Recenzja filmu

Bez Boga (2016)
Ralitza Petrova

Sztuka filmowania niczego

Typowa dla festiwalu w Locarno niestrawna autystyczna piła. Reżyserka zamienia kryminalno-obyczajową intrygę, która teoretycznie stanowi szkielet jej filmu, w studium kamienno-tępej twarzy
Nagrodzony w Locarno dramat obyczajowy. Festiwal w Locarno to chyba najbardziej "arthousowy" z wielkich festiwali, odpowiednik polskich Nowych Horyzontów. Właściwie sam jestem więc sobie winien, że nie uciekłem z krzykiem. Ten film to typowa dla tego festiwalu niestrawna autystyczna piła.

Sama tematyka wydaje się interesująca - ukazanie skorumpowanego, postkomunistycznego państwa w stanie moralnego upadku i społecznego uwiądu. Wszystko tu jest brzydkie i beznadziejne - począwszy od budynków, a skończywszy na ludziach je zamieszkujących. To oczywiście nie jest żaden zarzut - od tej strony film przypomina twórczość nieodżałowanego Aleksieja Bałabanowa, ze sztandarowym "Ładunkiem 200" na czele. Za tę ważną tematykę dodałem filmowi dwie gwiazdki, gdyż inaczej byłoby 1/10. Jednak tam, gdzie geniusz Bałabanow przekuł refleksję nad upadłym światem bez Boga, zasiedlonym przez upadłych ludzi, w chwytający za gardło thriller, grafomanka Petrova kryminalno-obyczajową intrygę, która teoretycznie stanowi szkielet jej filmu, zamienia w studium kamienno-tępej twarzy głównej bohaterki.

Można i tak. Jak twierdzi reżyserka, w swoich filmach stara się "budować jak największe napięcie poprzez ograniczenie się do pokazania samej istoty rzeczy, jak w poezji haiku. Dzięki temu widz może przeżyć prawdziwie głębokie doświadczenie". Niestety, tym czego ja głęboko doświadczyłem na jej filmie, była potworna nuda. Ten film to nie jest haiku, tylko bazgroł na marginesie powstały podczas rozpisywania długopisu. Oczywiście mam świadomość, że takie kino ma swoich gorących zwolenników (dzień dobry, panie Gutek) - w końcu i ten obraz został obsypany nagrodami. Nikomu nie odmawiam prawa do podziwiania na ekranie niczego. Mam nadzieję, że mnie nikt nie odmówi prawa do mówienia wprost, że dla mnie takie filmy są bezwartościowe.

Czarę goryczy przelała prymitywna metafora Góry Bez Boga. Tu już naprawdę ręce opadają i człowiek zaczyna się zastanawiać o co chodzi twórcy takich filmów. Bo z jednej strony cała historia opowiedziana jest niedomówieniami, półsłówkami, można powiedzieć "obok", niczym na słynnym obrazie "Pejzaż z upadkiem Ikara" Pietera Bruegla. Jest to zrobione - moim zdaniem - w nieudolny sposób, ale OK, taka była koncepcja, rozumiem; czy jej realizacja się udała czy nie, to już jest odrębna kwestia. Ale po tym wszystkim, po tym półtoragodzinnym "nieopowiadaniu" mamy nagle wygarnięty prosto z mostu morał oraz absurdalne zakończenie, które... co ma właściwie pokazywać? Karmę? Boską sprawiedliwość? Naprawdę, pani Reżyserko?

No i na zakończenie gra aktorska. Nagrody za główną rolę pielęgniarki Gany dla Ireny Ivanovej to chyba jakiś ponury żart. No chyba, że chodzi o docenienie umiejętności utrzymania tego samego tępego wyrazu twarzy przez prawie dwie godziny.

Podsumowując, miłośnikom kina "nowohoryzontalnego" mogę ten obraz z czystym sumieniem polecić. Wszystkim innym - szczerze odradzam.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones