Recenzja filmu

Beowulf - pogromca ciemności (1999)
Graham Baker
Rhona Mitra
Christopher Lambert

Pan fikołek

"Beowulf – pogromca ciemności" to kino rozrywkowe. I tak je należy traktować. Średniowieczny epos posłużył tutaj tylko za kanwę do opowieści. Film nie stara się być wierną ekranizacją. Widać, że
"Beowulf" to pradawny poemat o heroicznym charakterze. To epickie dzieło jest jednym z najstarszych, jak i najważniejszych przykładów literatury staroangielskiej. Inspirowało na przestrzeni lat wielu artystów, od pisarzy po muzyków. Wystarczy wspomnieć, chociażby utwór "Grendel" w wykonaniu zespołu Marillion. Wątki i postacie z "Beowulfa" często są również wykorzystywane w grach wideo. Na uwagę zasługuje fakt, iż mimo leciwego wieku nadal stanowi on część ogólnie rozumianej popkultury. Nie jest zatem dziwne, że i świat kina upomniał się o niego, czego efektem jest szereg produkcji powstałych na przestrzeni dekad. Ostatnim przykładem może być "Beowulf" z 2007 w reżyserii Roberta Zemeckisa, który, będąc wierny materiałowi źródłowemu, stanowił ciekawy eksperyment z wykorzystaniem technik animacji. Niecałe dziesięć lat wcześniej za to światło dzienne ujrzał twór "Beowulf – pogromca ciemności".

Fabuła "Beowulfa" jest prosta jak budowa cepa. Oto pewne północne królestwo jest nękane przez potwora zwanego Grendel. Nikt nie jest w stanie mu sprostać do czasu, aż krainy nie odwiedza wojownik imieniem Beowulf. Udaje mu się pokonać potwora. Okazuje się jednak, że był on zaledwie synem swojej dużo potężniejszej matki. Ją też trzeba ubić, ponieważ sama jest potworem i lubi zabijać i jeść ludzi. Beowulf podejmuje się zatem zadania pozbycia się również rodzicielki potworów. Ze skutkiem pozytywnym. Dobrze, że Grendel nie miał większej rodziny. Film na tym się kończy, chociaż w oryginale jest także druga część zdarzeń, nią jednak nie ma sensu się zajmować. Jedyną gwiazdą produkcji jest Christopher Lambert. I to głównie jego nazwisko może przyciągać do obrazu w reżyserii Grahama Bakera. Mimo całej sympatii dla tego aktora lata 90. to okres, w którym częściej grywał on w dziełach niższej klasy, często całkiem obskurnych. Lambert opiera swoją kreację przede wszystkim na cedzeniu słów przez zęby, chcąc stworzyć postać budzącą respekt, której nic nie jest w stanie zaskoczyć. Jego gra nie jest zła, spełnia on swoje zadanie w sam raz, ale na pewno nie jest to rola, z którą jest kojarzony tak mocno, jak chociażby Connor MacLeod w "Nieśmiertelnym".

"Beowulf – pogromca ciemności" to dość typowy dla dekady obraz. Widać to w mocno industrialnej stylistyce oraz niezbyt udanych komputerowych efektach specjalnych. Kolejnym silnym akcentem o tym świadczącym jest użyta ścieżka dźwiękowa, w której dominują agresywne rytmy techno wyjęte prosto z jakiegoś parkietu. Akcja dzieła została przeniesiona z odległej przeszłości w bliżej nieokreśloną, postapokaliptyczną przyszłość, która jednak w wielu elementach przypomina średniowiecze. Można tego domniemywać z faktu, że akcja dzieje się na zamku, bohaterowie używają broni białej, a głównym środkiem lokomocji pozostaje koń. Lokacje są siermiężne, ponure oraz spowite w mroku. Wszędzie zwisają jakieś łańcuchy, a metal jest tak powszechny, że prawie czuć jego smak. Niebo zasnute jest nieprzerwanie ciemnymi chmurami. 

Postacie odziane są w skórzane, znoszone ubrania stanowiące mieszankę epok, w dodatku rzadko je zmieniają. Wszystko to tworzy atmosferę duszności, przygnębienia i swoistej beznadziei. I przez większość seansu twórcy próbują udowodnić, że każdy z protagonistów stoi na przegranej pozycji, niezależnie od podjętych decyzji. Ciężko jest polubić któregokolwiek z bohaterów. Wszyscy oni są smętni, gburowaci, cyniczni i sarkastyczni. Postawa ta ma stanowić pancerz chroniący przed ukazaniem ludzkich uczuć. Boją się oni bowiem nie tylko śmierci z rąk potwora, ale przede wszystkim własnych emocji oraz wspomnień. 

Tytułowy Beowulf nie stanowi tutaj wyjątku. Wyróżniają go mistrzowskie umiejętności walki, jak również siła fizyczna. Jej najlepszym dowodem są wykonywane przez niego z uporem maniaka fikołki. Starcie z każdym przeciwnikiem okraszone musi być kilkoma efektownymi saltami, niezależnie czy jest taka potrzeba, czy nie. Inną cechą Beowulfa, odróżniającą go od zwykłych śmiertelników, jest szósty zmysł. Potrafi on wyczuć podczas obiadu, że jedzenie jest niestrawne. Czuje także obecność Grendela, jak i innych potworów. Czuje zło w powietrzu. Dodatkowo w dialogach pada sugestia, że Beowulf nie jest do końca człowiekiem, lecz pochodzi ze związku kobiety i demona. Dlatego właśnie potrafi wyczuwać inne potwory. Są to czynniki silnie sugerujące podobieństwo z Wiedźminem oraz jego historią. Co ciekawe, postać grana przez Lamberta podobnie jak bohater Sapkowskiego, nosi włosy koloru siwego. Przypadek? Być może.

"Beowulf – pogromca ciemności" to kino rozrywkowe. I tak je należy traktować. Średniowieczny epos posłużył tutaj tylko za kanwę do opowieści. Film nie stara się być wierną ekranizacją. Widać, że twórcy raczej dobrze się bawili, kręcąc ten obraz i nie można im mieć tego za złe. Na pewno udało im się stworzyć ciężki i mocno industrialny klimat grozy. Produkcja na pewno posiada swój urok, będąc wiernym przedstawicielem epoki, w jakiej powstała.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones