"It's Crinoline Head. He's here, and he's pissed"

Za sprawą dużego poczucia humoru reżysera film urasta do rangi solidnego horroru komediowego.
Paul Donner (Jason Vail, "Gut") pracuje jako profesor na uniwersytecie. Gdy nie zanudza studentów historycznymi anegdotami, z godną maniaka pasją poświęca się swojej chorobliwej obsesji. Mężczyzna przetrwał masakrę dokonaną przez psychopatycznego mordercę znanego pod pseudonimem Crinoline Head. Tragiczne wydarzenia z przeszłości odcisnęły na jego życiu trwałe piętno. Profesor kończy pisać książkę poświęconą nigdy nieujętemu zabójcy; jest nią tak zaabsorbowany, że porzuca go małżonka. Studenci Donnera mają tymczasem za zadanie przygotować prezentację na temat lokalnych osobistości. Grupka najbardziej krnąbrnych nastolatków postanawia zgłębić legendę Crinoline Heada. Odwiedzają miejsce, w którym grasował, nie wiedząc, że wciąż przebywa on na wolności.

"Dorchester's Revenge: The Return of Crinoline Head", znany alternatywnie jako "Dollface", nie podnosi sobie poprzeczki zbyt wysoko. Priorytety reżysera, Tommy'ego Fairclotha, odnośnie filmu kręcą się wokół banałów: ma być zabawnie, makabrycznie i na luzie. Fairclothowi udało się jednak spełnić własne ambicje – jego obraz to nic więcej niż niezgorszy, niezobowiązujący zabijacz czasu. Zadowolony z seansu, poczułem się nawet zobowiązany, by napisać na temat filmu kilka miłych słów.

Niebywałym wydaje się już sam fakt nakręcenia przez Fairclotha sequelu tak zapomnianego filmu jak "Crinoline Head". Wydany w 1995 roku slasher zaskarbił sobie uwagę jedynie największych gatunkowych wyjadaczy i choć spowiła go nić kultu, pozostaje tytułem mocno undergroundowym. Nie ma się czemu dziwić – antybohaterem filmu jest szaleniec w masce lalki, noszący na głowie falbankową spódnicę.

Kontynuacja opus magnum Fairclotha działa na wielu szczeblach, ponieważ reżyser nie traktuje realizowanego przez siebie materiału ze śmiertelną powagą. "Dollface" to w dużej mierze pastisz slashera, nie silący się na bycie mądrzejszym, niż sam podgatunek by na to pozwalał. Nawet jeśli nie jest dziełem szczególnie łebskim i pomysłowym, okazuje się nieodparcie zabawny. Do łez rozweselają wykreowane przez reżysera (a zarazem scenarzystę) postaci, salwy śmiechu wywołują też absurdalne sytuacje. Z grona licznych bohaterów najbardziej wyróżniają się trzy ordynarne drag queens, których tyleż pieprznym co przesłodzonym pogawędkom przysłuchujemy się niczym uroczystym orędziom. Karykaturalne i draczne performerki kradną show przy pomocy kolorowych piór, trzepocząc uwodzicielsko sztucznymi rzęsami. W kolejce do wyrżnięcia przez tytułowego zabójcę stoi także ikona horroru klasy "C", wiecznie młoda Debbie Rochon. Jej Betsy to klnąca jak szewc seksbomba na miarę Ethel (Carol Locatell) z "Piątku, trzynastego V: Nowego początku". Paradną komiczność filmu podkreślają gagi z udziałem innych bohaterów: w jednej scenie dochodzi do dziewczyńskiej bójki na zużyte tampony, w innej, po nieudanym stosunku z subtelnie umierającą panną, ociekający testosteronem dryblas obwieszcza, że zmienia orientację seksualną.

Choć wielu widzów uważa inaczej, nie każdy film grozy musi okazać się dziełem przełomowym dla gatunku. Zadaniem horroru jest nie tylko skuteczne przerażanie, bywa nim także zabawa oraz flirt z innymi gatunkami. "Dorchester's Revenge: The Return of Crinoline Head" bawi swobodną formą i lekkim tonem, a za sprawą dużego poczucia humoru reżysera urasta do rangi solidnego horroru komediowego.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones