Recenzja wyd. DVD filmu

Masakra na bezludnej wyspie (1988)
Michael Herz
Lloyd Kaufman
Jessica Dublin
Rick Washburn

Wojna wszystkich przeciw wszystkim

Temat wojny w filmie jest stary jak kino, ale takiego jej ujęcia nie było nigdy wcześniej i nigdy później. Dla fanów tandety pozycja obowiązkowa, ale także miłośnicy filmów sensacyjnych z
"Masakra na bezludnej wyspie" jest jednym z tych wielkich tytułów w katalogu Troma Entertainment, które doczekały się projekcji kinowych. Z budżetem w wysokości trzech milionów dolarów jest także najdroższym filmem w historii studia (dla porównania "Szklana pułapka", największy przebój 1988 roku, kosztowała dwadzieścia osiem milionów) i jednym z najdłuższą listą płac (choć takie określenie jest nieco na wyrost, w końcu Troma znana jest z angażowania fanów w charakterze wolontariuszy). "Kino" i "wysoki budżet" mogą brzmieć jak straszak dla zagorzałych wyznawców nowojorskiego studia, ale w tym wypadku ekipa nie popełnia błędów, których dopuściła się przy tworzeniu "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D.".

Lloyd Kaufman i współpracujący z nim scenarzyści mają niezwykły talent do tworzenia charakterystycznych postaci bez poświęcania im pustych minut nikomu niepotrzebnej paplaniny. Oglądając komedio-horror "Gingerdead Man", z żalem wysłuchiwałem, jak beznadziejne dialogi wykradają potencjał z bardzo dobrego pomysłu. U Tromy jest dokładnie na odwrót - postacie wypowiadają zaledwie dwa-trzy zdania i dostarczają rubasznej albo brutalnej rozrywki, a zarazem przedstawiają się nie jako bezosobowe mięso armatnie dla oprawców, lecz jako ludzie o unikalnych cechach. W "Masakrze na bezludnej wyspie" pojawia się nowoczesna kobieta walcząca o równouprawnienie płci oraz prawa zwierząt; nieco gorzej wyglądająca inkarnacja Rambo przyozdobiona naszyjnikiem z uszu przeciwników; chrześcijański ksiądz, któremu terroryści wmawiają, że jest żydem; członkowie rockowego zespołu; aryjski komandos wyrywający języki gołymi rękoma; połączeni twarzami bracia syjamscy, z których jeden mówi głosem Pinheada; a nawet chrumkający bojownik o nosie wieprza.

Bohaterami historii pozwalającej na zaangażowanie tak wielu osób są pasażerowie wyjątkowo pechowego lotu (startującego oczywiście z Tromaville). Nie dość, że ich samolot rozbija się, to jeszcze na wyspie zamieszkałej przez bandę terrorystów, którzy wzięli ich za amerykańskich komandosów. Nie brakuje tutaj żadnego z typowych dla Tromy elementów, a wzrost liczby aktorów i aktorek oznaczać może tylko jedno - jeszcze więcej dziwacznego poczucia humoru, więcej głupkowatej przemocy, więcej bezzasadnej nagości, a nawet więcej koszmarnych rockowych pseudo-hiciorów w podkładzie. Nie jeden już poległ przez budżet ponad miarę i przeładowanie filmu drogimi efektami specjalnymi, ale nie Kaufman. W "Troma's War" wysoki koszt końcowy nie był zaplanowany a priori, nie tworzono scenariusza pod dostępne pieniądze, które koniecznie należałoby wydać. Zużycie aż trzech milionów wynikało bezpośrednio z konieczności zrealizowania pomysłu, którego inspiracją nie było jedynie dostarczenie rozrywki fanom, ale także skrytykowanie prowojennej polityki ówcześnie prezydenta Stanów Zjednoczonych - Ronalda Reagana. Niektórzy krytycy widzą tu także głębiej ukryty przekaz - symboliczną walkę kina niezależnego z Hollywood.

Rzadko się zdarza, by studio filmowe używało swojej nazwy w tytule wyprodukowanego filmu, ale równocześnie niewiele z nich ma do tego predyspozycje. Kaufman i Herz znają wartość Tromy i doskonale wiedzą, że wycenili ją fani. Dlatego też większość tytułów Troma Entertainment można bezpłatnie i legalnie obejrzeć na kanale YouTube studia, prawdziwi fani przecież i tak wesprą swoich ulubionych filmowców. Niestety siły tej nie docenił polski dystrybutor i przemianował "Troma's War" na "Masakrę na bezludnej wyspie". Najwyraźniej dziesiątki terrorystów zamieszkujących wyspę nie kwalifikują się do miana ludzi, tłumaczenie kwalifikuje się natomiast do zajęcia zaszczytnej pozycji w gronie "Wirującego seksu" i "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

"Masakra na bezludnej wyspie" jest brakującym ogniwem pomiędzy "Plutonem" a "Napromieniowaną klasą" i chociaż tylko "Poultrygeist" może konkurować z nim w kategorii najbardziej spektakularnego widowiska klasy Z, to zdarzają się momenty nieczytelne, jakby wyrwane z kontekstu. Wynika to z licznych cięć w fabule - zarejestrowany materiał trwał ponad cztery godziny, postprodukcja skróciła go do około dwóch, a cenzura Motion Picture Association of America sprowadziła do nieco ponad stu minut. Najbardziej wyszczerbiono wątki związane z komentarzami do bieżącej sytuacji społeczno-politycznej (usunięto wszystkie sceny nawiązujące do AIDS), ale wartość rozrywkowa pozostała nienaruszona. Jeżeli szukacie filmu na seans w gronie przyjaciół, to Troma (jak zawsze) dostarcza wam kandydata idealnego.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones