ma żonę alkoholiczkę oraz troje dzieci. Poleca jeść dużo błonnika, bo to zdrowe dla naszych jelit.



Ale „Kijek Prawdy” to nie tylko bohaterowie znani z serialu. Przez kilka dni i nocy, które spędzimy w South Parku, stanie się naprawdę wiele. Pojawią się Obcy, walki z nazistowskimi zombiakami (krowy, martwe płody, a także bakterie z esesmańskimi czapkami...), epicka podróż przez odbytnicę niejakiego Mr. Slave'a oraz creme de la creme tej gry, czyli słynne na długo przed premierą wykonywanie aborcji. Z powodu aborcji oraz zabaw sondą analną gra została obcięta na konsolach. Polecam zatem wersję pecetową – nic wtedy nie stracicie. Takie scenki są nie tylko obrazoburcze, ale także potwornie zabawne. Wysysanie tego i owego Randy'emu Marshowi w rytm piosenki „Christmas Time is Once a Year” w Polsce ma podwójnie zabawny wydźwięk w kontekście niedawnego dyskursu na temat aborcji.



Ale „Kijek Prawdy” to też nie tylko jeden wielki, przezabawny dowcip o pierdnięciu. Oprócz tego to naprawdę niezły erpeg, którego ukończenie zajmie bez mała trzydzieści do czterdziestu godzin. Mechanika „Kijka Prawdy” wzorowana jest na długiej tradycji turowych jRPG-ów. Walka odbywa się na zmianę według wskaźnika inicjatywy. Gdy przed walką uderzymy grupkę przeciwników, mamy pierwszą turę. Każda postać podczas swoich pięciu minut może skorzystać z przedmiotu, a potem wyprowadzić atak wręcz, dystansowy, użyć specjalnej zdolności albo magii. O ile umiejętności dedykowane są klasom, o tyle magia jest wspólna dla wszystkich i opiera się na różnych rodzajach pierdnięcia. 



Same zdolności to już cymes. Żyd, którym ukończyłem grę, mimo tego że Cartman twierdził, jakoby przedstawiciele narodu wybranego nie mogą być zbawicielami, ma w zanadrzu takie cudeńka jak Wir Zagłady (drejdel, którym podpalamy przeciwników), Obrzekosa (izmel, którym podcinamy to i owo, nakładając krwawienie) czy atak finalny pod postacią różnych egipskich plag. Nasi koledzy wcale nie są gorsi. Stan może zawołać swego psa Sparky'ego, Kyle przywołuje kumpli łuczników, zaś Butters może stać się na moment Profesorem Chaosem. 



Nasze zdolności możemy rozwijać. Wraz ze wskoczeniem na kolejny poziom doświadczenia dostajemy jeden punkt do przydziału. I tak nasz drejdel może podpalić wrogów, zaś obrzezanie jednego niemilucha wywoła efekt „obrzydzenie” w reszcie wrogiej ekipy. Poza klasycznymi umiejętnościami mamy też szesnaście zdolności pasywnych. Te odblokowujemy w nieco inny sposób. Otóż South Park posiada własną wersję Facebooka. Im więcej mamy znajomych, tym zabawniejsza jest nasza ściana sieci społecznościowej. Ale to nie wszystko – dzięki nawiązywaniu kontaktów raz na jakiś czas odblokowuje nam się punkt zdolności pasywnych, który możemy wydać na np. zmniejszenie otrzymywanych obrażeń od ognia czy lepsze krytyki.



Mało? Każdy element ekwipunku ma specjalne gniazda, w które wkładamy stosowne strapony. Bronie mogą zadawać dodatkowe obrażenia, lepiej przebijać pancerz czy obrzydzać wrogów, zaś zbroje zyskają dodatkowe odporności czy możliwość kolejnego ataku po zabiciu przeciwnika. Ale to nie wszystko. Każda broń ma inne statystyki, działa inaczej i znacząco zmienia podejście do walki. Nie zawsze opłaca się brać np. łuk z lepszymi obrażeniami per strzał. Czasem lepiej zostać przy niskopoziomowych rzutkach, które co prawda nie mają zbyt mocnego uderzenia, ale strzelamy trzy razy do losowo wybranego przeciwnika. Wystarczy podpiąć pod rzutki efekt krwawienia i rzeź gotowa.



Jeśli jesteśmy przy krwawieniu, jest to niestety pięta achillesowa „Kijka Prawdy”. Gra jest przyjemnym wyzwaniem, dopóki nie zaczniemy korzystać z krwawienia. Znane miłośnikom erpegów bleeding damage to idealny sposób na to, by przeciwnicy wykończyli się sami. Efekt krwawienia kumuluje się do pięciu razy, więc często zdarza się tak, że naszym bohaterem rozdajemy ów efekt, a potem w następnej turze wrogowie sami padają na ziemię... Trochę szkoda, ale zawsze można podnieść poziom trudności z normalnego na wyższy.



W South Park jest co robić. Poza głównym wątkiem fabularnym, którego ukończenie zajmie nam blisko trzydzieści godzin, jest jeszcze masa rzeczy do odblokowania i znalezienia. Wraz z postępem fabuły zyskujemy kilka umiejętności. Dzięki gnomiemu proszkowi zmniejszymy naszą postać, a za pomocą sondy analnej dostaniemy się w niedostępne wcześniej miejsca. Wszystko to służy klasycznemu erpegowemu zbieractwu. Do zgarnięcia są różne rodzaje unikalnego ekwipunku, tony śmieci (junk items) oraz – co najważniejsze – Chinpokomony, czyli żartobliwe wersje Pokemonów. Tak, jest też znany z serialu But. Wypełnienie wszystkich misji pobocznych i znalezienie Chinpokomonów oraz gratów to kolejne kilka godzin zabawy. 



Wizualnie „South Park” zachowuje charakterystyczny, minimalistyczny styl kreskówki. Odpalicie zatem grę nawet na słabym pececie. Udźwiękowienie jest genialne. Głosy wzięte są prosto z serialu, a dodatkowo w tle pojawiają się różne piosenki. Oczywiście kto kreskówki nie zna, ten nie uśmiechnie się pod nosem, gdy usłyszy „Taco taco, burrito burrito”. A takich smaczków jest znacznie więcej.

South Park: Kijek Prawdy” to prawdziwa atomówka. Jest przezabawny w kontekście fabularnym, pełen gagów, żartów sytuacyjnych i krytyki znanej z kreskówki. Przekracza granice w kilku momentach, ale do tego też przyzwyczaiło nas ostatnie siedemnaście lat serialu. A do tego gra jest naprawdę dobrze napisanym erpegiem. Obsidian spisało się na medal, bo – co w przypadku tego studia nieco dziwi – gra prawie w ogóle nie ma błędów! Szkoda czasu na czytanie recenzji. Lepiej już zacząć grać i rżeć ze śmiechu.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Większość gier, które zaadaptowały film czy serial, nie spotkała się z pozytywnymi opiniami. I podobnie -... czytaj więcej
"South Park: Kijek prawdy" to najnowsza gra wyprodukowana przez studio Obsidian Entertainment znane... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones