Recenzja filmu

K-PAX (2001)
Iain Softley
Jeff Bridges
Kevin Spacey

Smutny uśmiech na jego twarzy...

Muszę przyznać, że są takie filmy, których tytuł nie zachęca mnie do ich obejrzenia. Miałam tak w przypadku "Kronik Riddicka", jak również i w tym. W obu myliłam się i przyznaję to z
Muszę przyznać, że są takie filmy, których tytuł nie zachęca mnie do ich obejrzenia. Miałam tak w przypadku "Kronik Riddicka", jak również i w tym. W obu myliłam się i przyznaję to z przyjemnością. Do obydwu zostałam namówiona i zasiadłam do nich bez przekonania, by na koniec stwierdzić, że było warto. Historia w "K-PAX" jest stosunkowo prosta. Do szpitala psychiatrycznego zupełnie przypadkowo trafia mężczyzna podający się za przybysza z innej planety. Nie powiem, że za kosmitę, bo od razu nasuwa mi się skojarzenie z zielonym ufoludkiem z wyłupiastymi oczami. Właściwie przez cały film lekarze szukają dla niego odpowiedniej szufladki, do której można go wsadzić - psychoza? A może tylko zawikłana amnezja? Jak to zwykli, prozaiczni i sceptyczni ludzie wykazują się rozsądkiem i od razu odrzucają możliwość istnienia planety K-PAX i tego, że Prot mówi prawdę. Pakują w głównego bohatera psychotropy, na które wykazuje zadziwiającą odporność. Za to jest szczególnie wrażliwy na światło. W trakcie oglądania pomyślałam smutno, że gdyby faktycznie coś takiego miało miejsce w dzisiejszym świecie, byłoby dokładnie tak samo - tak długo by nieszczęsnego kosmitę "leczono", aż w końcu sam by uwierzył, że jest człowiekiem. Albo by się po prostu poddał i spędził resztę życia z tępym spojrzeniem wbitym w nieokreślony punkt, z mózgiem zmąconym przez prochy. Nawet Jezus skończyłby w pokoju bez klamek jako wariat z manią wielkości, urojeniami albo w najlepszym przypadku zaburzeniami osobowości. Ale nasz Prot nie poddaje się. Co rusz zadziwia lekarzy i naukowców - m.in. dokładnym podaniem położenia K-PAX-a, co jest znane jedynie paru osobom na świecie. Do tego jest milutki, ciekawy wszystkiego, co go otacza, czarujący, słodki. Kolejna moja refleksja podczas oglądania - taki kochany mężczyzna, a musi być kosmitą. Nie ma tak cudownych facetów na Ziemi... Prot cały czas powtarza, że 27 lipca wraca na swoją planetę. Psychiatra, który się nim opiekuje, jest przeświadczony, że tego dnia zdarzy się coś złego i przeprowadza prywatne śledztwo, żeby dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest jego pacjent. Zwłaszcza że z czasem nawiązuje się między nimi nić porozumienia, a nawet przyjaźń. Gdy lekarz poznaje prawdę, jest pewny, że uda mu się pomóc pacjentowi. Ale tak się nie dzieje. 27 lipca, tak jak przepowiadał od samego początku, Prot odchodzi. Tak jak w "Małym Księciu", w pokoju zostaje tylko ciało. Nie martwe, ale to już tylko ciało bez ducha. "Kosmita" wrócił do domu. To dobry film. I nie chodzi mi tu o to, że jest dobrze (poprawnie) zrobiony, zmontowany - choć to też. Dobry, bo zawiera w sobie tyle ciepła, a sam Prot jest tak kochanym człowiekiem (mimo iż człowiekiem nie jest), że oglądałam ten film z uśmiechem. Będę go miło wspominać i pewnie jeszcze nie raz do niego wrócę.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak to dobrze, że nasza polska telewizja oprócz emisji kolejnych odcinków seriali sięga jeszcze czasem po... czytaj więcej
W swoim życiu widziałem wiele filmów, ale żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Filmy pokroju... czytaj więcej
Jest na świecie pewien typ filmu, który w specyficzny sposób oddziałuje na ludzką duszę. Nie jest to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones