Recenzja filmu

Czarny deszcz (1989)
Ridley Scott
Michael Douglas
Andy Garcia

Brudny Harry wśród samurajów

Obraz Ridleya Scotta jest filmem, który mogę oglądać codziennie i nigdy mi się nie znudzi. Sam dokładnie nie wiem, co za siła w nim drzemie, ale kilka powodów mogę wymienić. Zacznę od fabuły,
Obraz Ridleya Scotta jest filmem, który mogę oglądać codziennie i nigdy mi się nie znudzi. Sam dokładnie nie wiem, co za siła w nim drzemie, ale kilka powodów mogę wymienić. Zacznę od fabuły, która jest pierwszym podstawowym pytaniem przy pisaniu scenariusza: "Co by było gdyby?". Właśnie, co by było, gdyby dwóch typowych amerykańskich policjantów trafiło do Japonii i musiało współpracować z tamtejszą bardzo zdyscyplinowaną i merytoryczną policją? Plus do tego niezwykle szalony przeciwnik, który w dodatku zabija jednego z amerykańskich gliniarzy. Daje to nieprawdopodobnie wciągającą historię przyjaźni, zemsty, walki o honor i zderzenia dwóch odmiennych kultur. Następnym elementem magnetycznym jest klimat samego filmu, pokazanie Japonii jako kraju nowoczesności mieszającej się z głęboko zakorzenioną i kultywowaną tradycją. Tradycją niezrozumiałą dla innych nacji. Na tle tej Japonii jest pokazywane zderzenie dwóch kultur i filozofii prowadzenia śledztwa. Masahiro Matsumoto grany przez Kena Takakure to typowy karny policjant, ślepo wierny przełożonym, natomiast Nick Conklin (Michael Douglas) to typowy twardy glina z Nowego Jorku. Taka mieszanka daje niezwykły klimat. Kolejny element to obsada, na którą, prócz wymienionych wyżej, składa się jeszcze Andy Garcia, Kate Capshaw i nieżyjący już Yusaku Matsuda, dla którego był to ostatni film, ale jak sam powiedział, film, który uczyni go nieśmiertelnym. Jest jeszcze coś, co filmowcy robią, by naprawdę zaciekawić widza, zabić postać graną przez znanego aktora. Co prawda Andy Garcia nie był w 1989 r. jeszcze taką gwiazdą, ale dziś wygląda to inaczej. Na koniec powiem o jeszcze jednym składniku tego filmu - muzyce, która jest fantastyczna. Od tego filmu jestem fanem muzyki filmowej, a Hans Zimmer to po Ennio Morricone najlepszy kompozytor. Ale do rzeczy. Zimmer zastosował w muzyce tradycyjne japońskie instrumenty, czym dodał niezwykłego orientalnego klimatu do filmu. Motyw końcowy i piosenka podczas napisów to majstersztyk. Coś, dla czego warto obejrzeć film do końca. Ale myślę, że wszystko podczas czekania na koniec też będzie równie interesujące i warte uwagi... Mógłbym dodać jeszcze niezwykle dobrze zawarty paradygmat scenariuszowy, bardzo dobre zdjęcia i geniusz samego Scotta, ale po co? Film po prostu trzeba obejrzeć.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czasami zdarza się, że reżyser i kompozytor tworzą doskonale zgrany zespół, dzięki czemu efekty ich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones