Recenzja filmu

Dogora (1964)
Ishirô Honda
Robert Dunham
Nobuo Nakamura

Ośmiornica i kisiel na sznurkach

Nigdzie indziej na świecie nie ma takiej szkoły filmowych potworów, jak w Japonii. Aktorzy w wielkich, gumowych strojach u niewtajemniczonego widza budzą śmiech, prychanie i przewracanie oczami.
Nigdzie indziej na świecie nie ma takiej szkoły filmowych potworów, jak w Japonii. Aktorzy w wielkich, gumowych strojach u niewtajemniczonego widza budzą śmiech, prychanie i przewracanie oczami. Kaiju eiga, bo taką nazwę nosi kino z japońskimi wielkimi potworami, ma w swoim kraju długą i barwną tradycję. Zaczęło się w latach 30. XX wieku od japońskich filmów z King Kongiem. Przez dwie dekady panowała cisza i nagle nastąpiła eksplozja. W 1954 roku Ishiro Honda reżyseruje "Godzillę". Od tego momentu wytwórnia TOHO staje się kultowa, a fani na całym świecie wyczekują kolejnych potworów. Od tego też momentu Japonia staje się ulubionym celem radioaktywnie zmutowanych potworów, które walczą nie tylko z mieszkańcami kraju, ale też między sobą, siejąc tym samym dodatkowe zniszczenie. Dzięki wspomnianemu Ishiro Hondzie w dziesięć lat po pierwszym ataku Godzilli nastąpił pochód wielkiej ośmiornicy. Nowego potwora nazwano Dogora.

Gang złodziei diamentów robi kolejny skok. Nagle oprychy zaczynają lewitować. Bez wątpienia coś się dzieje. Ze skarbca giną diamenty; rzecz w tym, że gang nie ma ani jednego. W niewyjaśnionych okolicznościach giną także diamenty z innych skarbców. Jednak cuda i dziwy się nie kończą. Jednocześnie zauważa się jak wielkie hałdy węgla unoszą się w niebo ginąc w czarnej chmurze. Zjawisko rozprzestrzenia się na cały świat. Naukowcy nie potrafią rozwikłać tajemnicy. Dopiero japoński naukowiec wiąże znikanie diamentów z lewitującym węglem. Wspólnie z komisarzem Komai powoli rozwiązują zagadkę. Walka z potworem okazuje się trudniejsza, gdyż bohaterom w drogę wchodzi wspomniany gang złodziei diamentów.

Oprócz typowego dla gatunku potwora i niszczenia go fabuła przewiduje też wątek gangsterski. Wyszło to filmowi na zdrowie. Połączenie kryminału z wielkim potworem? Czemu nie. Oprócz tego na plus zaliczyć można klimat. Dagory przez większą część filmu nie widać (nie liczę małej jej wersji, która przypomina… Bloba!), dzięki czemu aura staje się wręcz niepokojąca i gęsto tajemnicza. Niestety wrażenia nie robią niektóre efekty specjalne. Niestety, kiedy Dagora już się ukazuje to momentami widać nieudolność speców od efektów. Tak samo jak podczas scen, gdy pojawiają się małe Dagory, widać podtrzymujące je sznurki. Ale nic to. Przecież nie była to superprodukcja, a sprawna realizacja i klimat rekompensują te braki. Na koniec ciekawostka, która też może być ostrzeżeniem. Oprócz oryginalnej wersji językowej miałem też (nie)przyjemność z włoskim dubbingiem. Można go określić jednym słowem: koszmar. Wygląda jak sklecony naprędce, wielu efektów dźwiękowych nie ma, zatem np. widzimy jak ktoś puka i nie słyszymy nic. Głucho jest też, gdy coś spadnie. Na domiar złego kilka dialogów zostało przeoczonych i są po japońsku. Oczywiście są i fani takich dubbingów klasy Z, reszta widzów niech omija go szerokim łukiem.

Dogora była pierwszym kosmicznym potworem ze stajni TOHO. Dopiero po niej z nieba spadały wszelkie Kosmogodzille i Ghidory. Mimo wielu niedociągnięć film jest wart obejrzenia, choćby ze względu na wspomnianą fabułę i klimat oraz elementy komediowe. Oczywiście dla fanów kaiju jest to pozycja obowiązkowa.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones