Sztuka wodzenia widza za nos

Zamknijcie na chwile oczy. Zamknęliście? Teraz wyobraźcie sobie Joaquina Phoenixa, jakiego pamiętacie. Teraz je otwórzcie i wyrzućcie ten obraz szybko ze swojej głowy. Przed Wami nowy raper – JP.
Zamknijcie na chwile oczy. Zamknęliście? Teraz wyobraźcie sobie Joaquina Phoenixa, jakiego pamiętacie. Teraz je otwórzcie i wyrzućcie ten obraz szybko ze swojej głowy. Przed Wami nowy raper – JP. A raczej niedoszły raper. I do tego biały. I z wystającym brzuszkiem.

Film opowiada o dwunastu miesiącach z życia Phoenixa, w czasie których pragnął zrealizować się jako raper. Jak można się domyślić, rozpad wewnętrzny jego osobowości wziął górę nad pisaniem tekstów i rapowaniem. Wszystko to zostało udokumentowane przez Caseya Afflecka, który stanął za kamerą. W filmie zobaczymy, jak Phoenix (rzekomo) wciąga kokainę, siarczyście przeklina nawet przy robieniu herbaty, korzysta z usług prostytutek i obraża swojego najbliższego pracownika, wyzywając go niemiłosiernie. Interesującym jest też to, w jaki sposób ten współpracownik odwdzięczy mu się za owe epitety… jak, to już warto przekonać się na własne oczy.

Co ciekawe,  Joaquin Phoenix naprawdę wygląda dobrze w wersji brudnego świętego mikołaja – zapuszczonej brody, długich nierozczesanych włosach i otyłą sylwetką.
Jest to niecodzienne zobaczyć aktora, który zwykle kojarzył nam się z przylizanym chłopakiem z rodziny amiszów, otoczonych gdzieś przez las na pustkowiu, w takiej właśnie roli – mocno odbiegającej od jego dotychczasowego wizerunku.

Tak więc, jak tu potraktować młodego, znanego i szanowanego aktora, który nagle oznajmia całemu światu, że kończy z aktorstwem i zaczyna karierę rapera? Jednocześnie przechodząc przy tym przemiany podobnej do załamania nerwowego?
Najlepiej z dystansem, bo właśnie tak najlepiej ogląda się ten film – znając całe spektrum wydarzeń związanych z tym obrazem.

W lutym 2009 r. Joaquin pierwszy raz pojawił się przed kamerami, korzystając ze swojego nowego imagu - w talk-show Davida Lettermana. Rozmowa między obydwoma panami nie była zbyt rzeczowa; Letterman przez dziesięć minut prowadził monolog, starając się nakłonić Phoenixa do rozmowy, a ten tylko siedział, przytakiwał i żuł gumę. Nie potrzeba było dużo czasu, a filmik zrobił furorę na Youtubie. Jedni się śmiali, drudzy byli zażenowani.
Pod koniec września bieżącego roku Phoenix znowu postanowił odwiedzić Lettermana w jego "Late Show" i od razu zdementował,  jakoby wszystko, co działo się w filmie "I’m Still Here" było prawdziwe. Dodał również, że jego jedynym zamiarem była chęć zdemaskowania kultu celebrytów (posługując się swoim przykładem) oraz pokazania uzależnienia gwiazdy od mediów.

Jednak film przede wszystkim pokazuje, jak bardzo można manipulować widzem, posługując się minimum informacji – film nie miał żadnej akcji promocyjnej, jednak każdy, kto orientuje się, kim jest Joaquin Phoenix, zapytany o to, dlaczego ten aktor nie grał ostatnio w żadnej produkcji, odpowie bez wahania – stoczył się.

Sam obraz jest ciekawy z punktu widzenia podążania za marzeniami. Ponieważ można by przyjąć, że Joaquin naprawdę gdzieś w głębi zapragnął zostać raperem (realizując np. marzenie z dzieciństwa), lecz kiedy zobaczył, że nie wychodzi mu to tak, jakby tego sobie życzył, popadł po prostu w załamanie. Zdarza się najlepszym, jak wiemy. Może dopiero po pewnym czasie, widząc, że ludzie zaczynają go spisywać na straty, doszedł do wniosku, że lepiej będzie uznać to wszystko za żart. Wydaje się to kwestią otwartą, z którą film pozostawia widza po seansie. To on musi zdecydować, czy uwierzy we wszystko, co widział na srebrnym ekranie, czy jednak uzna to za jeden wielki przekręt.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones