Recenzja wyd. DVD filmu

Ciało dla Frankensteina (1973)
Paul Morrissey
Antonio Margheriti
Joe Dallesandro
Monique van Vooren

Ta głowa jest od innego człowieka...

Paul Morrissey był asystentem Andy’ego Warhola i jednym z jego stałych współpracowników. Wraz z nim nakręcił tak znaczące dla undergroundu obrazy, jak choćby „Chelsea Girls” czy „Lonesome
Paul Morrissey był asystentem Andy’ego Warhola i jednym z jego stałych współpracowników. Wraz z nim nakręcił tak znaczące dla undergroundu obrazy, jak choćby „Chelsea Girls” czy „Lonesome Cowboys”. W latach 1973 – 74 Morrissey stworzył dwa nawiązujące do klasyki powieści gotyckiej horrory: „Flesh for Frankenstein” oraz „Blood for Dracula”. Oba powstały pod patronatem papieża pop-artu i z jego błogosławieństwem (Warhol był także jednym ze współproducentów). „Flesh for Frankenstein”, znany również jako „Andy Warhol’s Frankenstein”, to awangardowa wariacja na temat historii wywiedzionej z klasycznej powieści Mary Shelley. Baron Frankenstein, w groteskowej i przerysowanej interpretacji Udo Kiera, jest obłąkanym i odstręczającym despotą – nekrofilem. Aby dopiąć swego celu – stworzenia bezwzględnie mu oddanej rasy nadludzi, nie waha się posunąć nawet do morderstwa. W ten sposób pozbawia głowy przyjaciela jednego ze swoich sług. A sługa to nie byle jaki, bowiem grany przez warholowskiego przystojniaka Joe Dallesandro. Nie dość, że nawiązuje romans z żoną barona, to jeszcze zaczyna niezdrowo interesować się jego tajemniczymi eksperymentami, chcąc dociec, kto tak naprawdę stoi za zabójstwem jego kompana i… gdzie podziała się jego głowa... Pierwotnie dzieło Morrisseya prezentowane było w technice 3D, co niewątpliwie mogło dostarczać sporo ciekawych przeżyć. Tym bardziej, że flaków i krwi na ekranie nie brakuje. Bowiem „Flesh for Frankenstein” to produkcja z pewnością nietuzinkowa i bezkompromisowa. Szkoda jedynie, że tak strasznie pusta. To po prostu krwawa zabawa konwencją, która ogranicza się do gromadzenia dużych ilości efektów szoku i scen seksu. Horror z tego raczej średni, bowiem grozy czy napięcia się tu nie uświadczy, tym bardziej, że film przez cały czas balansuje na granicy pastiszu. To co jednak w tym wszystkim najgorsze, to drętwe aktorstwo praktycznie wszystkich odtwórców ról i ich pokraczny angielski. Kier broni się jeszcze swoją charyzmą, ale reszta jest już w większości straszna: czy to drewniany do bólu Dallesandro, czy ograniczający swe aktorskie chwyty do ciągłego wytrzeszczu oczu Arno Juerging, który wciela się w pomocnika barona imieniem Otto. Oczywiście można na te mankamenty przymknąć oko, tym bardziej, że strona realizacyjna jest już bardziej przyzwoita. A raczej można by było, gdyby film oferował coś w zamian. Oczywiście, jako miłośnik gore, doceniam duże ilości posoki, jaka przelewa się przez ekran, ucinane głowy i inne atrakcje, ale... to jednak nie wszystko. Całość sprawia dla mnie wrażenie nazbyt wykoncypowanej i mechanicznej. Brak w tym duszy, przez co jakoś ciężko czerpać satysfakcję z seansu. Choć jako ciekawostkę koneserom filmowej awangardy na pewno nie zaszkodzi obejrzeć.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones