Recenzja filmu

Just Dance - Tylko taniec! (2008)
Darren Grant
Mary Elizabeth Winstead
Tessa Thompson

Teach me how to dance!

Najnowsze dzieło twórców takich hitowych filmów tanecznych, jak "Step up – taniec zmysłów" i "Step up 2" z góry zapowiadało się bardzo dobrze. Do kin zachęcał również przerobiony w Polsce tytuł,
Najnowsze dzieło twórców takich hitowych filmów tanecznych, jak "Step up – taniec zmysłów" i "Step up 2" z góry zapowiadało się bardzo dobrze. Do kin zachęcał również przerobiony w Polsce tytuł, który nasuwał ewidentne skojarzenia z popularnymi w naszym kraju telewizyjnym programami tanecznymi. Czynniki te może i zrobiły tej produkcji dobrą reklamę. Dlatego film "Just dance – tylko taniec!" tylko pozornie robi dobre wrażenie, bo kiedy go obejrzałam, byłam bardzo zawiedziona. No bo co my tu mamy? Błaha historyjka o dziewczynie z małego miasteczka, która postanowiła wyjechać do Chicago i wstąpić do prestiżowej szkoły tanecznej. Niestety nie udaje jej się to. Profesjonalni choreografii na przesłuchaniu zarzucają jej brak kobiecości i "tego czegoś". Załamana dziewczyna pozostaje w metropolii, gdzie zaczyna pracować w klubie jako księgowa. Po jakimś czasie właścicielka lokalu zauważa talent taneczny swojej pracownicy i pozwala jej od czasu do czasu występować na scenie. No i jak to wypada w takim lekkim filmiku, musi być szczęśliwe zakończenie. W tle mamy również nie wielki wątek romansowy z klubowym DJ-em, brata naszej "gwiazdeczki", który wolał by, żeby siostra pracowała jako księgowa w jego zakładzie mechanicznym, oraz zazdrosną tancerkę z klubu, która uważa się za pępek świata i wszystkim docina. Uważam, że scenarzyści (Duane Adler i Nicole Avril) wysilili się w tym przypadku troszkę za bardzo. Historia przez nich stworzona jest wręcz bajkowa, przewidywalna, więc po pewnym czasie nużąca. Aby podnieść poziom intelektualny filmu, moim zdaniem na siłę wprowadzono dialogi bohaterów na poziomie lekko filozofującym. Rozmawiają o niespełnionych marzeniach, że nie warto się poddawać, rozprawiają też oczywiście o tańcu. I pytam tylko, po co to wszystko? Przecież kiedy mamy zamiar obejrzeć tego typu film, nie spodziewamy się ambitnego kina, a raczej lekkiego "odmużdżacza". Chcemy sobie popatrzeć na wspaniale ruszające się ciała pełnych seksapilu  tancerek i dobrze zbudowanych tancerzy. I właśnie chyba największym minusem tej produkcji są układy choreograficzne, które wcale nie zachwycają. Sceny tańca wydają się wymuszone, nie przeplatają się z fabułą, są jakby wklejone (np. występy dziewczyn tańczących w klubie). Brakuje grupowych układów, brakuje ciekawych figur i brakuje też takich elementów tanecznych które zaskoczyły by widza. Tancerki poruszają się dobrze, jednak nie zachwycają, a tańczący mężczyźni wcale nie występują, co raczej nie podoba się paniom, które zdecydowały się obejrzeć ten film. Naprawdę blado, jeżeli chodzi o taniec, wypada ta produkcja w porównaniu z wcześniejszymi dziełami, z którymi miał styczność Duane Adler. Ogólną ocenę filmu może podnieść muzyka. Jest ona dobrze skomponowana i dobrana. Taneczne przeboje wpadają w ucho, można się przy nich zabawić. Usłyszeć tu możemy nawet  znany hit "Just dance" w wykonaniu Lady GaGi. Podejrzewam więc, że sporym zainteresowaniem może cieszyć się składanka z soundtrackami z filmu. Jeżeli chodzi o grę aktorską… Szczerze mówiąc, nie prezentuje się najlepiej. Mary Elizabeth Winstead  grająca główną bohaterkę – Lauryn jest mało przekonująca. Bohaterka niczym mała dziewczynka nie może poradzić sobie ze światem. Jednocześnie chciałaby być tancerką, a boi się i wstydzi. I tak samo jest z Winstead. Postaci, w którą się wcieliła, brakuje takiej chęci do życia, jest mało wyrazista i nijaka. Od razu możemy zauważyć też braki w tańcu Winstead, która przecież zawodową tancerką nie jest. Dobrze chociaż, że jako dziecko brała lekcje baletu, bo tak to bałabym się oglądać jej taneczne wygibasy. Również tzw. „przystojny filmowy facet” nie należy do tych, dzięki którym dziewczyną miękną kolana. W rolę (rzekomego) przystojniaka i DJ-a wciela się Riley Smith , który tworzy postać pewnego siebie lowelasa, a jego duma i zadziorność robią się po pewnym czasie denerwujące. Obawiam się, że gdybym miała możliwość cofnięcia czasu, to nie wybrałabym się do kina na "Just dance – tylko taniec!".  Bo chyba najlepszym określeniem tego filmu są słowa z pierwszej piosenki tego filmu: "Teach me how to dance", czyli po prostu – "Naucz mnie tańczyć". I zgadza się, bo właśnie porządna nauka tańca przydałaby się aktorom i choreografom.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zapewne większość osób, które obejrzały film, skusiła wzmianka o "Step Up - Taniec Zmysłów" i "Step Up 2... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones