Recenzja filmu

Ennio (2021)
Giuseppe Tornatore
Ennio Morricone

Jego życie, moja muzyka

Dokument Giuseppe Tornatore o twórczości zmarłego w 2020 roku Ennia Morricone w swoim krótkim opisie może przypominać flaki z olejem. Niech jednak nikogo nie zrazi nieporęczny 150-minutowy
Dokument Giuseppe Tornatore o twórczości zmarłego w 2020 roku Ennia Morricone w swoim krótkim opisie może przypominać flaki z olejem. Niech jednak nikogo nie zrazi nieporęczny 150-minutowy format, konwencjonalność gadających głów i poprawna chronologia biografii żyjącego dziewięć dekad kompozytora. Czasem o wartości filmu nie muszą świadczyć artystyczne ekscesy reżysera. W "Ennio" autor "Cinema Paradiso" (współpracownik Morricone przez blisko trzy dekady) ukrywa się za kamerą i słucha. Słucha artysty, jego dzieła i tego, co o tym dziele mówią inni. Hołd dla kompozytora o wielu muzycznych obliczach przeradza się w wirtuozersko zmontowaną, cudownie meandrującą, nie tylko gadaną, lecz obfitującą w dynamiczne archiwalia i opatrzoną wypowiedziami mistrzów X muzy opowieść o (pop)kulturze ostatniego półwiecza, lekcję historii kina i stymulujące ćwiczenie z analizy muzyki filmowej. Uderza przy tym prosto w serce: jako źródło nostalgii przypomina o emocjonalnej potędze obrazów pożenionych z dźwiękiem.



"Składam się z tego, co muzyka, której się uczyłem", mówi tytułowy bohater, a Tornatore ani myśli podważać tego wyznania. W "Ennio" co prawda widzimy kompozytora w domowych pieleszach, lecz punktem wyjścia i dojścia pozostaje twórczość i głowa artysty. Jeśli maestro wspomina o rodzicach, nauczycielach, przyjaciołach lub małżonce, to tylko w kontekście takich, a nie innych decyzji zawodowych. Jeśli mówi o duchowości, to tylko tej objawiającej się w formie muzycznego sacrum. Jeśli, z drugiej strony, szuka matematycznego ładu, to właśnie na pięciolinii (lub na szachownicy). Charakter bohatera wyciągamy więc nie z kameralnych rytuałów codzienności lub nagłówkowych aferek, ale z biografii twórczej i zawodowych anegdot, którymi Morricone i jego współpracownicy w zgrabnym montażu wspaniale się dopełniają. Lista uznanych reżyserek, muzyków klasycznych, piosenkarek, jazzmanów, aktorek i gwiazd rocka, którzy współpracowali z Morricone lub inspirowali się jego dziełem, zdaje się nie mieć końca. Najciekawiej jest, gdy rozmówcy Tornatore mimowolnie sobie przeczą, składając hołdy tej samej osobie. Decydując się na zachowanie tych różnic w swoim dokumencie, autor "1900: Człowieka legendy" zaświadcza o kalejdoskopie wrażeń: prostocie i głębi, podniosłości i zabawie, jakie daje ta muzyka.

W opowieści samego Morricone mowa jest o szacownych inspiracjach, o XX-wiecznym konflikcie sztuki wysokiej z kulturą popularną i o wynikającym z tego kompleksie niższości. O eksperymentującym prowokatorze i o dawcy komercji, który próbuje zarabiać na chleb. O rzemieślniku we własnych i geniuszu w cudzych oczach. O pracy kreatywnej: otwartości na nowe, zabawie muzyką, kulturożerstwie, próbach pozostania sobą, artystycznych kompromisach i partnerskich spotkaniach wielkich indywidualności. O niedogadaniu z Hollywoodem. Także o autoplagiatach i nadproduktywności, które, jak widać, mogą zdarzyć się najlepszym. Jest w tym samokrytyka, wzruszenie, dowcip, pokora, ale i świadomość własnych możliwości.


Kopalnia tematów nie powinna dziwić: Morricone zilustrował spaghetti western, zdefiniował filmową nostalgię, sacrum połączył z erotyką, a awangardowe brzmienia przeszczepił do horroru. Choć nie rozmawiał po angielsku, był muzycznym poliglotą, pracującym w różnych gatunkach i dla różnych mediów. W "Ennio", zanurzając nas w detalach poszczególnych sesji i kompozycji, Morricone potrafi co prawda onieśmielić nadmiarem tytułów i dat, lecz czyni to z dokumentu rzecz wielorazowego użytku. Klasyczna konwencja ujawnia nieklasyczną konstrukcję, gdy zamienia się w wideoesej. Wówczas autorski opis wynosi film na wyższy kinofilski poziom, a anegdota znajduje równowagę z filmoznawczą i muzykologiczną analizą. 

Nie wiem, jak dokument sprawdzi się w oczach widza niezaznajomionego z filmografią Sergia Leone, Pasoliniego, Bertolucciego czy De Palmy, lecz możemy się chyba umówić, że wszyscy uszczknęliśmy dla swojego ucha choć fragmentów tej muzykoteki. Wrzask szakala, harmonijka, fletnia pana, przesterowana gitara… Jest tego więcej. W ponad 500 ścieżkach dźwiękowych Morricone zostawił coś dla każdego, a Tornatore pięknie o tym przypomina.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones