Powrót na właściwą drogę

Po nieco ponad dwóch latach czarnoskóry raper powraca jednak z drugą częścią opowieści o kowalu z żelaznymi pięściami. Tym razem w obsadzie znalazły się o wiele mniej znane nazwiska, a sam film
Reżyserski debiut RZA mimo gwiazdorskiej obsady spotkał się z naprawdę chłodnym odbiorem ze strony publiczności, ponosząc srogą porażkę kasową. Po nieco ponad dwóch latach czarnoskóry raper powraca jednak z drugą częścią opowieści o kowalu z żelaznymi pięściami. Tym razem w obsadzie znalazły się o wiele mniej znane nazwiska, a sam film trafia od razu na rynek dvd. Murowana klapa? Bynajmniej.

W przeciwieństwie do oryginału stołek reżysera zajął spec od niskobudżetowych sequeli - Roel Reine ("Wyścig śmierci 2", "Król Skorpion 3") i najzwyczajniej w świecie ogarnął cały chaos, jakim była część pierwsza. "The Man with the Iron Fists 2" to zupełnie nowa, oddzielna, a przede wszystkim spójna historia. Jeden, jasno nakreślony wątek i liczba postaci ograniczona do niezbędnego minimum. Zniknął karykaturalny klimat, przerysowani bohaterowie i nic nie wnoszące wątki poboczne. Teraz jest tylko zwyczajna wioska pełna górników uciskanych przez bezwzględny Klan Żuka. W dobie narastającej przemocy i opresji wśród ludu formuje się prosty plan - obalić ciemiężyciela. Idealnym do tego człowiekiem wydaje się nieformalny lider górników - Li Kung (Dustin Nguyen), który jak to na bohatera przystało, skrywa naznaczoną bólem przeszłość.

Ktoś mógłby powiedzieć, że taka trywialna historia to nuda i po części będzie miał rację. Lecz zwariowany, pastiżowy klimat pierwszej części nie przypadł publice do gustu, więc to chyba dobrze, że twórcy próbują czegoś nowego? Zwłaszcza że obrana przez nich ścieżka zwyczajnie się sprawdza. Klasyczna opowieść daje wiele pretekstów do walk, a całość reżyser przedstawia nadzwyczaj sprawnie, wieńcząc swoje dzieło zaskakującym, a jednocześnie logicznym zakończeniem.

Podczas seansu czuć, że wszyscy twórcy po prostu się postarali i zamiast kombinować robili swoje. To prawda, że walki są mało zróżnicowane, a cały film dzieje się w zaledwie kilku lokacjach. Aczkolwiek z drugiej strony choreografia stoi na przyzwoitym poziomie, wykorzystano potencjał kategorii wiekowej R - efekty gore robią wrażenie, a zdjęcia są odpowiednio wysmakowane. To kino klasy B zrobione na bogato, można powiedzieć nawet, że z rozmachem, co widać szczególnie w pełnym akcji i wybuchów finale.

Konkretną stronę wizualną uzupełnia kapitalna muzyka. Zarówno inspirowane wschodem kompozycje instrumentalne, jak i oszczędnie użyty rap idealnie wpasowują się w klimat filmu w oryginalny sposób budując napięcie podczas walk i brzmiąc zupełnie inaczej niż typowy zimmerowski soundtrack, jaki obecnie można usłyszeć w trzech czwartych komercyjnych blockbusterów.

Niespodziewanie RZA zrobił tylko to, co do niego należało i usunął się w cień, zostawiając produkcję w dobrych rękach. Tytułowa postać to właściwie bohater trzecioplanowy, który jednak odgrywa drobną, acz konieczną dla spójności fabuły rolę. Osobiście uważam, że wplatając w taki sposób tę postać do historii można stworzyć całą serię świetnych filmów i ciekawą markę. Z uwagą będę więc śledził informacje dotyczące kolejnej części.

Choć nie ma co mydlić oczu, wystarczy przeczytać tytuł i wiadomo, z jakim gatunkiem ma się do czynienia. Jak ktoś nie lubi oglądać sztuk walk na ekranie i wyłączać myślenia, to niech pozostanie przy swoim. "The Man with the Iron Fists 2" to żaden pastiż czy hołd, acz tradycyjna kopanino-siekanina w azjatyckich klimatach, która jak na standardy swojego gatunku została bardzo dobrze wykonana. Ci, co to lubią, mogą sięgać w ciemno.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones