Bracia Spierig mieli dobry pomysł: pokazać świat rządzony przez wampiry, gdzie resztki ludzkości zostały sprowadzone do roli worków z krwią. Wystarczyło zaledwie parę miesięcy, żeby tajemnicza
Bracia Spierig mieli dobry pomysł: pokazać świat rządzony przez wampiry, gdzie resztki ludzkości zostały sprowadzone do roli worków z krwią. Wystarczyło zaledwie parę miesięcy, żeby tajemnicza epidemia zdziesiątkowała nasz gatunek, zamieniając go w dzieci nocy. Piaskownica, w której się bawią, nie należy jednak do najweselszych miejsc. Z powodu deficytu pokarmu społeczność wampirów pogrąża się w psychozie – na ulicach coraz częściej dochodzi do aktów agresji, zaś nastolatkowie, niemogący poradzić sobie ze świadomością, że nigdy nie dorosną, popełniają samobójstwa. W podziemnych laboratoriach wszechmocnej korporacji trwają, co prawda, prace nad wynalezieniem sztucznej krwi, ale kolejne testy kończą się niepowodzeniem. Jeszcze chwila, a wszyscy rzucą się sobie do gardeł... Cóż za ironia: sięgając po nieśmiertelność, odrzuca się wolność. Dalszą egzystencję wyznaczają wówczas jedynie wyniszczające ataki głodu.
Twórcom "Daybreakers - Świt" wystarczy inwencji przez pierwszych piętnaście minut filmu. Później pesymistyczna wizja rzeczywistości zostaje jednak zagryziona przez standardowe kino akcji, w którym w ruch idą karabiny, kusze i osinowe kołki. Szlachetny hematolog Ed zostaje zwerbowany przez człowieczy ruch oporu, aby pomóc mu w starciu z bezwzględnymi przedstawicielami "zębolandu". Grający postać naukowca Ethan Hawke czyni z niego ostatniego sprawiedliwego w świecie wampirów. Ed stał się upiorem nie z własnej woli – przemienił go brat obawiający się, że bohater nie poradzi sobie w nowej rzeczywistości. Moralny konflikt w rodzinie staje się motorem napędowym kolejnych zdarzeń.
Swego czasu Spierigowie terminowali w telewizji jako realizatorzy reklam. Ów rodowód daje o sobie znać parę razy w trakcie seansu – krwawe efekty i cyfrowe podrasowanie kadrów mają często dużo większe znaczenie niż psychologiczne uzasadnienie postępowania bohaterów. Sceny makabry są jednak najwyższej klasy. Panowie reżyserzy wiedzą, jak podkręcać napięcie, a potem odpalić pełną szkarłatnej cieczy bombę. Szkoda, że w międzyczasie musimy słuchać głupkowatych wywodów Willema Dafoe, który każe nazywać się Elvisem i niczym wujek Dobra Rada znajduje rozwiązanie w każdej kryzysowej sytuacji.
W ostatnich latach przez ekrany kin i telewizorów przetoczył się tuzin obrazków prezentujących krwiopijców albo jako romantycznych kochanków, albo jako bezmózgie bestie. Na ich tle "Daybreakers" to powiew świeżości w wyssanym ze świeżości gatunku horroru wampirycznego. Gdyby twórcy nie lubowali się tak bardzo w efekciarskich zagrywkach, mogliby dostać medal dla honorowych dawców krwi.