Recenzja filmu

Crimson Peak. Wzgórze krwi (2015)
Guillermo del Toro
Mia Wasikowska
Jessica Chastain

Naznaczeni krwią

Guillermo del Toro udało się wspaniale pokazać swoich bohaterów jako samotne jednostki, które połączył wspólny koszmar. 
"Crimson Peak. Wzgórze krwi" należy do gatunku, który przeważnie unikam. Mordy, upiory, przeklęte domy czy ludzie nigdy nie przyciągały mnie w dużej mierze. Film ten jednak ma coś w sobie, że mam chęć go oglądać i to po kilka razy. Bo "Wzgórze krwi" to nie tylko opowieść o upiorach nawiedzających pewien zrujnowany dom i uprzykrzających życie młodej dziewczynie, ale również historia zgubnych namiętności i chorej, destruktywnej miłości. Reżyser Guillermo del Toro ("Kształt wody"), wspaniale pokazał historię trojga ludzi zamkniętych w pułapce bez wyjścia.


Bogata Edith Cushing (Mia Wasikowska, "Alicja w Krainie Czarów"), jako mała dziewczynka została nawiedzona przez zmarłą matkę, która ostrzegła ją przed Wzgórzem Krwi. Czternaście lat później dziewczyna poznaje zubożałego baroneta Thomasa Sharpa (Tom Hiddleston, "Avengers"), w którym się zakochuje, ich związkowi jednak sprzeciwia się jej ojciec (Jim Beaver). Gdy mężczyzna ginie w tajemniczych okolicznościach, załamana Edith decyduje się wyjść za Thomasa. Wkrótce wspólnie z nim i jego siostrą Lucille (Jessica Chastain, "Interstellar"), przenosi się do ich zrujnowanej posiadłości. Bardzo szybko się orientuje, że nie są w niej całkiem sami, a własne śledztwo uświadomi jej, że wpadła w pułapkę, gdyż zbyt późno zrozumiała ostrzeżenie sprzed lat


Film mocno się zaczyna i równie mocno się kończy. Od samego początku mamy świadomość, że przyjdzie nam oglądać dzieło mroczne i trudne. I faktycznie, pod tym względem "Crimson Peak" nie zawodzi. Ukazywane tu zjawy są przerażające, skąpane w czerni lub jeszcze częściej czerwieni, poruszające się z trudem i wyrażające się w sposób mało zrozumiały, to najmocniejsza strona dzieła del Toro. W filmie przeważają ponure barwy - brązy, czernie, granaty. Na ich tle kolorowa Edith wygląda jak piękny motyl wśród ciem. Jednak największe wrażenie robi stara posiadłość Allerdale Hall, w której na każdym kroku wychodzi nędza i już na sam widok przechodzą ciarki. Patrząc na nią, nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby obok niej przechodzić, a co dopiero mieszkać.

 

Słabości filmu wychodzą już jednak w grze aktorskiej. Wasikowska jest tu najsłabszym ogniwem. Jej gra opiera się na jednej zbolałej minie i rzadkich uśmiechach. Edith w jej wykonaniu to wciąż dziecko, chowane pod korcem, bujające w obłokach i odrealnione. A im dalej w przysłowiowy las, tym bardziej aktorce zaczyna brakować pomysłów na siebie, ograniczając się tylko do kolejnych szokujących spotkań z duchami, nieudolnie próbującej zrozumieć, co się wokół niej dzieje i w końcu zadającej sobie trud, aby się dowiedzieć, za kogo ona właściwie wyszła.


Nieco lepiej radzą sobie Chastain i Hiddleston. Ona wspaniale ukazuje kobietę o antypatycznym wyrazie twarzy i skrajnie wyniosłej. Lucille to zupełne przeciwieństwo niewinnej Edith - surowa, zahartowana, władcza, twardo stąpająca po ziemi. Dla niej cel zawsze będzie uświęcał środki i dla jego osiągnięcia, będzie szła dosłownie po trupach. On z kolei ukazuje człowieka nie tyle złego, co słabego. Thomas Sharp w jego wykonaniu to w rzeczywistości chłopiec zdominowany przez władczą siostrę i rodową spuściznę, nieumiejący wyrwać się spod jej wpływu, oraz niezdolny do zerwania z przeszłością.

 

Jednak "Crimson Peak. Wzgórze krwi" to zdecydowanie film feministyczny. To kobiety tu rządzą, walczą, ratują i zabijają. Mężczyźni sprowadzają się tu raczej do roli słabeuszy, którymi łatwo manipulować. Wspaniałym przykładem jest tu postać zakochanego w Edith lekarza (Charlie Hunnam, "Pacific Rim"), który przybywa na pomoc tylko po to, aby samemu tej pomocy potrzebować.

Film dopiero w końcowych dwudziestu minutach staje się świetnym dreszczowcem, na jaki liczyliśmy, i w którym kibicujemy tym dobrym, aby pokonali tych złych. Jednocześnie jednak odliczamy minuty do chwili, gdy w końcu opuścimy to przegniłe i nawiedzone domostwo i jedyne co pozostanie, to napisy końcowe.


"Crimson Peak. Wzgórze krwi" jest na prawdę świetnie nakręconym, choć może nieco banalnym horrorem, który będzie wzbudzał w widzu, może nie tyle strach, co lekki niepokój, nawet po którymś z kolei obejrzeniu. Guillermo del Toro udało się wspaniale pokazać swoich bohaterów jako samotne jednostki, które połączył wspólny koszmar. Na koniec główna bohaterka jasno przyzna, że nie każda dusza zazna spokoju, gdyż niektóre z nich już za życia wybierają drogę naznaczoną krwią i zniszczeniem, oraz, że ona sama jest z nimi połączona już na zawsze.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Guillermo del Toro ma smykałkę do klimatycznych horrorów. Sprawdza się na tym polu zarówno jako reżyser... czytaj więcej
Guillermo del Toro to twórca znany nie tylko z podejmujących trudne tematy, mrocznych produkcji, takich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones