Recenzja filmu

Renegaci (2017)
Steven Quale
J.K. Simmons
Sullivan Stapleton

Złoto dla bęcwałów

"Renegaci" – w swojej skończonej powadze i całym kiczowatym majestacie – przypominają hity z pasma nocnych marków, które nasi ojcowie oglądali z rumieńcami na twarzy i butelką piwa w ręce. Są tu
"Renegaci" – w swojej skończonej powadze i całym kiczowatym majestacie – przypominają hity z pasma nocnych marków, które nasi ojcowie oglądali z rumieńcami na twarzy i butelką piwa w ręce. Są tu twardzi mężczyźni i wojownicze kobiety, jest festiwal eksplozji i koncert na tysiąc giwer, parę rozkwaszonych nosów i kilka dowcipów z brodą. Ponieważ kluczem do sukcesu wydaje się w takim przypadku czystość konwencji, po raz pierwszy i ostatni raz posłużę się przykładem Liama Neesona, który w pojedynkę reinterpretował gatunek filmowy "facet z pistoletem idzie przed siebie": więcej strzelania, mniej gadania! 


Bohaterów, czyli zidiociałych komandosów, którzy każdy rozkaz traktują jako zaproszenie do dyskusji, poznajemy w trakcie akcji dywersyjnej w Sarajewie. Misja porwania lokalnego generała szybko zamienia się w regularną wojnę z użyciem czołgu oraz kordonu opancerzonych wozów i kończy demolką połowy miasta. Ogorzały Twardziel z Mroczną Przeszłością Numer 1 (Sullivan Stapleton) oraz jego nieogarnięci kumple numer 2, 3 i 4 trafiają na dywanik przełożonego, który po krótkiej połajance wręcza im po flaszce whisky i wysyła na urlop. Tam czeka już na nich legenda o zrabowanym Francuzom i ukrytym na dnie jeziora nazistowskim złocie. No i faktycznie, w retrospekcjach widzimy, jak oficerowie SS wywożą złoto z Paryża, chowają w jugosłowiańskim miasteczku, a następnie, po wybiciu wszystkich mieszkańców, ściągają na siebie kontratak partyzantów Broz Tity. Ci z jakiegoś powodu wolą wysadzić tamę i zalać dolinę niż – bo ja wiem – przegrupować się, przeczesać teren w poszukiwaniu ocalałych i zagarnąć łup dla siebie. Mniejsza. Najważniejsze, że ogorzały z kumplami mogą teraz zaplanować śmiałą akcję wydobycia złotych sztabek z głębin.

W normalnych okolicznościach łyknąłbym to wszystko bez popitki – sam plan jest tak absurdalny w założeniu, że trudno się nim nie ekscytować, z kolei modus operandi jednostek specjalnych to coś, co tygryski lubią najbardziej. Problem w tym, że reżysera Stevena Quale'a bardziej niż akcja interesuje rzeźbienie pomnika dzielnych amerykańskich chłopców. Bohaterowie przynoszą ogień biednym wieśniakom, otwarcie wyrażają wiarę w święty sens misji stabilizacyjnych, w dodatku pokazują kolegom po fachu z brytyjskiego SAS, że w mieście jest tylko jeden szeryf i kiepsko znosi konkurencję. Przypinanie tej narracji do tak krwawego i żywego we współczesnej świadomości epizodu, jaką była wojna w Bośni i Hercegowinie, jest nie tylko niesmaczne, ale i zwyczajnie głupie. Gdyby twórcy obejrzeli chociażby doskonałe "Złoto pustyni" Davida O. Russella, czyli film z grubsza na ten sam temat, wiedzieliby, że w przeciwieństwie do chciwości, filantropia kiepsko sprawdza się jako dźwignia fabularna – zwłaszcza jeśli przykrywa się ją listkiem figowym w rodzaju "rozterek cynika". 

   

Po tym, jak opadnie woal nostalgii, a twórcy zaspokoją głód oldskulowego "kina sensacyjnego", sensacją będzie jedynie to, że film nie trafił prosto na rynek kina domowego. Po nieźle zrealizowanym prologu, całość zapada w narracyjną śpiączkę. Wszyscy pieprzą na zmianę o wojskowych i ogólnoludzkich cnotach, chłopaki szykują sprzęt na wyprawę, co przywodzi na myśl niedzielne zakupy w Tesco, a kiepski film akcji zamienia się w pozbawiony napięcia heist movie. Kiedy wreszcie bohaterowie schodzą pod wodę, reżyser i operator idą na dno razem z nimi. W trakcie kluczowych scen widać i słychać niewiele, chociaż może to i lepiej, bo aktorzy zdecydowanie zyskują na grze w maskach tlenowych. J.K. Simmons dwoi się i troi, by powtórzyć rolę hardkorowego belfra z "Whiplash", lecz na drodze staje mu kategoria wiekowa PG-13. Chłopaki próbują mordować się z wykorzystaniem broni białej i gładkolufowej, ale kamerzysta ewidentnie boi się widoku krwi. Reżyser zaś próbuje zlepić z tego przygodową opowieść dla chłopców małych i dużych. Myślę jednak, że ci dawno już opróżniają magazynki w "Call of Duty", a ten skarbiec ze złotem zostawili tam, gdzie jego miejsce. 
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones