Recenzja filmu

Lost After Dark (2015)
Ian Kessner
Robert Patrick
David Lipper

"I don't want to be eaten by a cannonball!"

Pomimo poważnych uszczerbków merytorycznych, film trafi do konkretnych grup odbiorczych, a niektóre oczaruje swą prostotą.
Rok 1977, Michigan. Przerażona, biuściasta panna wybiega z leśnej chaty, domniemanie uciekając przez zagrożeniem. Zszokowana widokiem rozczłonkowanych ciał swoich kolegów, zapomina o udziale w dramatycznej walce o przetrwanie. Nie mija kilka sekund, a dziewczę zostaje krwawo zaszlachtowane przez monstrualnego szaleńca. Siedem lat później siostra zamordowanej szykuje się na wyjazd z siedmiorgiem przyjaciół ze szkoły. Młodzi chcą poimprezować w domku nad jeziorem, należącym do ojca jednego z nich. Ich wycieczka okazuje się podróżą donikąd, gdy środek transportu gaśnie nagle pośrodku lasu. W poszukiwaniu pomocy nastolatki trafiają na teren zamieszkany przez zdegenerowanego kanibala.

"Lost After Dark" Iana Kessnera nie podbije serc widzów lubujących się w oryginalnym kinie. Jako rasowy przedstawiciel throwback horroru, nacisk kładzie na odniesienia popkulturowe – głównie, choć nie tylko, do jankeskich slasherów doby lat 80. Film wygląda więc, owszem, jak jeden z kolejnych sequeli "Piątku, trzynastego". Niewiele z tego, niestety, wynika. Poza cieszącą oko, nostalgiczną estetyką "Lost After Dark" oferuje widzom figę z makiem. Choć okrzyknięty został przez twórców mianem "inteligentnego hołdu" złożonego krwawym horrorom, jego błyskotliwość przejawia się bardzo rzadko. Ciężko jest w ogóle mówić o obrazie Kessnera jako o hołdzie: jeśli już, "Lost After Dark" hołduje wszystkiemu temu, za co krytycy nienawidzą kina spod znaku maski i piły łańcuchowej, z niedopracowanymi postaciami i generalną pasywnością scenariusza na czele.

Wiadomo jednak, że każda potwora znajdzie sobie amatora. Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku "Lost After Dark". Pomimo poważnych uszczerbków merytorycznych (jak kompletne zmarnowanie potencjału ekranowego mordercy), film trafi do konkretnych grup odbiorczych, a niektóre z nich oczaruje być może swą prostotą. Wynika to w dużej mierze z faktu niskiego popytu na slashery we współczesnym kinie, lecz nie tylko. Nawet nie będąc dziełem kompleksowo udanym, "Lost After Dark" potrafi widza zainteresować, a niekiedy go rozbawić i nim wstrząsnąć. Sceny jak ta, w której jeden z bohaterów ginie ręcznie "nawiercony" na metalowy świder, dowodzą wybujałej (i spaczonej) fantazji reżysera. Wierzę, że kolejny projekt Iana Kessnera cechować będzie się obfitszymi pokładami wyobraźni oraz większą pewnością możliwości twórczych. "Lost After Dark", w skali od jednego do dziesięciu, zasługuje na mocne pięć i pół punktu.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones