Jest w Hollywood reżyser znany z filmów przeładowanych akcją, pościgami i efektami specjalnymi. Twórca ten w swoim dorobku ma już obrazy sensacyjne, historyczne, a nawet sci-fi. Gatunki filmowe
Jest w Hollywood reżyser znany z filmów przeładowanych akcją, pościgami i efektami specjalnymi. Twórca ten w swoim dorobku ma już obrazy sensacyjne, historyczne, a nawet sci-fi. Gatunki filmowe zgoła inne i znacznie różniące się od siebie, ale wszystkie te dzieła mają ze sobą jednak coś wspólnego - spotykają się zazwyczaj z chłodnym przyjęciem przez krytyków i… odnoszą finansowe sukcesy. Człowiek, o którym mowa, to oczywiście Michael Bay - twórca takich filmów jak "Bad Boys", "Twierdza", "Armageddon" czy "Pearl Harbor". Być może częściowo za kapitalne wyniki finansowe wyżej wymienionych odpowiedzialny jest też Jerry Bruckheimer - dotychczas stały producent dzieł amerykańskiego reżysera i jeden z najbardziej wpływowych ludzi w całej branży. Tezę tą zdają się potwierdzać słabe wyniki najnowszego filmu Baya, a jednocześnie pierwszego, przy którego realizacji nie uczestniczył Bruckheimer - o ile na świecie obraz ów poradził sobie nieźle, to w USA poniósł sromotną porażkę. Nie znaczy to jednak, że "Wyspa" jest filmem słabym czy głupim. Nic z tych rzeczy - śmiem twierdzić nawet, że jest to jeden z najlepszych obrazów Michaela Baya. Pod grubą otoczką ze spektakularnych pościgów ukryto bowiem aktualny problem, nad którym ludzkość powinna zastanowić się już teraz… Ale o tym za chwilę. Najpierw przenieśmy się 14 lat w przyszłość! Lincoln Sześć-Echo (w tej roli Ewan McGregor) żyje razem z tysiącami innych ludzi w zamkniętym, odizolowanym kompleksie. Nikt żyjący nie może osiedla opuszczać, ponieważ Ziemia została skażona, a oprócz ośrodka jedynym bezpiecznym i czystym miejscem jest tytułowa wyspa, na którą przenoszą się szczęśliwcy wybrani drogą losowania w loterii organizowanej przez władze. Wpływ ludzi rządzących kompleksem na jego mieszkańców jest zgoła większy - właściwie wszystkie dziedziny życia są ściśle kontrolowane. Pewnego dnia najlepsza przyjaciółka Lincolna - Jordan Dwa-Delta (Scarlett Johansson) wygrywa upragnioną możliwość zamieszkania na wyspie. Jednak traf chce, że mężczyzna odkrywa mroczną tajemnice osiedla, w którym żyją - wszystko, w co dotychczas wierzyli, jest kłamstwem i mistyfikacją, a wyspa nie istnieje. Lincoln i Jordan uciekają więc z dobrze pilnowanego kompleksu. W prawdziwym świecie dowiadują się, że są tylko klonami "hodowanymi" w charakterze składnicy narządów wewnętrznych potrzebnych do przedłużania życia swoim właścicielom. Tymczasem w pogoni za dwójką uciekinierów rusza specjalna grupa wynajęta przez doktora Merricka (Sean Bean) - zarządcy całego osiedla. Rozpoczyna się szalony pościg za uciekającą "zwierzyną"… Oprócz Ewana McGregora, Scarlett Johansson i Seana Beana w "Wyspie" zobaczymy również takie gwiazdy jak Djimon Hounsou, Steve Buscemi i Michael Clarke Duncan. Aktorstwo jest dobre, choć nie uświadczymy żadnej rewelacyjnej kreacji na długo zapadających w pamięć. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na postać graną przez Buscemiego - z pewnością zostanie ona polubiona przez widzów. Efekty specjalne - flagowy element amerykańskich superprodukcji - wypadają bardzo dobrze. Ekipie z Industrial Light & Magic udało się stworzyć klimatyczny i realistyczny świat klonów oraz majestatyczne i ruchliwe Los Angeles niedalekiej przyszłości. Myślę, że "Wyspa" będzie się liczyć na najbliższej ceremonii rozdania Oscarów w walce o statuetkę za ten element filmu. Na wyróżnienie zasługuje muzyka. Utwory, które usłyszymy, dobrze wkomponowują się w zgrabną całość. Zdjęcia autorstwa Mauro Fiore są już jednak średnie. Niby w filmie zobaczyć można ujęcia naprawdę genialne, ale dobre wrażenie psuje parę chaotycznie nakręconych sekwencji. W filmach Michaela Baya zawsze chodziło o akcję. W przypadku "Wyspy" jest jednak trochę inaczej. Owszem, miłośnicy efektownych "rozwałek" będą wręcz zachwyceni, ale scenariusz filmu "przemyca" jednocześnie bardzo ważne pytanie: Jak daleko może posunąć się człowiek chcący przedłużać sobie życie? Niewątpliwie za kilka, może kilkanaście lat rozwój medycyny i techniki umożliwi ludzkości klonowanie człowieka. Ale czy tworzenie ludzkich kopii w charakterze "magazynu z częściami zamiennymi" jest etyczne i czy nie staje się w końcu zwykłym morderstwem żywych przecież istot?