Recenzja wyd. DVD filmu

"Ciemność, widzę ciemność!"

Gejowski horror dla przeciętnego odbiorcy to temat zupełnie abstrakcyjny lub nawet surrealny, dla widza ciut bardziej doświadczonego – co najmniej kontrowersyjny (toć to nienaturalne, by
Gejowski horror dla przeciętnego odbiorcy to temat zupełnie abstrakcyjny lub nawet surrealny, dla widza ciut bardziej doświadczonego – co najmniej kontrowersyjny (toć to nienaturalne, by fallus wyparł cycki!). Mimo głęboko undergroundowego statusu poruszające tematykę LGBT kino grozy ma się nie najgorzej, a niezwiązani z głównym nurtem filmowym artyści jakoś je przędą. W ciągu ostatniego dziesięciolecia podgatunek queer horroru wyszedł z szafy i zajął ważne miejsce na festiwalach filmu niezależnego. Czy to dobrze? Z punktu widzenia równouprawnienia z pewnością tak. Szkoda jedynie, że niemała liczba kręconych z myślą o homoseksualnej widowni straszaków bardziej niż treścią przeraża jakością wykonania.

A przecież w zamierzchłych latach 80. lub nawet w ciągu pierwszej dekady bieżącego wieku powstało sporo popisowych projektów podgatunkowych. Wystarczy wspomnieć pełne maestrii filmowe poematy, "Zagadkę nieśmiertelności" i "Czwartego człowieka" czy ujmujący swą osobliwością slasher "Hellbent". Oglądając komediowo-thrillerowe tutti frutti "Kissing Darkness", nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że reżyser i scenarzysta James Townsend nigdy nie zetknął się z żadnym z wymienionych tytułów.

Niestety, "Kissing Darkness" jest filmem słabym i nieudanym. Jako popularyzator i zwolennik horroru LGBT chciałbym wydać obrazowi Townsenda pozytywną recenzję, lecz nie mam ku temu podstaw. Największym atutem dzieła zdaje się być jego tytuł, rozbudzający apetyt na głębsze przesłanie.

Na głębię i refleksję w scenariuszu młodego filmowca nie ma jednak miejsca. Skrypt Townsenda kładzie nacisk na męską goliznę i dowcip przeciętnych lotów. "Kissing Darkness" to historia pięciu atrakcyjnych gejów (lub, jeśli ktoś woli, czterech – jeden z przystojniaków uparcie powtarza, że lubi dziewczęta), którzy porzucają wielkomiejski szum, by robić szum na łonie natury. W leśnej chatce odnajdują planszę ouija. Wywołują ducha wampirzej dominatrix o aparycji martwej Justyny Steczkowskiej... Wróć – o aparycji Justyny Steczkowskiej.

Chaotyczny montaż, mierna gra aktorska, nieudolna ścieżka dźwiękowa. Poziomem wykonania tęczowy horror autorstwa Jamesa Townsenda bywa niebezpiecznie bliski obrazom Davida DeCoteau. W ostatecznym rozrachunku, na szczęście, nie okazał się opłakanym, niemal pornograficznym bublem. Może pomogła mu w tym garść całkiem niezłych zwrotów akcji, a może nienachalna, rozsądna erotyka, uprawiana przez bardzo sympatycznych, wcale nie brzydkich aktorów.

"Kissing Darkness" (87 minut) obejrzałem bezpośrednio po projekcji "Zniewolonego" w reżyserii Steve'a McQueena (dwie godziny z hakiem). Zgadnijcie, który seans dłużył mi się bardziej.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones