Recenzja filmu

Assassination Nation (2018)
Sam Levinson
Odessa Young
Hari Nef

This is America

Sam Levinson, syn Barry’ego od hollywoodzkich klasyków, jak "Rain Man" czy "Good Morning, Vietnam", musiał zaskoczyć tatusia wyborem ścieżki filmowej, bo ta jest zuchwała i niezależna. Po
To jest ten film, który łatwo przeoczyć, bo z kina znika zbyt szybko, i który łatwo ominąć, patrząc na średnie cyferek bądź gwiazdek. W niektórych kręgach już kultowy, a fani już oglądają go cyklicznie. Swego czasu zrobił zamieszanie na nocnych pokazach festiwalowych na całym świecie i stał się midnight movie naszych czasów. Sam Levinson, syn Barry’ego od hollywoodzkich klasyków, jak "Rain Man" czy "Good Morning, Vietnam", musiał zaskoczyć tatusia wyborem ścieżki filmowej, bo ta jest zuchwała i niezależna. Po "Assassination Nation", jego drugim projekcie, widać szczerą miłość do kina i bezkompromisowe podejście do materii filmowej.

Historia rozgrywa się w Salem i opowiada o czterech dziewczynach, na które okoliczna społeczność urządza polowanie – zgadza się, to nie jest film subtelnych nawiązań. Na starcie dostajemy serię ostrzeżeń o zawartości, która na nas czyha w te 120 minut: przemoc, seks, przekleństwa i wiele więcej. Nie muszę chyba dodawać, że wymieniane przestrogi są jak zawartość pudełka czekoladek dla Forresta Gumpa. Po nadchodzących atrakcjach poznajemy Lily, jej koleżanki, rodziców, nauczycieli i sąsiadów. Miastem zaczynają wstrząsać ataki hakera, który upublicznia wszystkie tajemnice dorosłych. Rozpoczyna się poszukiwanie winnych. Chaos, jaki następuje, świetnie oddaje esencję nie tylko współczesnej Ameryki, ale i naszego świata: to rasizm, mizoginizm, homofobia, kastowość gotujące się w jednym kotle, gotowe do wybuchu – jak prawdziwa petarda.

Długo zanim nastąpi eksplozja obiecanej przemocy, Levinson atakuje nasze poczucie bezpieczeństwa. Wystylizowane do granic możliwości ujęcia przeplatają się z niepokojącymi obrazami, wybuchy śmiechu idą w parze z niebezpiecznymi wybuchami przerośniętego ego, a za atrakcyjną fasadą kryją się sekrety. Nawet romans Lily z tajemniczym Tatuśkiem jest złowróżbną strzelbą Czechowa. Zresztą "Assassination Nation" można śmiało zaliczyć do feministycznego kina akcji. Mężczyźni są tu głównie źródłem zła, nieszczęścia i seksualnych dewiacji. Z drugiej strony kobietom daleko do świętości – w końcu kiedy poznajemy Lily, opowiada o niestosownych ekscesach, na jakich spędziła popołudnie. Bohaterki są wyzwolone i zbuntowane, lecz też zobojętniałe i agresywne. Jednak kiedy świat staje na głowie, one potrafią się zjednoczyć. Nie dla zemsty, a żeby walczyć o przeżycie. I całkiem dobrze im to wychodzi. Diagnoza Levinsona: tylko winni rzucają kamieniami, ale niech oczekują, że ktoś odda.

Tyle że ta filmowa bestia nie chce być tylko diagnozą. To przede wszystkim brawurowa wizja. Autorskie widowisko. Eskalacja napięć zebranych przez pierwszą godzinę ma ujście w świetnie zainscenizowanym spektaklu rodem z gatunku home invasion. Nagrany w jednym ujęciu "numer pokazowy" będzie z pewnością omawiany i analizowany. Ponadto są tu perełki gore, ukłony w stronę exploitation, tony czarnego humoru i sceny, przy których publiczność może wiwatować i śmiać się w głos.

Wiele broni z arsenału Levinsona było już w użyciu wiele razy. Sam punkt wyjścia przypomina "Spring Breakers" w świecie "Nocy oczyszczenia". Czerwone płaszcze, w których dziewczyny pozują na plakatach z mieczami i karabinami, to motyw zaczerpnięty z japońskiego filmu z lat 70 "Stray Cat Rock: Delinquent Girl Boss" (w jednej scenie bohaterki oglądają ten film w telewizji). Ruchoma kamera jest blisko akcji, a montaż gna z kolejnymi ujęciami i dzielonymi ekranami. Feeria kolorowych filtrów maluje efektowne kadry, mocno nasączone czerwonym, białym i niebieskim, niczym flaga rozświetlona gwiazdami. Sceny akcji są wystylizowane równie mocno, co zwykłe spacery dziewczyn po korytarzach szkoły. Źrenice wręcz rozszerzają się od slow motion – a wszystko do mocnego bitu, od którego noga chodzi (K. Flay i "Black Wave"!). Może i wszystko było, ale kiedy film napędza tak dzika i niepowstrzymana siła, nie sposób oderwać się od ekranu.

"Assassination Nation" ma podwójną naturę: gorzki portret współczesnej Ameryki przykrywa atrakcyjna warstwa wizualna. Film kroczy po granicy fetyszu, co kontrastuje z poruszanymi tematami, których jest tu aż nadto. Polowanie na czarownice, wycieki danych, obłudni politycy, pokolenie Z, obsesja na punkcie wyglądu, media społecznościowe. Wszystkie tematy są aktualne i na wszystkie film ma coś do powiedzenia, nawet jeśli ma to być pyskowanie przemądrzałego nastolatka. Fabuła czasem ugina się pod tym ciężarem, a niektóre wątki są pobieżnie odhaczane. Można też Levinsonowi zarzucić, że stając przeciwko przemocy, sam eskapistycznie ucieka się do jatki. Jednak ironia lejąca się z ekranu razem z litrami posoki udowadnia, że to celowe zagranie ze strony reżysera – wręcz bezczelne jak jego bohaterki. Ten film ma gdzieś, co myślimy, dopóki myślimy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Assassination Nation" to taki film, którego recenzję trzeba by pewnie zapisać w serii hasztagów.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones