Ostatnie tango w Tokio

Wymowa filmu   jest uniwersalna: Coixet pokazuje, że zazwyczaj nie dostajemy od innych tyle miłości, ile byśmy chcieli albo na ile zasługujemy.
Na mapie dźwięków Tokio siorbanie towarzyszące jedzeniu makaronu sąsiaduje z jękami podnieconej kobiety. Francuskie piosenki z epoki retro pobrzmiewają tuż obok granego na wieczorze karaoke "Enjoy The Silence" Depeche Mode. Cmokanie uczestników Dnia Pocałunku zagłuszane jest przez wrzaski osób obchodzących Dzień Wyładowania Agresji. Słowa "Kocham Cię" nie docierają do uszu zainteresowanych na skutek huku po wystrzale z rewolweru. Istna kakofonia, mydło i powidło w jednym.

Nowy film Isabel Coixet też nie należy do najspójniejszych. Na pierwszy rzut oka przypomina on wariację na temat "Ostatniego tanga w Paryżu": mężczyzna w sile wieku nawiązuje w obcym mu mieście romans z nieznajomą dziewczyną. Spotykają się w dziwacznym hotelu, gdzie klucze do pokoju otrzymuje się po wrzuceniu pieniążka do metalowej szafy (jak w automacie do coli). Pomieszczenie, w którym uprawiają seks, przypomina wnętrze wagonu metra albo tramwaju. Takiego tokijskiego tramwaju zwanego pożądaniem. Coixet nie zadowala się jednak konwencją erotycznego melodramatu: dodaje do niej historię wendetty rodem z filmów sensacyjnych, rozważania o chorobach duszy i tajemnicach, które ludzie skrzętnie skrywają przed światem.

Oczywiście, trąci to wszystko pretensją. Da się ją jednak przetrawić, o ile na kinowym fotelu zasiądzie się w odpowiednio melancholijnym nastroju. O ileż przyjemniej będą wówczas wsączać się pod powieki panoramy rozświetlonego neonami, lekko rozmazanego Tokio. Bębenki słuchowe zostaną dopieszczone przy pomocy japońskich przeróbek evergreenów Edith Piaf oraz natchnionych rozmów o winach stanowiących zwierciadło dla osobowości pijących. Z kolei filmowi erudyci będą czerpać satysfakcję z odgadywania tytułów obrazów, których fragmenty wyświetlane są na ekranach telewizorów ukrytych na drugim planie.

Odnoszę wrażenie, że hiszpańska reżyserka miała ambicję przekroczenia granic łączących Wschód z Zachodem. "Mapa dźwięków Tokio" – choć tak mocno zakorzeniona w japońskiej rzeczywistości i tamtejszej kulturze – opowiada romantyczną historię europejskim językiem kina. Wymowa filmu   jest uniwersalna: Coixet pokazuje, że zazwyczaj nie dostajemy od innych tyle miłości, ile byśmy chcieli albo na ile zasługujemy. Ranimy się nawzajem, licząc na to, że widok cudzego cierpienia przyniesie ukojenie. Pudło. Bolesne wspomnienia dopadną nas w najmniej oczekiwanym momencie.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones