Recenzja filmu

Czarownica miłości (2016)
Anna Biller
Samantha Robinson
Gian Keys

"I give the rainbow to you"

"The Love Witch" to kino bardzo zdyscyplinowane, przemyślane i do przemyśleń skłaniające, równocześnie dbające też o walory wizualne i rozrywkowe.
Twardym orzechem do zgryzienia jest miłość... Znaleźć pokrewną duszę to jedno, a samemu być pokrewną duszą - drugie. Elaine doskonale wie, jakie nieprzyjemności mogą spotkać kobietę, jeśli ulokuje swoje uczucia nie tam, gdzie trzeba; nieszczęśliwe małżeństwo, zakończone rozwodem, doświadczyło ją bardzo dotkliwie. Ale teraz, mimo iż wciąż gotowa kochać gorąco i po wieki, jest zupełnie inną osobą: silną, pewną swych wdzięków oraz mocy, jaką te mają nad płcią brzydką. Teraz Elaine - zabójczo ponętna - jest czarownicą.

Można odnieść wrażenie, że w "The Love Witch"pierwsze skrzypce gra daleko posunięta stylizacja. Już wstępna sekwencja, wyraźny ukłon w stronę Hitchcockowskich"Ptaków"(1963), uzmysławia, z jaką estetyką przyjdzie nam obcować: imitacja barw Technicoloru, mocne makijaże, wykorzystanie tylnej projekcji, teatralna gra aktorska, detaliczne zbliżenia (ach, te wymalowane oczęta...) i wysublimowana erotyka. Jednak drugi pełnometrażowy film Anny Biller - reżyserki i scenarzystki, która poprzez swoją twórczość dobitnie głosi ideologię"girl power"- tylko z wierzchu tętni koloramidawno minionej epoki. Pod kopułą sentymentu do magii lat 60. i 70. bowiem wrze od innych, zgoła współczesnych (pomimo estetyki retro akcja rozgrywa się w czasach obecnych) nastrojów.

Ona, Elaine, czyli "femme fatale"z krwi i kości (w przeciwieństwie do bohaterek horrorów "sikstisowych", które najczęściej były "fatalne" wyłącznie w obrębie pewnych zasad przyzwoitości), nie uznaje granic. Kiedy tylko wpada jej w oko mężczyzna, w ruch idą magiczne praktyki, oczywiście w imię wzniosłej, wiecznej miłości. Kobieta jednak zmienną jest, coraz to nowsze podboje szybko zaczynają więc męczyć piękną niewiastę. Przy użyciu metafory okultyzmu "The Love Witch"podejmujeodwieczne zagadnienie ról płci; potwierdza utarte przez tradycję społeczne układy damsko-męskie po to tylko, aby za chwilę całkowicie wywrócić je do góry nogami iz namaszczeniem oddać się celebracji potęgi kobiecej seksualności - tak często umniejszanej, piętnowanej i sprowadzanej do wstydliwego tematu tabu. Dla Elaine jej mamiąca zmysłowość jest narzędziem zarówno władzy, jak i zguby, doprowadzającym mężczyzn do szaleństwa, ale i przyciągającym wrogie spojrzenia...

Subtelny, acz drapieżny seksapil głównej bohaterki objawia się przy każdym jej kroku: w patrzących wyzywająco oczach, pomalowanych na wściekle czerwony kolor paznokciach, lekko podszytych fałszem uśmiechach, kruczoczarnych włosach, namiętnych zwierzeniach.Na wielką pochwałę zasługuje Samantha Robinson; aktorka odnalazła się jak ryba w wodzie w roli "kobiety śmiertelnej", jak również w trochę pompatycznej, trochę kiczowatej formie stylistycznej obrazu (takiego efektu nie powstydziłby się sam MarioBava), wymagającej od niej zachowania wiarygodności w sztywnym manieryźmie - tchnięcia żaru w chłodny schemat artystyczny. To, dokąd zaprowadzi Elaine niestrudzona pogoń za szczęściem w miłości, jest nam, wydawałoby się, dość jednoznacznie wskazywane,ale zakończenie- równie nagłe, co prowokacyjne - ostatecznie nadchodzi nie bez sporej dozy zaskoczenia.

Dzieło Billermoże niecierpliwić ze względu na nieco sennąnarrację, momentami niepotrzebnie spowalniającą akcję. Jest to jednak jedyny zarzut, jaki można postawić utalentowanej twórczyni: kobiecie-orkiestrze, odpowiedzialnej nie tylko za scenariusz i reżyserię, lecz także produkcję, kompozycję muzyki, scenografię, kostiumy i edycję filmu."The Love Witch"to kino bardzo zdyscyplinowane, przemyślane i do przemyśleń skłaniające, równocześnie dbające też o walory wizualne i rozrywkowe.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones