Recenzja filmu

Człowiek bez twarzy (1993)
Mel Gibson
Mel Gibson
Nick Stahl

Urokliwy debiut reżyserski Mela Gibsona

Kiedy Hollywood ma w swoim zanadrzu uśmiechniętą twarz Mela Gibsona, to zrobi wszystko, aby ów uśmiech z niej nigdy nie zniknął. To może być uzasadnienie, dlaczego Mel wziął wszystko we własne
Kiedy Hollywood ma w swoim zanadrzu uśmiechniętą twarz Mela Gibsona, to zrobi wszystko, aby ów uśmiech z niej nigdy nie zniknął. To może być uzasadnienie, dlaczego Mel wziął wszystko we własne ręce i postanowił wyreżyserować swój pierwszy film – "Człowieka bez twarzy". Podążając śladami uświęconej wiekami tradycji, według której przystojni aktorzy udowadniają swoją powagę poprzez ukrywanie wyglądu, osadził siebie samego w tytułowej roli odludka z oszpeconą bliznami połową twarzy (druga, zdrowa i piękna połowa pojawia się co prawda w kadrze znacznie częściej, ale to pewnie tylko drobne przeoczenie). Jako były nauczyciel główny bohater rozkoszuje się ariami operowymi i biegle włada łaciną, co przywodzi nam raczej na myśl Gibsona z "Hamleta" niż bardziej popularnego Martina Riggsa z "Zabójczej broni". Najlepsze, co może zostać powiedziane o reżyserii w wykonaniu Gibsona, jest to, że sprawia, że możemy zapomnieć, iż to właśnie on stoi po drugiej stronie kamery. "Człowiek bez twarzy" jest świeżym, malowniczym obrazem, którego akcja rozgrywa się w 1968 roku we wręcz bajkowej nadbrzeżnej wiosce w stanie Maine. Film ten opowiada historię dwunastoletniego Chucka Norstadta, który czuje się outsiderem w swojej własnej rodzinie i wśród rówieśników. Jego kochliwa matka (Margaret Whitton) i kłótliwe przyrodnie siostry (Gaby Hoffman i Fay Masterson) sprawiają, że chłopak czuje się wyobcowany i brakuje mu autorytetów, gdyż jego ojciec już dawno nie żyje. Odpowiedzią Chucka na niechętny mu świat jest usilne pragnienie dostania się do szkoły wojskowej, pomimo że jego matka uważa tego typu organizacje za szkodliwe, żeby nie rzec faszystowskie. Niestety nasz bohater oblewa egzamin wstępny, a nic nie wskazuje na to, że ktoś z rodziny wesprze go w jego smutku. Nadchodzi czas na spotkanie z Justinem McLeodem, miejscowym odludkiem, który próbuje ukryć swoje kalectwo poprzez unikanie innych ludzi. Pełen obaw, budzący nasze współczucie Justin jest tak odizolowany od otaczającego go świata, że nawet zakupy robi już po zmroku. Zaczynają się sekretne spotkania pozbawionego ojca Chucka z Justinem. Te męskie wizyty przeradzają się w swojego rodzaju lekcje, podczas których obaj czytają na głos dzieła światowej literatury typu "Kupiec wenecki" przy świetle świec. W takiej to atmosferze dowiadujemy się, że Justin został poparzony w wypadku samochodowym i że przeszłość Chucka również kryje bolesną tajemnicę. Obaj zwierzając się, pomagają goić się starym, zabliźnionym już ranom. W międzyczasie w mieście aż grzmi od plotek na temat podejrzanego związku, jaki nawiązał się między nauczycielem, a jego nowym młodym przyjacielem. Jest parę momentów, podczas których "Człowiek bez twarzy" pozwala nam przyjrzeć się umiejętnościom reżyserskim Mela Gibsona. Atmosfera towarzysząca filmowi i kreacji Mela jako Justina jest przez większość filmu bardzo podniosła i silna, a dodanie do tego Chucka w wykonaniu Nicka Stahla skutecznie wyciska łzy. W chwili, kiedy Justin opowiada o trudnościach losu, jakie napotkał na swojej drodze i o małoduszności swoich sąsiadów, film traci trochę ze swojego uroku, stając się w sposób oczywisty sentymentalny. Na szczęście Gibson utrzymuje większość filmu w głębokiej i wiarygodnej tonacji, a Stahl tworzy postać niezwykle prawdziwą i poruszająco samotną. "Człowiek bez twarzy" ze swoimi bohaterami czytającymi Balzaca i ich niezaprzeczalną erudycją chwilami bywa męczący. Jednak czarujący pan Gibson nawet, gdy wyjaśnia zadania matematyczne, pisząc markerem po szybie okna z widokiem na ocean, sprawia, że absurdalne sytuacje stają się łatwiejsze do zniesienia. Margaret Whitton jest równie przekonująca w roli matki Chucka, inteligentnej kobiety spragnionej prawdziwej miłości i ciągle jej poszukującej. Zasługą filmu i scenarzysty Malcolma MacRury’ego jest niewątpliwie to, że nie tworzy z głównych bohaterów jednej wielkiej szczęśliwej rodziny, co zburzyłoby cały, tak niewinny urok filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones