Recenzja filmu

Kanibale (2007)
Xavier Gens
Karina Testa
Aurélien Wiik

Szok i... śmiech

Jak napisałem we wstępie tekstu do "[Rec]", od horroru oczekuję realności  i klimatu wszechobecnego osaczenia. Teoretycznie więc każdy obraz udowadniający, że największym potworem jest człowiek,
Jak napisałem we wstępie tekstu do "[Rec]", od horroru oczekuję realności  i klimatu wszechobecnego osaczenia. Teoretycznie więc każdy obraz udowadniający, że największym potworem jest człowiek, powinien znajdować się na szczycie listy moich ulubionych filmów grozy. Kierunek ten rozpoczął Wes Craven "Ostatnim domem na lewo", a ugruntował go dwa lata później Tobe Hooper "Teksańską masakrą piłą mechaniczną". Xavier Gens, tworząc "Frontiere(s)", czerpał pełnymi garściami zwłaszcza z działa Hoopera. Mimo to jego film jest daleki od ideału. Akcja dzieje się we Francji. W Paryżu wybuchają zamieszki, po zwycięstwie w wyborach kandydata radykalnej prawicy. Ten chaos wykorzystuje grupka złodziei. Jednak ich skok kończy się klapą. W obawie przed schwytaniem opuszczają miasto. Wkrótce trafiają do obskurnego hotelu. Jak się okazuje jego właścicielami jest grupa neonazistów kanibali, którzy wkrótce urządzą nowym gościom prawdziwe piekło... Już z opisu wynika, że będziemy świadkami niezwykłej jatki. W zasadzie Gens skoncentrował się tylko na niej, zapominając o całej reszcie. Najpierw jednak wspomnę o plusach. Mocną stroną jest bezkompromisowość. Obraz Gensa jest naprawdę brutalny. Wszystkie tortury dopieszczono pod każdym względem.  Serwowane są w pełnej krasie. Ujęcia te nie pozostawiają nawet cienia wątpliwości jeśli chodzi o losy danej postaci. Mocny klimat zapewnia też muzyka oraz ohydne wnętrze hotelu tortur. Jean-Pierre Taieb skomponował utwory, które mogą przyprawić o dreszcz. Jak dla mnie stanowią one największy plus "Frontiere(s)". Wnętrze nieszczęsnego przybytku też mogłoby dodać klimatu grozy. Jednak nikt nie zwróci na nie uwagi, bowiem na ekranie widzi ciągłą rzeź. Tak więc ten punkt nie został w pełni wykorzystany. Aktorstwo jest niezłe. Na wyróżnienie zasłużyli Jean-Pierre Jorris oraz Karina Testa. Pierwszy dobrze wpasował się w rolę ojca rodu Von Geisler. Testa z kolei przekonująco ukazała walkę o przetrwanie. Jednak "Frontiere(s)" ma więcej wad niż plusów. Wszystkie mankamenty wiążą się z jedynym celem, jaki przyświecał reżyserowi. Jak już wspomniałem Gens, chciał za wszelką cenę zaszokować widza. Mimo usilnych prób, osiągnął wręcz odwrotny rezultat. Po pierwsze "Frontiere(s)" nie wytrzymuje zestawienia z kampanią promocyjną. Reklamowały go hasła: "To nie jest film dla normalnych ludzi" oraz "Przy tym filmie wszystkie "Piły" to tępe narzędzia". Jakby tego było mało podczas wyświetlania zwiastuna, w kinie puszczano uspokajającą muzykę, by wrażliwsze osoby jakoś przeżyły tę zapowiedź. Po takiej kampanii spodziewałem się obrazu, który przekroczy wszelkie granice. Tymczasem "Frontiere(s)" nie dostarcza nic nowego. Jedynie pokazuje nowe sposoby torturowania człowieka. Zresztą i one nie szokują. Ot kolejny mocny film, który jednak można spokojnie obejrzeć bez odrywania wzroku czy odruchów wymiotnych. Kolejne próby zszokowania widza umieszczono już w samej fabule (jeśli można o niej w ogóle mówić). Główna bohaterka jest w ciąży. Już ten fakt wyklucza możliwość jakiegokolwiek komediowego akcentu. W końcu co może być śmiesznego w patrzeniu na torturowanie ciężarnej kobiety? Reżyserowi jednak było nadal mało. Aby było jeszcze poważniej, całość otoczył politycznym podłożem. Wszystkie te zabiegi dały jednak odwrotny efekt. Jaki? Otóż "Frontiere(s)" najzwyczajniej śmieszy. Gens chciał być tak poważny, że jego dzieła poważnie traktować nie można. Tak więc zamiast przejmować się losem głównej bohaterki, na twarzach niektórych może zagościć szyderczy uśmiech. Wywoła go szczególnie na siłę wpleciony motyw polityczny. Do z założenia krwawej jatki, nie ma co bowiem dopisywać jakiejś ideologii. "Frontiere(s)" jest brutalny, jednak żadnych granic w tej kwestii nie przekracza. Jeśli jesteś wyjątkowo wrażliwą osobą, to jednak możesz zostać zaszokowany. Natomiast jeśli masz mocniejsze nerwy, pozostaniesz raczej niewzruszony. Ewentualnie pośmiejesz się (podobnie jak ja) z wyjątkowo głupiej oprawy politycznej. Dzieło Gensa można jednak nazwać daniem pełnokrwistym. Mimo że jestem osobnikiem mięsożernym, więcej tej potrawy nie skosztuję. Spróbować jednak ją możecie, bo uczciwie przyznaję, że w gardle mi nie stanęła.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Horror to jeden z nielicznych gatunków filmowych bez amerykańskiego rodowodu. Od początku swojego... czytaj więcej
Ostatnio możemy zauważyć, że francuskie kino grozy już dawno prześcignęło amerykańskie czy azjatyckie.... czytaj więcej
To nie jest film dla normalnych ludzi – tak reklamowano ten film, kiedy pojawił się w kinach. I powiem,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones