Ofiara własnego eksperymentu

Sami robimy sobie krzywdę, pokazując ekspansję ludzkości poza Ziemię zawsze w ten sam sposób. Dojdzie do tego, że nabawimy się traumy, jeszcze zanim masowe podróże w kosmos będą możliwe. Jak niby
"Prey" - recenzja
Sami robimy sobie krzywdę, pokazując ekspansję ludzkości poza Ziemię zawsze w ten sam sposób. Dojdzie do tego, że nabawimy się traumy, jeszcze zanim masowe podróże w kosmos będą możliwe. Jak niby mamy poczuć się w przyszłości bezpiecznie na stacjach kosmicznych, skoro w prawie każdej grze wideo w takim miejscu coś próbuje nas pożreć?



"Prey" dokłada do tej psychozy swoją cegiełkę. I robi to naprawdę sugestywnie. Duża zasługa w tym ogromu pracy, jaki w grę włożyło Arkane Studios. Ich najnowszy tytuł to istna perełka pod prawie każdym względem.

Choć na samym początku wszystko wygląda normalnie – pierwszy dzień pracy, podróż śmigłowcem do siedziby korporacji zajmującej się nowoczesnymi technologiami pozwalającymi przyswajać wiedzę za pomocą specjalnych wszczepów, potrzeba wykonania kilku testów… Szybko jednak na jaw wychodzi wielka mistyfikacja, a my zaczynamy walczyć o życie, na które czyhają tajemnicze bezkształtne istoty dysponujące na przykład możliwością zamiany w przedmioty codziennego użytku. A to jeszcze nie koniec. Okazuje się, że naszym ostatecznym celem ma być uchronienie Ziemi przed inwazją obcych Tyfonów. I choć zadanie to wydaje się sztampowe, to uwierzcie mi, droga do niego wcale taka nie będzie.



"Prey" trudno nazwać grą oryginalną. Łączy bowiem w sobie pomysły z takich gier jak "System Shock", "Bioshock" czy "Dead Space". Ale nic w tym złego! Arkane udało się stworzyć idealny kosmiczny thriller wypełniony po brzegi wciągającymi historiami, które pozwalają odkryć całą złożoność tego, co działo się na Talosie I. Co równie ważne, do celu nie prowadzi nas jedna, z góry ustalona ścieżka, a do tego szybko okazuje się, że nie wszystko jest takie, jakie wydawało się na początku.

To nie jest gra, w której powinniśmy się spieszyć. Jeśli oczekujecie wypełnionej po brzegi krwawej jatki, to zdecydowanie lepszym wyborem będzie dla Was "Doom""Prey" najlepiej smakuje wtedy, gdy rozkoszujemy się każdym jego kęsem. Poświęcając czas na czytanie e-maili i nagrań głosowych pozostawionych na stacji, dowiadujemy się coraz więcej o specyfice Tyfonów i tego, do czego w ogóle dochodziło na Talosie I. Spokojna i rozważna eksploracja zakamarków stacji pozwala nam także dostać się w miejsca, gdzie czekają na nas przydatne przedmioty oraz kolejne strzępki wiedzy.



Warto wspomnieć o ogromnej swobodzie, jaką dali nam projektanci gry. Tak naprawdę każdy problem jesteśmy w stanie rozwiązać na kilka sposobów i tylko od naszej spostrzegawczości i pomysłowości zależeć będzie, jak podejdziemy do zagadnienia.

Trafiłem raz do kostnicy, gdzie za zamkniętymi drzwiami znajdowała się karta dostępu do innej części stacji. Elektronicznego zamka nie dało się obejść, wszelkie metody siłowe także zawiodły, trzeba było obmyślić inny sposób. Przypomniałem sobie, że o samej karcie dowiedziałem się z lektury e-maili. Ponowne przeczytanie dało mi wskazówkę, że robot serwisowy co pół godziny wlatuje do pomieszczenia. Wystarczyło odczekać kilka minut, wkraść się za maszyną do środka i voilà! Karta oraz kilka innych przydatnych przedmiotów były moje. Potem z ciekawości poszperałem w sieci, aby poznać potencjalne inne rozwiązania. Okazało się, że gracze odnaleźli jeszcze ze cztery inne triki na przebrnięcie przez ten etap. A żeby było weselej, sama karta wcale nie była wymagana do tego, aby popchnąć fabułę do przodu.



Niemałą rolę odgrywają także neuromody, czyli wszczepy pozwalające na błyskawiczny rozwój wybranych umiejętności osoby, która je stosuje. Dzięki nim, bez żmudnego treningu, jesteśmy w stanie poprawić swoje cechy fizyczne, ale też np. posiąść wiedzę z zakresu rusznikarstwa czy hakerstwa. Jak nietrudno się domyślić, daje nam to kolejne możliwości pokonywania utrudnień. Uchylając rąbka historii, po kilku godzinach gry dostajemy też szansę na wykorzystywanie neuromodów, które pozwolą używać mocy tyfonów. Dzięki temu będziemy mogli na przykład zamienić się w jakiś mały przedmiot. Po co? Choćby po to, aby w tej postaci prześlizgnąć się przez niewielki otwór, niedostępny dla ludzkiej formy. Trzeba jednak sensownie planować rozwój naszej postaci. Neuromodów nie ma zbyt wiele i lepiej zdecydować się na obranie konkretnej ścieżki rozwoju „osobistego".

Oprócz wątku głównego czekają na nas najróżniejsze misje poboczne, w tym takie, które polegają na ratowaniu pozostałych przy życiu członków załogi Talosa I. Nieraz natykamy się także na ludzi, którzy służyli jako… cóż, króliki doświadczalne. Choć twierdzą oni inaczej, to z dokumentacji wynika, że są to różnej maści kryminaliści. Czy okażemy im łaskę, czy zostawimy samym sobie – to już zależy od naszej decyzji. Gra nie narzuca nam w żaden sposób sposobu postępowania z innymi "mieszkańcami" stacji. Możemy okazać im miłosierdzie, możemy też bezwzględnie dążyć do ostatecznego celu.



"Prey" rewelacyjnie buduje wrażenie realizmu. Twórcy z Arkane Studios wykonali kawał rewelacyjnej roboty, tworząc bardzo sugestywną stację kosmiczną, która powstała na bazie amerykańskiej i radzieckiej konstrukcji. Każdy obszar charakteryzuje się inną architekturą. Obszary biurowe wykonane w stylu art deco kontrastują z zimnem i ascezą kolejnych laboratoriów. Przemieszczając się po Talosie I, od razu widzimy, które fragmenty należały ongiś do części imperialistycznej, a które powstały ciężką pracą socjalistycznych rąk. Całość została podkreślona ogromną liczbą detali. Przedmioty walające się po pomieszczeniach pasują zastosowaniem do miejsc, gdzie je znajdujemy – w sekcjach mieszkalnych znajdziemy książki, kubki, zdjęcia w ramkach. W laboratoriach – odczynniki, mikroskopy, tace, dziwne próbki. Niby są to detale; coś, co normalnie ignorujemy. Ale właśnie to przywiązanie do szczegółów powoduje, że wizja Arkane staje się tak autentyczna.



Zwiedzanie Talosa I byłoby całkiem przyjemne, gdyby nie pałętające się co rusz Tyfony. Te tajemnicze istoty stały się podstawą do rozwoju technologii neuromodów, ale tak naprawdę ich prawdziwa istota nie została zgłębiona. Występują one w różnych odmianach i dysponują najróżniejszymi zdolnościami. Najmniejsze – mimiki – potrafią zamieniać się w różne przedmioty. Wiele razy podskoczyłem na krześle, kiedy nagle popielniczka zmieniała się w czarne bezkształtne coś i rzucała mi się do twarzy. W pewnym momencie, wchodząc do pomieszczenia, kontrolnie opukiwałem kluczem francuskim prawie każdy przedmiot (przemierzając Talosa, można znaleźć pomieszczenie w laboratorium, gdzie każda rzecz ma naklejkę z informacją "Not a mimic"). Oprócz tego natknąć się też możemy na kilka innych odmian Tyfonów. Walka bezpośrednia rzadko kiedy ma z nimi sens. Nawet jeśli nie jesteśmy skazani na pewną śmierć, to ubicie niektórych z nich może znacznie nadwyrężyć nasze zdrowie i osłony. Trzeba kombinować, wykorzystywać otoczenie (np. rury z łatwopalnym gazem), a w razie czego salwować się ucieczką.

Warto też wspomnieć o dostępnym uzbrojeniu. Jego pełen asortyment średnio przypadł mi do gustu. Ze wszystkich dostępnych, najczęściej korzystałem ze strzelby, pistoletu z tłumikiem, klucza francuskiego oraz czegoś, co się nazywa LEPIK. To ostatnie to jakby wyrzutnia szybko stygnącej masy, która idealnie nadaje się np. do zatrzymania w miejscu Tyfona, aby potem oklepać go kluczem francuskim. LEPIK to także urządzenie, dzięki któremu zabezpieczymy wycieki w kadłubie stacji, zatkamy nieszczelne rury, a przy odrobinie pomysłowości stworzymy sobie schody, które pozwolą nam wejść na niedostępną inaczej wyższą kondygnację.



Arkane Studios pokazało, że w zdolnych i doświadczonych rękach, CryEngine nadal daje radę. Można się może trochę przyczepić do animacji twarzy postaci, ale cała reszta wielokrotnie zapierała mi dech w piersiach. Kontakt z "Preyem" był cudowną odtrutką na niedociągnięcia ze "Sniper Ghost Warrior 3", a przecież to dokładnie ten sam silnik graficzny.

Zdecydowanie na plus trzeba też policzyć bardzo dobrą pełną polską wersję językową. Głosy aktorów zostały bardzo dobrze dobrane, a wypowiadane kwestie brzmiały sugestywnie. Choć odpaliłem tę wersję językową tylko z obowiązku i na chwilę, to jednak przy niej pozostałem już do napisów końcowych.



Nowy "Prey" okazał się dla mnie wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Pierwsza prezentacja gry nie nastroiła mnie dobrze do tego tytułu, tym bardziej że poprzednia wizja mająca być opowieścią o kosmicznym łowcy głów jakoś bardziej do mnie trafiała. Koniec końców "Prey" to dla mnie jedna z najlepszych gier tego roku. Jeśli tylko macie ochotę na wciągającą i niejednoznaczną historię osadzoną w alternatywnej historii, gdzie pierwsze skrzypce gra powolna eksploracja, nie zastanawiajcie się ani chwili. Miłośników dynamicznej akcji odsyłam z czystym sumieniem do innych tytułów.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones