Recenzja serialu

Teoria wielkiego podrywu (2007)
Andrew D. Weyman
James Burrows
Jim Parsons
Johnny Galecki

Teoria braku nudy, nieszablonowości i przerysowania

Seriale komediowe potrafią być żyłą złota, niczym El Dorado. Podczas gdy jednym zarzuca się wykorzystanie szablonu sukcesu (łączy się tutaj "Przyjaciół" z "Jak poznałem waszą matkę"), inne święcą
Seriale komediowe potrafią być żyłą złota, niczym El Dorado. Podczas gdy jednym zarzuca się wykorzystanie szablonu sukcesu (łączy się tutaj "Przyjaciół" z "Jak poznałem waszą matkę"), inne święcą triumfy dzięki zaskakującemu, nowatorskiemu pomysłowi. Dlatego "Teoria wielkiego podrywu" znalazła się w garstce sitcomów dających podglądaczom życia bohaterów radość przez wiele sezonów.

Jedna z teorii mówi, że im nowszy sezon, tym nudniejszy. Zespół scenarzystów dzielnie się jej przeciwstawia, pisząc dalej odcinki ciekawe, zabawne i stale zaskakujące. Mimo już piątego sezonu serial oglądany jest z nie mniejszą uwagą. A co najciekawsze, to nie relacje damsko-męskie wbrew pozorom są w nim najbardziej interesujące. Choć jakkolwiek by nie było, oczywistym jest, że muszą się pojawić. W "Teorii wielkiego podrywu" czeka się z niecierpliwością na kolejne naukowe przygody Sheldona i jego przyjaciół. Ich próba przeniesienia nauki na relacje międzyludzkie? Bezcenna.

Druga z teorii mówi, że im bardziej postaci są przerysowane, tym z większym zaciekawieniem ogląda się ich dole i niedole. Z tym już muszę się zgodzić w całości. Bowiem mamy tutaj (teoretycznie) nie dostosowanego do życia wśród ludzi Sheldona (Jim Parsons), którego największą wadą (aczkolwiek zaletą w kwestii komediowej) jest nerwica natręctw, niepotrafiącego wydać z siebie głosu w towarzystwie kobiet Raja (Kunal Nayyar), koszmarnie zestresowanego, ale usilnie starającego się zgrywać luzaka Leonarda (Johnny Galecki), bodajże najbardziej natrętnego w stosunku do kobiet faceta, Howarda (Simon Helberg) oraz kobietę-rodzynka, Penny (Kaley Cuoco), która jest totalnym przeciwieństwem całej grupki kujonów.

Chuck Lorre (odpowiedzialny także za "Dwóch i pół") oraz Bill Prady podarowali widzowi niesamowicie zabawny sitcom, który w bardzo przystępny, ale i niesamowicie zabawny sposób stara się widzowi wpoić zamiłowanie do nauk ścisłych. Jak na amerykański serial przystało, musi być w nim miejsce na sporą dawkę tolerancji rasowej czy narodowościowej, aczkolwiek już nie ma jej w stosunku do nauk humanistycznych czy osób mniej inteligentnych od głównych bohaterów. Jednak całość jest podana w sposób tak zabawny, że w ogóle nie zwraca się na to uwagi.

Aktorstwo po części jest genialne. Zwłaszcza jeżeli chodzi o "złodzieja scen", Parsonsa (zaskakujący, ale jakże nawiązujący do tego serialu epizod miał w "Powrót do Garden State", wspominając tam o posługiwaniu się językiem klingońskim). W chwili, gdy pojawia się na ekranie, nie obchodzi nas już prawie nic poza tym, co jego bohater tym razem wymyślił i w jaki sposób aktor nam to przekaże. Pojawiająca się w jednym z kolejnych sezonów Amy (Mayim Bialik) jest świetna póki kreuje się ją na damską kopię znerwicowanego bohatera. Jednak im bardziej zaczyna ona przejawiać "dziewczyńskie"cechy, tym bardziej jej postać staje się nudna. Co ciekawe talent komediowy aktorki (mimo zdecydowanej skłonności do pojawiania się w serialach), docenił nawet Woody Allen ("Nie wkładaj palca między drzwi"). Nayyar również daje z siebie co może, aczkolwiek w jego przypadku większym sukcesem jest sama kreowana postać. O tyle, o ile Helberg jest niesamowicie naturalny w nieumiejętności podrywaniu dziewczyn, o tyle Galecki zaczyna po pewnym czasie nużyć swoją jednostajną miną. Cuoco (seriale "Czarodziejki" czy "8 prostych zasad") jest po prostu taka sama jak w innych produkcjach tego typu. Niczym nie zaskakuje.

Moją teorią jest fakt, że jeżeli duet producencki Lorre-Prady, odpowiedzialny po części także za scenariusz, nie spocznie na laurach, "Teoria wielkiego podrywu" (jakkolwiek beznadziejnie w stosunku do oryginalnego przetłumaczony tytuł brzmi) na szansę zbliżyć się ilością odcinków i popularnością do tych najlepszych. A poziomem dawki rozrywki i uśmiechu na twarzy już może równać się z wymienionymi wyżej.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Głównym bohaterem "Teorii wielkiego podrywu" jest naukowiec Leonard Hofstadter (Johnny Galecki),... czytaj więcej
Gdzieś w zamierzchłej przeszłości roku 2007, Chuck Lorre oraz Bill Prady wpadają na pomysł nakręcenia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones