Recenzja filmu

Dusiciel z Bostonu (1968)
Richard Fleischer
Tony Curtis
Henry Fonda

Duszny Dusiciel

Historia Dusiciela z Bostonu jest tyleż frapująca, co, jak się okazało, mało medialna. Tego, czym żyły Stany Zjednoczone na początku lat sześćdziesiątych, nijak nie udało się przełożyć na filmowy
Historia Dusiciela z Bostonu jest tyleż frapująca, co, jak się okazało, mało medialna. Tego, czym żyły Stany Zjednoczone na początku lat sześćdziesiątych, nijak nie udało się przełożyć na filmowy język. Genialna obsada – m.in. Tony Curtis w roli mordującego Alberta De Salvo oraz Henry Fonda – stanowiła obietnicę dobrego kina. Bez pokrycia. Fabuła pokazuje kolejne morderstwa pielęgniarek i prowadzone śledztwo w sprawie grasującego po Wschodnim Wybrzeżu psychopaty. Reżyser (Richard Fleischer) relacjonuje prowadzone w tej sprawie śledztwo, nie szczędząc nam przydługawych rozmyślań osób zaangażowanych. To, że myślą, jest dla nas widoczne, ale o czym dokładnie – tego już nie wiemy. Skutek jest taki, że dostajemy kompilację martwych obrazów niczym album z malarstwem, tyle że nie są to dzieła bezapelacyjnie uznane za arcydzieła. Przypominają surowo nakreślone martwe natury, bowiem życia w tym filmie zdecydowanie brak. Owszem, można się zgodzić, że w filmie o kolejnych trupach pokazywanie życia może się wydawać nie na miejscu, jednak – z myślą o żywych widzach – oczekiwalibyśmy przynajmniej oznak jakiegokolwiek dyszenia. Klimat filmu jest surowy i minimalistyczny. Brak jest w kadrze zbędnych rekwizytów, nie znajdziemy tu zalecania się do widza feerią barw i barokowym wystrojem wnętrz. Chłodna wymowa scen, chłodno przedstawione charaktery bohaterów nakazują nam zdystansować się do opowiadanej historii. I pozostajemy na pozycji obserwatora do końca filmu, nie angażując się zbytnio w odczucia osób przemykających po ekranie. Oto bowiem mamy przed sobą psychologiczne studium schizofrenii, ale o tym dowiadujemy się dopiero pod koniec. Do końca naszej nieświadomości nie bardzo wiemy, jak mamy ten film traktować, i dlatego też nie potrafimy się zaangażować i poddać fali narracji, jak miało to miejsce chociażby w przypadku filmu "Pieskie popołudnie", o atmosferze zbliżonej do filmu "Dusiciel z Bostonu" - równie parnej i dusznej. Nowatorski montaż, za którą Marion Rothman otrzymał nominację do nagrody Eddie, wprowadza do filmu elementy ostre niczym brzytwa. Sposób pokazania scen morderstw, niczym poprzecinany narzędziem mordu, daje skutek totalnego wyostrzenia fabuły. W efekcie otrzymujemy surowy film z ostro doprawionymi piklami w roli przekąsek. Jednak chłodny ton całości sprawia, że nawet ostre pikle nie są w stanie wybić nas z nastroju marazmu i odrętwienia. Ot, kolejne przemykające po ekranie obrazki, tym razem specyficznie tnące nam ekran na części. Potencjał aktorów został zmarnowany. Sprawiają wrażenie marionetek bez jakichkolwiek oznak życia. Jedynymi "jakimiś" postaciami wydają się mordowane kobiety, a i to jedynie do momentu, kiedy przychodzi im stanąć oko w oko z narzędziem zbrodni. Jeżeli ten film jest godny ocalenia, to sprawia to jedynie Tony Curtis, grający rolę Alberta – mordercy-schizofrenika. W przyzwoicie profesjonalny sposób pokazuje rozdwojenie jaźni, jakim ogarnięty jest przykładny na co dzień mąż, ojciec i mechanik. Udaje mu się przekonać widzów, że naprawdę jest ogarnięty coraz większym lękiem, kiedy zbliża się do odnalezienia odpowiedzi na pytanie, kim jest. My już wiemy, my się domyślamy. My jeszcze tylko nie wiemy, po której stronie ostatecznie znajdzie się Albert, w którą stronę zaprowadzi go diagnoza i czy wygra w nim przykładny obywatel czy psychopata. Film ten może spodobać się fanom dramatów sądowych. Ci, którzy oczekują dusznej atmosfery porządnego, starego kina amerykańskiego, pozostaną zawiedzeni. Zaryzykowałabym twierdzenie, że "Dusiciel z Bostonu" stanowi nieudolną kopię europejskich filmów kryminalnych lat sześćdziesiątych. Tylko po co było kreować się na kino europejskie?
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones