Recenzja wyd. DVD filmu

Everly (2014)
Joe Lynch
Salma Hayek

Połowiczny sukces

Stosunkowo niskie nakłady finansowe przeznaczone na produkcję czuć od pierwszych paru minut seansu, tym niemniej intrygujący prolog historii udanie tuszuje niedostatki finansowe. Pewnikiem dla
Zapewne nie jestem jedynym kinomanem, który szczególnie ceni sobie kino tajemnicy okraszone fabułą miarowo odkrywającą kolejne karty wraz z poczynaniami protagonistów. Film "Everly" bezpardonowo rzuca widza na głęboką wodę, serwując motyw zagubionej Salmy Hayek dochodzącej do siebie w obskurnej i zapyziałej toalecie jednego z bloków. Otrzeźwienie przychodzi wraz z przystawionym do głowy bohaterki pistoletem, instynkt popycha zaś kobietę do podjęcia próby desperackiej obrony. Protagonistka nie bez problemów likwiduje zarówno napastnika jak i innych oprychów przebywających w pokoju tuż za ścianą, znacząc tapetę i podłogę szkarłatną posoką. Po pozbyciu się rzezimieszków, niedoszła ofiara odbiera natarczywie dzwoniący telefon, po czym wdaje się w rozmowę z szantażystą... Doświadczając tak klimatycznego otwarcia, można sobie wiele obiecywać po filmie, oczekując przynajmniej solidnego przedstawiciela kina na pograniczu thrillera i akcji. Twórcy postanowili jednak uderzyć w synkretyzm gatunkowy, który sprawdza się w praktyce do 50. minuty seansu, niemalże z zegarkiem w ręku. Potem "Everly" zalicza smutny, jakościowy zjazd w dół; tym smutniejszy, iż recenzowana pozycja miała zadatki na kino wyższych lotów.



Everly (Salma Hayek) to prostytutka, która pewnego dnia znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. W wyniku pecha wplątuje się ona w intrygę zakrojoną na grubą skalę. Zdesperowana kobieta szantażowana jest przez byłego chłopaka i aktualnego alfonsa, który grozi śmiercią rodzinie Everly. Latynoska ma jednak w zanadrzu plan awaryjny zakładający dostarczeniu matce ogromnej sumy pieniędzy i zabezpieczenie w ten sposób przyszłości córki. Niestety, pomysł Everly bierze w łeb w momencie, gdy nasza heroina staje się celem nieustających ataków ze strony płatnych zabójców. Jak wspomina sama bohaterka: "dzisiaj na pewno zginę". Pytanie tylko czy kobieta odejdzie z hukiem czy pozwoli drabom dać się zaszczuć niczym szczurzyca w klatce?



Stosunkowo niskie nakłady finansowe przeznaczone na produkcję czuć od pierwszych paru minut seansu, tym niemniej intrygujący prolog historii udanie tuszuje niedostatki finansowe. Pewnikiem dla odwrócenia uwagi męskiej części widowni od technicznych mankamentów, w trakcie sceny otwierającej ukazano kuszący dół pleców i krągłe pośladki pani Hayek, doprowadzając fanów aktorki do wrzenia. Abstrahując od świetnej figury Latynoski, nawet okładka produkcji, przypominająca dzieła Roberta Rodrigueza ("Planet Terror" się kłania), nie była mnie w stanie przygotować na totalny kinowy miszmasz, którego końcowy rezultat jest mocno rozczarowujący. Gdzieś po drodze do finału pogubił się scenarzysta, pragnąc złapać zbyt wiele srok za jeden ogon. W efekcie schwytał ledwie jednego ptaka, reszta zaś "narobiła" na twarz zarówno jemu, jak i oglądającym film widzom.



"Everly" zbudowana jest z dwóch nierównych (tak pod względem czasu jak i jakości) składowych, zatem i recenzja będzie miała wybitnie dualistyczny charakter. Odnotować w kategorii plusów wypada cząstkową atmosferę filmu rodem z "Telefonu" z Colinem Farrellem, która przejawia się w sekwencjach coraz to bardziej niepokojących rozmów heroiny z oprawcą. Dopiero w trakcie krótkich pogadanek nakreślone zostają motywy pchające Everly do karkołomnych wyczynów oraz przyczyny sytuacji, w której znalazła się prostytutka. Po podbijających dramatyzm filmu wymianach zdań z antagonistą następuje seria raczej średnio nakręconych wymian ognia i ciosów z karykaturalnymi napastniczkami, po czym ferwor walki ustępuje miejsca totalnemu zaskoczeniu, mianowicie scenie sprzątania istnej stajni Augiasza pozostawionej po morderczym balecie. Świąteczna muzyczka w tle, sympatyczny klimacik i urocza Hayek zmywająca krwawe plamy z podłogi to  prześmiewcza makabreska w najczystszej postaci. Niestety, dalej jest jedynie gorzej...



Nadmieniony eklektyzm gatunkowy osiąga swój punkt szczytowy przy okazji odwiedzin pana o wielce wymownym pseudonimie "Sadysta". Po szybkim rzucie oka na filmografię reżysera można stwierdzić, iż ma on słabość do B-klasowych horrorków. Po seansie "Everly" zaś do predylekcji Joe'a Lyncha można by także dodać kino azjatyckie w wariancie pozbawionym dobrego smaku. Niestety, z lekko zabawnego i niezobowiązującego filmu akcji, recenzowany tytuł przechodzi transformację w niejadalny miks orientalnych składników podlanych wypraną z komiksowej formy brutalnością. Sceny obejmujące wypalanie skóry czy przeżarcie wnętrzności od środka kwasopodobną substancją dalekie są od czarnego humoru charakteryzującego pierwszą część seansu. Mnie osobiście niepokój, napięcie i gatunkowa układanka w stylu "Gry wstępnej" czy innych dzieł Takashiego Miike w żaden sposób nie bawią; taki zaś zarys przyjmuje "Everly" aż do napisów końcowych. Najwyraźniej kojarzone z psychodelicznymi, lecz udanymi obrazami nazwisko Lyncha nie zobowiązuje (większego powinowactwa brak).



Ośmielę się stwierdzić, iż gdyby twórcy "Everly" poprzestali na czystym połączeniu kiczowatej akcji z interesującym dreszczowcem, ich dzieło byłoby znacznie bardziej przyjazne widzowi. Salma Hayek ze spluwą wygląda zawodowo, pojedynki wręcz i z użyciem broni palnej mają jakiś potencjał, zaś tragiczne efekty komputerowe dodają nieco campowego feelingu filmowi. Nawet osadzenie trzonu fabuły w jednej lokacji broni się przyjętą konwencją, w dodatku wielopiętrowy budynek sprawdził się już jako pierwszy plan choćby w równie skromnym finansowo "Raidzie". Niestety, w pół drogi nowojorczyk Lynch postanowił zostać naturalizowanym Japończykiem, sterując swój filmowy projekt w kierunku ciężkiego kina azjatyckiego wykastrowanego z lekkości prologu. Patrząc trzeźwo na efekt końcowy, "Everly" należą się trzy oceny: 10 punktów za walory Salmy Hayek, 6 oczek za obiecujące otwarcie i "trójka", bynajmniej nie szkolna, za nieudany eksperyment z dalszych minut produkcji. Średnia wychodzi lekko ponad 6/10, co jednak w żaden sposób nie oddałoby mojego zawodu spowodowanego tak spartaczonym potencjałem. Tylko ze względy na opisane pozytywne aspekty "Everly" jestem skłonny postawić ów film na półce ze słabymi średniakami, które i tak giną w morzu znacznie bardziej udanych pozycji wypuszczanych na rynek DVD. Na wyższą notę dzieło Lyncha zasługiwałoby tylko, gdyby latynoska piękność latała na ekranie goła przez cały czas, wtedy jednak to już nie byłoby kino spod znaku thrillera, jeno nieco innej kategorii...

Ogółem: 5=/10

W telegraficznym skrócie: imponujący początek (goła Hayek) zwiastuje całkiem solidne kino akcji wymieszane z thrillerem, wieloraki synkretyzm gatunkowy szybko daje się jednak widzowi we znaki...; póki film trzyma konwencję zupełnego campu, niski budżet nie razi aż tak po oczach; zmiana azymutu na azjatycki koszmarek to kinematograficzne seppuku i harakiri w jednym; potencjał był, został jednak zniweczony przez dziwny zwrot stylistyki produkcji; nie pomogły nawet pośladki Salmy Hayek.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones