Recenzja filmu

Max i ferajna (1971)
Claude Sautet
Michel Piccoli
Romy Schneider

A więc kto jest winny?

Max (Michel Piccoli) jest policjantem. Chodzi w kapeluszu i trzyma się zasad. A raczej prawa. Bo zasadę ma jedną - łapać bandytów. Choćby nawet miał ich sam pchać ku zbrodni. Choćby nawet ich
Max (Michel Piccoli) jest policjantem. Chodzi w kapeluszu i trzyma się zasad. A raczej prawa. Bo zasadę ma jedną - łapać bandytów. Choćby nawet miał ich sam pchać ku zbrodni. Choćby nawet ich znał z lat młodzieńczych. Lily (Romy Schneider) jest dziwką. Jest naiwna, ufna, bezczelna, ale i urocza. Jej facetowi, Abelowi (Bernard Fresson), nie przeszkadza jej profesja, zwłaszcza że sam nie zarabia zbyt wiele kradnąc samochody i sprzedając złom. Abel ma swoją ferajnę, a Maxa zna z lat młodzieńczych. Naszym biednym przestępcom marzy się lepszy byt, ale ich ferajna to grupa leniwych i niezbyt bystrych patałachów. Sami nie wiedzą za bardzo, jak zabrać się za poprawę swojej sytuacji. Max postanawia im pomóc, podsunąć im pomysł na pewien skok. Swoją nieoficjalną misję rozpoczyna od wcielenia się w rolę bankiera.

Tyle o fabule wystarczy, tak na zachętę. Sautet stworzył doprawdy niesamowity obraz. Co prawda scenariusz to swego rodzaju samograj – nie wymagał żądnych sztuczek, wysmakowanej formy plastycznej, ani wielkiego budżetu. Ale wymagał rzetelnej reżyserii, ciekawego sposobu opowiadania historii. I nie wydaje mi się, aby dało się opowiedzieć tą historię lepiej, niż zrobił to Sautet

"Max i ferajna" to niegłupie, niepuste i niezwykle wciągające kino rozrywkowe, policyjny kryminał. I to bez bez tajemniczych zabójców, bez wartkiej akcji i  pościgów samochodowych. Ale nie to jest najważniejsze w filmie, ani to, że nie wiemy, jak skończy się planowana intryga. Nie ważne, czy do skoku w ogóle dojdzie i czy się uda. Ważne, jaki to będzie miało wpływ na relacje między bohaterami. To właśnie oni są najważniejsi. Raz, że obsada spisał się rewelacyjnie, a dwa, że postaci są rewelacyjne skonstruowane. Sautet zostawił mnie kompletnie zbitym z tropu. Przez cały film nie wiedziałem po czyjej stronie stoję, kogo jestem wstanie za jego czyny pochwalić, kogo karcić, kogo obwiniać, kim się brzydzić, komu współczuć. Wszystko zależy od punktu widzenia.

Z takim podejściem do filmu otrzymamy coś więcej niż rozrywkę. Ten obraz to pociąg do centrum. Do miejsca, w którym jest równie blisko do tych złych i tych dobrych i w którym nie można wskazać ani jednych, ani drugich. Wszyscy bohaterowie są w jakiś sposób źli, ale wszystkich mi ich szkoda, wszystkim życzę jak najlepiej. Wszystkich rozumiem, choć o wszystkich mogę powiedzieć wiele złego. I nie wiem, kto jest winny. Pragnę happy endu, ale wiem, że jest niemożliwy. Ta historia nie może się skończyć dobrze dla każdego. Nawet dla mnie, bo film mnie urzekł, ale płacz Romy autentycznie zabolał.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones