Recenzja filmu

Billie Holiday (2021)
Lee Daniels
Andra Day

Panie i panowie, Billie Holiday!

Filmowe biografie muzyków z przewodnim motywem uzależnienia są zjawiskiem, które w kinie pojawiało się niejednokrotnie. "Ray", "Spacer po linie" czy "Bohemian Rhapsody" to tylko kilka przykładów,
Filmowe biografie muzyków z przewodnim motywem uzależnienia są zjawiskiem, które w kinie pojawiało się niejednokrotnie. "Ray", "Spacer po linie" czy "Bohemian Rhapsody" to tylko kilka przykładów, które niewątpliwie popierają to twierdzenie. Biorąc pod lupę tak wyjątkowe indywidualności, jak Ray Charles czy Johnny Cash, twórcy podejmują się niełatwego zadania. Tworząc rzetelny biograficzny obraz, nie da się przecież zobrazować w pełni szczegółowego całokształtu życia prywatnego i publicznego światowej sławy wykonawcy. Trzeba więc wybrać to, co najistotniejsze, najciekawsze, a przede wszystkim najbardziej filmowe.

Billie Holiday lub inaczej Lady Day była artystką, która do dziś wymieniana jest na listach najważniejszych dla historii jazzu wokalistek, a niejednokrotnie pojawia się na pierwszych miejscach takowych zestawień. Przyznać więc trzeba, że twórcy filmu "Billie Holiday" sięgnęli po figurę o bardzo wysokim statusie, jeśli chodzi o historię muzyki popularnej. Wybór ten nie jest jednak umotywowany tylko jej sławą, spór Billie Holiday ze Stanami Zjednoczonymi jest elementem przewodnim narracji całego dzieła i to on sprawia, że biografia artystki nabiera dodatkowego, politycznego aspektu.


Konflikt Lady Day z amerykańskim rządem trwał wiele lat, a jego punktem zapalnym stał się utwór Strange Fruit, nazwany później protest songiem przeciwko rasowej dyskryminacji. Piosenka ta nie mogła być wykonywana przez wokalistkę ze względu na jej tematykę, opowiada bowiem o brutalnym linczowaniu Afroamerykanów przez białych. Twórcy filmu niejednokrotnie podkreślają fakt owej cenzury nałożonej na występy Billie Holiday, a rzeczonego utworu, będącego na językach wszystkich bohaterów, nie usłyszymy w całości, przez ponad godzinę czasu ekranowego.

Nie oznacza to jednak, że inne piosenki artystki zostały pominięte, jak przystało na biografię muzyczną, film przesiąknięty jest materią dźwiękową. Sceny klubowych występów głównej bohaterki pokazane są w charakterystyczny dla gatunku sposób. Psia perspektywa, montaż skomponowany zgodnie z rytmem słyszanych utworów, przeplatające się obrazy artystki, kapeli i widowni, zgodne z ówczesnymi trendami kostiumy, a przede wszystkim przepiękne wykonania utworów – te elementy sprawiają, że widz nie doświadczy znudzenia, oglądając sceny koncertów w "Billie Holiday".

Ze względu na istotność muzyki i owych scenicznych wystąpień bohaterki, kluczowa dla filmu jest kreacja Andry Day. Aktorka zagrała w filmie fenomenalnie, pokazując szeroki wachlarz swoich zdolności. Sposób jej gry określiłbym wysublimowanym rodzajem method actingu, ponieważ Day na ekranie głęboko przeżywa emocje swojej bohaterki, znajduje jednak miejsce dla własnej interpretacji postaci Billie Holiday. Przepięknie wykonuje utwory wokalistki, grając przy tym nie tylko głosem, ale również gestem, mimiką i spojrzeniem.

Przyglądając się obsadzie, nie sposób zapomnieć o filmowym partnerze Andry Day. Trevante Rhodes, znany przede wszystkim ze świetnej roli w nagrodzonym trzema Oscarami filmie "Moonlight", również okazał się strzałem w dziesiątkę. Oglądając tę dwójkę na ekranie, widzimy jak ich charaktery oraz sposób gry wzajemnie się uzupełniają. Jimmy Fletcher, postać, w którą wciela się Rhodes, jest najbardziej niejednoznacznym bohaterem w filmie. Z jednej strony jest zakochany bez pamięci w Billie Holiday i uwielbia jej twórczość, z drugiej zaś jest pracującym w wydziale ds. narkotyków agentem FBI, który bezustannie inwigiluje życie artystki. Posługując się jego postacią oraz wspomnianym wyżej utworem Strange Fruit, twórcy poruszyli  nadal żywy temat dyskryminacji Afroamerykanów.

Film przez większość swojego czasu daje nam do zrozumienia, z jak poważnym problemem starała się zmierzyć Lady Day. Twórcy posługują się jednak dość nietypowym (nie znaczy niespotykanym) bohaterem. Jimmy Fletcher jako czarnoskóry agent FBI bezpośrednio przyczynia się do cierpienia kobiety walczącej o prawa dla jego własnej rasy. Nie robi tego sam, w biurze przebywa z nim bowiem wielu podobnych do niego funkcjonariuszy. Co ważne, biuro to zostało skontrastowane z innym, prawie identycznym, jednak charakteryzującym się obecnością tylko białych mężczyzn pomieszczeniem. Wprowadzenie takiej postaci oraz posługiwanie się kontrastami, które nie krytykują jedynie białych, ale również ukazują bezpośrednią winę niektórych Afroamerykanów, jest zaskakujące. Czy w takim razie "Billie Holiday" nie jest moralitetem? Nic bardziej mylnego. Twórcy nie omieszkali niejednokrotnie rzucić w widownię obrazami bez wątpienia pokazującymi dyskryminację rasową, włączając w to napisy kończące dzieło.   

Źródłem rasizmu w filmie staje się tytułowy antagonista tzn. Stany Zjednoczone lub raczej ich rząd, a w szczególności dyrektor Federalnego Biura ds. Narkotyków — Harry Anslinger (Garrett Hedlund). Mężczyzna ten wykonując powierzone mu przez J. E. Hoovera zadanie, dokłada wszelkich starań, aby Billie Holiday nie mogła wykonywać utworu Strange Fruit. Twórcy skupili się przede wszystkim na funkcjonowaniu wewnętrznych struktur, które przyczyniły się do nakładania cenzury na właśnie to dzieło. Pokazali jak wpływową, a jednocześnie niewygodną dla amerykańskiego rządu postacią, była Lady Day. Najłatwiejszą drogą do usunięcia jej sprzed oczu publiczności okazała się ta dla artystki najcięższa, czyli uzależnienie od heroiny.


.

Popularna wówczas, również (a może szczególnie) w środowisku muzyków jazzowych używka, jest elementem budowy niejednej filmowej kreacji. Nie dziwią więc już obrazy wpływającej do strzykawki stróżki krwi, wbijana w przedramię igła czy wywrócone w górę gałki oczne przyjmującego substancję narkomana. Twórcy sięgnęli po oklepane zabiegi. Mające wywoływać niepokój sceny nie spełniają swojej funkcji i mimo faktu, iż ten aspekt życia artystki jest niezmiernie ważny, w filmie potraktowany został w sposób szablonowy. Jedynie gra aktorska Andry Day sprawiła, że nałóg nabrał wymiaru adekwatnego do stopnia swojej ważności.

Film "Billie Holiday" ewidentnie został zrealizowany w kilku oddzielnych celach. Po pierwsze i najważniejsze pokazanie publiczności jednej z najważniejszych w historii wokalistek jazzowych, która ze względu na prężnie ewoluujące trendy rządzące przemysłem muzycznym, przez wielu jest zapomniana lub nawet nieznana. Po drugie skupienie się na stale aktualnym problemie dyskryminacji rasowej w USA. Last, i niestety w tym przypadku least, ukazany został motyw narkomanii. Scalenie tych wszystkich elementów  w jednej fabule, nie było rzeczą trudną ze względu na biografię artystki. Reżyserowi Lee Danielsowi zapewne udało się spełnić swoje założenia oraz w znacznej większości oczekiwania wobec tego filmu
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones