Recenzja wyd. DVD filmu

Krwawy księżyc (1990)
Alec Mills
Brian Moll
Leon Lissek

Niezupełnie dobry slasher

Australia jest krainą pełną filmowców, którzy niezdarnie naśladując Amerykanów, stworzyli nową jakość w kinie klasy "b", niosącą sporo frajdy odpowiednio zdystansowanym widzom. Ten fenomen
Australia jest krainą pełną filmowców, którzy niezdarnie naśladując Amerykanów, stworzyli nową jakość w kinie klasy "b", niosącą sporo frajdy odpowiednio zdystansowanym widzom. Ten fenomen został już zgłębiony w dokumencie "Niezupełnie Hollywood". "Krwawy księżyc" jest idealnym przykładem horroru zrobionego według zachodnich standardów, zawierającego w sobie znamiona nie tylko specyficznego akcentu, ale również podejścia do produkcji. Reżyser sięga tu po sprawdzone gatunkowe schematy, takie jak umiejscowienie akcji w żeńskim akademiku ("Czarne święta"), motywy religijne w tle ("Alicjo, słodka Alicjo") oraz miksuje je z kinem młodzieżowym lat 80., doprawiając szczyptą melodramatu. Odzwierciedla tym sposobem w 100% gust bywalców wypożyczalni kaset VHS w czasie największego ich oblężenia. Jednak to kserowanie ówczesnych trendów odbywa się bez ustalonego planu, niosąc za sobą niespodziewane efekty. Czy i tym razem twórcy z antypodów mają do zaoferowania wciągający seans na wieczór? Niezupełnie...

Tajemniczy morderca grasuje na terenie kampusu. Jego ulubionym miejscem zabójstw jest "alejka zakochanych", gdzie młode pary wybierają się na wspólne igraszki. Oręże, jakim posługuje się szaleniec, to pętla z drutu kolczastego, która nie tylko skutecznie pozbawia ofiary oddechu, ale również gwarantuje, że przez ekran przeleje się odpowiednia ilość posoki. Jakby tego było za mało: martwym nastolatkom po wszystkim zostają wydłubane oczy. Modus operandi zabójcy znamy tylko my, widzowie, ponieważ jak to bywa w slasherach, pozostali bohaterowie bagatelizują fakt zniknięcia znajomych. Liczba mieszkańców kampusu przerzedza się coraz bardziej, a akcja zmierza w stronę jednej wielkiej masakry.

Taki opis z pewnością zachęci fanów gatunku. Niestety im dalej w las, tym gorzej. Wzrastająca liczba trupów wcale nie winduje jakości obrazu. O ile początek filmu robi wrażenie, bo obyczajowe sceny doskonale współgrają z krwawymi sekwencjami rozgrywającymi się nocą, to gdy tylko poznajemy tożsamość mordercy (a ta przestaje być tajemnicą stosunkowo szybko) całość zatraca swój sens. Scenariusz zaczyna wtedy urywać kolejne wątki jeden po drugim, by zwieńczyć opowieść pozornie efektownym finałem. W rzeczywistości reżyser zdaje się improwizować, zupełnie nie wiedząc, co począć z bohaterami. Oczywistym wnioskiem zdaje się po prostu ich ukatrupić jak najszybciej. Zamiast robić to w wyszukany sposób, "Krwawy księżyc" zmienia się w jedną wielką zabawę w chowanego, gdzie wszyscy biegają, a nikt nie wie po co. Zaś sama postać mordercy budzi raczej zażenowanie widza niż niepokój.

To nie pierwszy i nie ostatni słaby slasher, lecz uczucie zawodu pozostaje ze względu na potencjał, jaki mieli jego twórcy. Wszystko jest tu bowiem na swoim miejscu, a żeby trzymało się kupy, wystarczyło rozsądnie zagospodarować ostatnimi 30 minutami. W pewnym momencie film się po prostu rozlatuje, a reżyser ani myśli go poskładać. Sporo na tym traci... tak samo jak widzowie.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones