Recenzja filmu

3:10 do Yumy (2007)
James Mangold
Christian Bale
Russell Crowe

Mistrzowski pojedynek

"3:10 do Yumy" - remake klasycznego westernu, którego niestety nie miałem okazji oglądać. Szczerze przyznam, że niewiele filmów o Dzikim Zachodzie widziałem, ale tych kilka, które obejrzałem,
"3:10 do Yumy" - remake klasycznego westernu, którego niestety nie miałem okazji oglądać. Szczerze przyznam, że niewiele filmów o Dzikim Zachodzie widziałem, ale tych kilka, które obejrzałem, pozwoliło mi poznać amerykańską prerię z XIX wieku i prawo, a raczej bezprawie, które na niej panowało. Jednym z głównych bohaterów filmu jest Dan Evans. Jest kalekim weteranem wojny secesyjnej, który razem z żoną i dwoma synami osiadł w Arizonie. Ma problemy finansowe spowodowane przez suszę, która nastała po zatamowaniu jedynej rzeki płynącej w pobliżu jego gospodarstwa. Do tego dochodzi jeszcze choroba jego syna i związane z nią wydatki. Farmer rozpaczliwie szuka pieniędzy. Udaje się do miasta Bisbee, by sprzedać rodzinne pamiątki. Podczas podróży jest świadkiem napadu cieszącego się złą sławą bandyty Bena Wade’a na konwój. Ben niebawem zostaje schwytany, właśnie w Bisbee. Właściciele konwoju, który on okradł, są gotowi zapłacić ludziom, by ci odstawili Wade'a do pociągu, który zawiezie go do więzienia w Yumie... Na film czekałem długo, odkąd dowiedziałem się, że zagra w nim Crowe. Aktor spisał się w każdej swojej roli i miałem pewność, że i z tą sobie poradzi. "3:10 do Yumy" ma wartką akcję. Od pierwszej sceny coś ciągle się dzieje i oglądanie filmu nie może się nudzić. Niektóre sceny może i są naciągane, np. strzelaniny na pistolety i rewolwery, ale jak przymknie się oko, że mają mało wspólnego z prawdziwymi strzelaninami, to dobrze się prezentują na ekranie. Krajobrazy prerii, wąwozów i półpustyń przewijają się przez cały film, ale kamera dłużej się na nich nie zatrzymuje, by można było je podziwiać. Są po prostu tłem dla akcji westernu. Miasta pokazane w filmie mają typowy klimat Dzikiego Zachodu. Cała scenografia jest świetnie zrobiona, a wnętrza budynków nie wyglądają jak pomieszczenia w studio (takie wrażenie miałem, oglądając film "Tombstone" z 1993 roku. Jedyny minus, jakiego tu się dopatruję, to kolor wagonów pociągu do Yumy... Nie wiedzieć czemu, spodziewałem się czerwonego. Na tle Arizony i jej mieszkańców mamy dwójkę głównych bohaterów - Bena Wade'a (Russell Crowe) i Dana Evansa (Christian Bale). Najsłynniejszy złodziej Dzikiego Zachodu i zwykły farmer. Człowiek powszechnie znany i budzący strach, a po drugiej stronie skromny kaleki były wojskowy, który nie budzi szacunku nawet u własnego syna. Tych dwóch ludzi połączyła wspólna droga. Ich pojedynek psychologiczny był moim zdaniem bardzo dobrze pokazany. Bohaterowie, pomimo że reprezentują inne poglądy i poznali się, stojąc po przeciwnych stronach konfliktu, stają się sobie bliscy. Każdy z nich ma inny cel, ale ten cel łączy się z drugim. Evans, transportując Wade'a do pociągu, chce zarobić pieniądze i zyskać szacunek syna, Williama. Jednak William przez całą drogę podziwia Wade'a, z zaciekawieniem słucha jego historii o zuchwałych napadach. Dla niego to właśnie Ben jest prawdziwym mężczyzną, jakim Danowi będzie się ciężko stać. Evans jednak stara się robić wszystko, by zyskać w oczach syna i gotów jest za wszelką cenę odtransportować bandytę do pociągu. Ta misja, w przeciwieństwie do wojny secesyjnej, na której walczył, robi z niego bohatera. Sam Ben Wade też się zmienia. Pokazuje, że nawet bandyta jest człowiekiem i też ma swój honor, też kieruje się w życiu jakimiś zasadami. Zwierza się Evansowi ze swojej przeszłości, także z przykrego dzieciństwa. Często cytuje Biblię, umie dobrze rysować, jest wrażliwy - jednym słowem, nie pasuje na bandytę. Właśnie te zwierzenia i rozmowy tworzą między nimi pewnego rodzaju przyjaźń. Aktorzy wywiązali się ze swoich zadań rewelacyjnie. Christian Bale jako zwykły farmer - można było odnieść wrażenie, że naprawdę nim jest. Jego Evans to człowiek małomówny i niepotrafiący sobie poradzić z życiem, ale także człowiek, który ma zacięte spojrzenie i determinację w dążeniu do poprawienia losu swojej rodziny. Russell Crowe - pierwszy raz widziałem go na ekranie jako czarny charakter, ale i tutaj był przekonywujący w tym co robi. Dodatkowym plusem filmu jest Ben Foster - dla niego należą się największe brawa, ponieważ w porównaniu ze swoimi poprzednimi filmami tu zaprezentował się najlepiej. Dawno nie widziałem tak pokazanego bandyty - szaleńca, który jest dobry tylko w jednym - zabijaniu. Cała trójka stanęła w filmie do pojedynku na wysokim poziomie. Zarówno pojedynku aktorskiego, jaki tego na rewolwery. Całość podkreśla muzyka - oddaje klimat Dzikiego Zachodu, a kawałki "Bible Study", czy "3:10 To Yuma" to mistrzostwo. Trochę przeszkadzały mi zdjęcia - zbyt topornie robione, nie zawsze oddawały to co powinny, ale gdzieś czytałem, że takie było założenie operatora kamery - pokazać jak najsurowiej Dziki Zachód. Film polecam wszystkim, zwłaszcza fanom Crowe'a, fanom westernów (chociaż ci, którzy oglądają więcej westernów ode mnie, mogą surowiej patrzyć na nową "Yumę"), oraz ludziom, którzy lubią zakończenia, gdzie dobro zwycięża, ale nie jest to banalne i pełne zwycięstwo.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"There is a lonely train called 3:10 to Yuma..." śpiewał pięćdziesiąt lat temu Frankie Laine. Kto raz... czytaj więcej
Rok 1992 przyniósł premierę znakomitego filmu "Bez przebaczenia" Clinta Eastwooda, który słusznie uważany... czytaj więcej
"3:10 do Yumy" to remake znanego westernu z 1957 roku o tym samym tytule. Pytanie: po co robić remake,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones