Recenzja filmu

Uczeń (2016)
Kiriłł Sieriebriennikow
Viktoriya Isakova
Pyotr Skvortsov

Troll z Pismem Świętym

Jednocześnie wydaje się, że Serebrennikov nie do końca rozpoznaje czysto rosyjski potencjał swojego filmu, zbyt blisko trzyma się tekstu von Mayenburga. Ten w wielu miejscach należałoby przyciąć.
O czym jest "Uczeń"? Na pierwszy rzut oka to film o szaleństwie współczesnego chrześcijańskiego integryzmu. Tytułowy bohater, Wieniamin, nastolatek w typowej rosyjskiej szkole – ponury samotnik stojący z boku rówieśniczej społeczności – nagle odkrywa w sobie powołanie płomiennego kaznodziei. Zaczyna przemawiać cytatami z Pisma Świętego, ciska gromy gniewnej retoryki w kierunku noszących skąpe stroje na lekcjach pływania koleżanek; uniemożliwia przeprowadzenie lekcji wychowania seksualnego; buntuje się przeciw nauczaniu w szkole teorii ewolucji. 



Jednak religijny fanatyzm to dla bohatera przede wszystkim próba ucieczki przed problemami wieku dojrzewania i sposób na skupienie na sobie uwagi całej szkoły, a także na narzucanie jej swojej woli. Bo przecież Rosja Putina chętnie podpiera się cerkwią: w szkole pop naucza "podstaw kultury prawosławnej", gdy Wienia samowolnie wiesza w klasie wielki krzyż, szkolna kadra zamiast go zdjąć, pobożnie się przed nim żegna. 

Jako opowieść wyłącznie o skrzyżowaniu władzy, religii i nastoletnich problemów "Uczeń" byłby banalny. Takie wrażenie zrobiła zresztą na mnie sztuka Mariusa von Mayenburga, na której opiera się film, wystawiona w Polsce przez Grzegorza Jarzynę w warszawskim TR na początku 2015 roku. Tekst przeniesiony w rosyjski kontekst rosyjski zyskuje jednak nowy wymiar. 

W filmie Serebrennikova nie wiemy, co tak naprawdę kieruje "konwersją" Wieni. Nie wiadomo, na ile jest ona w ogóle szczera, a na ile jest wyłącznie daleko posuniętym wygłupem. Reżyser pozostawia widzowi pole do własnej interpretacji. Wieniamin może być tyleż opętanym przez wiarę domorosłym inkwizytorem, co trollem z Pismem Świętym, testującym, jak daleko świat wokół pozwoli mu się posunąć, gdy kolejne przekroczenia, jakich się dopuszcza, obwarowane będą odpowiednim cytatem z biblijnej księgi. Sprawdzającym, kiedy dorośli powiedzą: "przestań, bredzisz!". 



Nie przypadkiem główny muzyczny motyw filmu to piosenka "God is God" słoweńskiej grupy Laibach. Zespół znany jest z trollowania totalitarnych estetyk XX wieku: jego członkowie przebierają się w mundury i nagrywaj teledyski na tle krajobrazów z nazistowskich filmów górskich, kotłując słuchaczy, którzy nie wiedzą, czy mają do czynienia z żartem czy z prawdziwymi faszystami.

A jednocześnie ten trolling Wieni trafia na podatny politycznie grunt. Uruchamia realne zmiany w szkolnej społeczności. Wyzwala antysemickie demony. Prowadzi w końcu do rzeczywistej tragedii. 

Historia ta szczególnie prawdziwie brzmi we współczesnej Rosji. Kraju, gdzie władza cynicznie przymierza i zrzuca różne ideologiczne kostiumy. Sama przy tym w żadną ideologię do końca wierzy. Od pewnego czasu chętnie oddaje anteny nawiedzonym mężczyznom opowiadającym o świętej Rusi, pogrążanej w upadku "Gejropie" i gniewie bożym. Także w ich wypadku nigdy nie wiadomo, na ile wierzą, w to co mówią. Przystojny, charyzmatyczny Wienia wygląda jak ktoś, kto mógłby zrobić  karierę w takiej roli. Sprawdziłby się jako wyciągany w chwilach kryzysu telewizyjny bojownik hardkorowego prawosławia, łączący zdecydowanie poglądów Tomasza Terlikowskiego z rozrywkowym talentem Kuby Wojewódzkiego. 



Jednocześnie wydaje się, że Serebrennikov nie do końca rozpoznaje czysto rosyjski potencjał swojego filmu, zbyt blisko trzyma się tekstu von Mayenburga. Ten w wielu miejscach należałoby przyciąć. Rytm filmu burzą długie, przegadane sceny, w których Wienia w nieskończoność przywołuje kolejne cytaty z Ewangelii czy "Dziejów Apostolskich". Jako blisko dwugodzinne widowisko "Uczeń" dłuży się, powtarza i męczy widza. 

Nie jestem też przekonany do wszystkich obsadowych wyborów. O ile Petr Skvortsov jako Wienia to strzał w dziesiątkę, o tyle Viktoriya Isakova jako jego główna antagonistka – postępowa nauczycielka Elena – przez większość ekranowego czasu irytuje przesadną afektownością. 

Ostatecznie "Uczeń" to film bardziej interesujący niż sztuka, na jakiej został oparty – pobudza intelektualnie i jest bogaty w konteksty, ale jako dzieło filmowe nie wypada tak dobrze. Niemniej warto o nim rozmawiać. Na seansie trzeba się jednak przemęczyć na dłużyznach. 
1 10
Moja ocena:
6
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones