Recenzja filmu

Książę ciemności (1987)
John Carpenter
Lisa Blount
Jameson Parker

Nadejście szatana

"Książę Ciemności" to drugi z kolei film z tzw. Apokaliptycznej Trylogii (za "Coś" z 1982 roku i przed "W paszczy szaleństwa" z 1995 roku). Johna Carpentera jak i jego twórczości przedstawiać
"Książę Ciemności" to drugi z kolei film z tzw. Apokaliptycznej Trylogii (za "Coś" z 1982 roku i przed "W paszczy szaleństwa" z 1995 roku). Johna Carpentera jak i jego twórczości przedstawiać nikomu chyba nie trzeba, więc zamiast pisać mało istotne fakty od razu przejdę do meritum sprawy. Najpierw może jednak przedstawię fabułę, która stanowi mocne ogniwo tego dzieła. Otóż głównym bohaterem filmu jest ojciec Loomis (w tej roli świetny Donald Pleasence, znany m.in. z "Halloween"), zamieszkujący niewielką parafię. Wkrótce umiera jeden z zakonników, pozostawiając małą szkatułkę, która trafia w ręce ojca Loomisa. Niebawem odkrywa on piętnastowieczne lochy, w których ukrywa się zło pod postacią zielonej substancji w ogromnym słoju. Odkrycie to daje o sobie znać, gdy wkrótce na terenie kościoła dochodzi do dziwnych wydarzeń. Ojciec Loomis nie ma zamiaru siedzieć z założonymi rękami, zwraca się więc z prośbą o pomoc do profesora Howarda Biracka (Victor Wong), który przyjeżdża wraz z grupką studentów do kościoła, aby rozwikłać wszelkie wątpliwości. Jednak to czego będą świadkami, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania... Z "Księciem ciemności" zetknąłem się już kilkanaście lat temu i wówczas wywarł on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po latach starcie z filmem wygląda już trochę inaczej, bo i umysł jest bardziej ukształtowany na tego typu produkcje, dlatego całość na pewno nie wywiera już takiego wrażenia jak przed laty, choć trzeba przyznać, że film nadal ma klasę. Wraz z nadejściem nowego tysiąclecia coraz częściej słyszeliśmy o wszelkiego rodzaju katastrofach, które miały zwiastować zakończenie ludzkiej egzystencji. Źródłem tego typu nowości była głównie telewizja i co ciekawe był to temat, który wzbudzał niemałe zainteresowanie. Nic dziwnego więc, że znalazło to swoje odbicie i w kinematografii. "Książę ciemności" jest jednym z wielu przedstawicieli podobnych temu tematowi filmów. Nadejście szatana to element, który można pokazać na wielu płaszczyznach, bo przecież każdy twórca będzie miał zupełnie inne spojrzenie na ten wątek. Ważne jest, aby było ono ciekawe i wzbudzało strach. Tak właśnie jest w filmie Carpentera, bo wizja zagłady, którą przedstawia w "Księciu ciemności" różni się zdecydowanie od tego co mogliśmy do tej pory zobaczyć. Sposobu jej przekazu nie będę zdradzał, aby nie popsuć nikomu zabawy, ale mogę powiedzieć, że nikt nie powinien być rozczarowany. Oblicze zła bowiem odsłaniane jest stopniowo, co pomaga w budowie świetnego klimatu. Przede wszystkim doskonale odwzorowano atmosferę osaczenia i bezsilności, co podbudowane jest jeszcze świetną muzyką (oczywiście autorstwa Johna Carpentera). Nie pojawia się ona zbyt często, ale jest świetnym dopełnieniem wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Na pozytywną wzmiankę zasługują również lokacje. Większość akcji rozgrywa się w kościele, wokół którego zło zatacza coraz szersze kręgi. Rewelacyjnym posunięciem był pomysł z bezdomnymi, którzy zahipnotyzowani przez szatana stoją nieruchomo przy kościele. Prym wśród nich wiedzie - uwaga - Alice Cooper, znany muzyk rockowy, który przy odrobinie charakteryzacji stworzył naprawdę przerażającą kreację. Film nie nudzi i nieustannie trzyma w napięciu, a scenariusz jest świetnym dopełnieniem całości. Co prawda w napisach jako autora tekstów widzimy niejakiego Martina Quatermassa, lecz w rzeczywistości odpowiedzialny jest za nie sam John Carpenter. Pseudonim, którym się posłużył, jest ukłonem w stronę Bernarda Quatermassa, bohatera "The Quatermass Experiment" z 1953 roku. Zapewne wiele osób zauważyło nawiązanie także do postaci doktora Loomisa z "Halloween", bo nie dość, że główny bohater nazywa się tak samo jak on, to gra go ten sam aktor, czyli Donald Pleasence. Efekty gore stoją na dobrym poziomie i momentami mogą budzić obrzydzenie. W pamięć zapadła mi chyba najbardziej scena, w której z jednego mężczyzny wychodzi mnóstwo robaków, a on sam rozpada się. Również charakteryzację "sług" szatana wykonano bardzo dbale. Przyczepić się nie można też do aktorstwa, bo prezentuje ono wysoki poziom. Co prawda jedni zapadają na dłużej w pamięci (np. Donald Pleasence), inni zaś mniej, lecz nie znaczy to, że ktoś wypadł fatalnie. "Książę Ciemności" trochę wolno się rozkręca, jednak Carpenter poprowadził akcję w taki sposób, że nie można się nudzić. A finał, który może wydawać się zbyt wyolbrzymiony, z całą pewnością nie pozostawi nikogo obojętnym. Film ten ma też poniekąd pewną wymowę, bo wiele elementów w nim zawartych, stanowi swego rodzaju przestrogę i daje wiele do myślenia. "Książę ciemności" przez krytykę nie został przyjęty zbyt gorąco. Według niektórych źródeł uchodzi on nawet za jedno z gorszych dokonań Johna Carpentera. Ja oczywiście w pełni się z tym nie zgodzę i powiem tylko, że jest to jeden z jego lepszych horrorów. Chyba nie muszę dodawać, że jego wielbiciele koniecznie muszą zobaczyć ten film. Zresztą uważam, że każdy fan kina grozy powinien po niego sięgnąć. Zwłaszcza osoby, które lubują się w kinie tajemniczym i bez reszty wciągającym, bo taki właśnie jest "Książę ciemności".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones