Recenzja filmu

I'll Be Seeing You (1944)
William Dieterle
George Cukor
Shirley Temple
Ginger Rogers

Wkrótce znów się zobaczymy!

Film jest pierwszym z czterech, które wspólnie stworzyli Joseph Cotten i William Dieterle. I chyba najlepszym z nich.
Pierwszy z czterech filmów, które wspólnie stworzyli reżyser William Dieterle i aktor Joseph Cotten. Tak jak w pozostałych filmach, tak i tu mamy pięknie rozwijającą się miłość, która później okazuje się nie do spełnienia, przynajmniej teoretycznie. W przeciwieństwie do obrazów "Listy miłosne" i "Portret Jennie", gdzie widz wie tyle samo, co nasz główny bohater (grany oczywiście przez Cottena) , tutaj znamy tajemnicę jego ukochanej. Ginger Rogers właśnie wyszła z więzienia na świąteczną przepustkę. W pociągu poznaje Cottena i mówi mu, że jest objazdową sprzedawczynią i wraca do domu na święta. On również okłamuje ją, mówiąc jej, że jedzie do siostry. Para coraz bardziej wikła się w kłamstwa. Znaczącą rolę w tym dramacie dwojga zakochanych odegra kuzynka głównej bohaterki, grana przez Shirley Temple. Ciekawe jest to, że bohaterowie zakochują się w sobie praktycznie od pierwszego wejrzenia. Na pielęgnację swojego uczucia mają tylko 8 dni, czyli czas trwania przepustki Mary. Ich miłość rozwija się nie poprzez wielkie uniesienia, jak w ekranizacjach powieści sióstr Bronte, a poprzez drobne, z pozoru zwyczajne zdarzenia, takie jak świąteczny obiad u wujostwa Mary, wspólne spacery czy sylwestrowy bal.

Jest to typowy dla swoich czasów melodramat, choć bardzo ważną rolę odgrywa tu też wątek kryminalny, mamy więc stopniowo dawkowane napięcie: im bliżej końca filmu, tym widza bardziej dręczy pytanie: powie mu, czy nie? I co będzie jeśli mu powie?

Film urzeka klimatem lat 40. Te sukienki, fryzury, czysta magia! Nie ma tu za to bogatej scenografii, film dzieje się prawie w całości w rodzinnym miasteczku Mary. Na uwagę zasługuje też ładna muzyka, która dobrze oddaje nastrój dzieła.
 
Równie ciekawe są kreacje aktorskie. Ginger Rogers ostatecznie i nieodwołalnie zrywa tu z wizerunkiem uroczej tancerki, jaki wykreowała w musicalach lat 30. Joseph Cotten, wtedy jeszcze świeża twarz w kinie, choć miał już za sobą role u takich reżyserów jak Alfred Hitchcock czy Orson Welles, jest równie świetny, co jeszcze powiększa żal, że Akademia nigdy nie nagrodziła go choćby nominacją. Dojrzałą rolę tworzy tu również Shirley Temple, znana głównie jako największa dziecięca gwiazda kina. Kreacje drugiego planu nie zwracają już takiej uwagi, jest to film niewątpliwie zrobiony pod główne gwiazdy.

Moim zdaniem jest to raczej kobiecy film, choć nie wykluczam, że spodoba się również panom. Mam do niego szczególny sentyment. Uważam, że jest to naprawdę piękny, subtelny i wysmakowany obraz, który prawdziwy kinoman powinien obejrzeć przynajmniej raz.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones