Recenzja filmu

Megaszczęki kontra megamacki (2009)
Jack Perez
Deborah Gibson
Lorenzo Lamas

Wielkie monstra z głębin

Asylum jest wytwórnią unikatową. Robią w niej tzw. mockbusters. Są to filmy nawiązujące tytułem i fabułą do "poważnych", wysokobudżetowych odpowiedników. Takie swoiste klony. Nie posiadają dużych
Asylum jest wytwórnią unikatową. Robią w niej tzw. mockbusters. Są to filmy nawiązujące tytułem i fabułą do "poważnych", wysokobudżetowych odpowiedników. Takie swoiste klony. Nie posiadają dużych budżetów i idealnie wpasowują się w schematy utarte przez klasyczne produkcje klasy Z. W ten sposób uraczono nas przeróbkami "The Blob" ("The Green Slime"), "Jaws" ("L'Ultimo squalo"), "Cloverfield" ("Monster"), "Transformers" ("Transmorphers") czy choćby całą gamą mniej lub bardziej udanych przeróbek dokonanych przez Turków w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Oczywiście można nakręcić mniej lub bardziej luźne nawiązanie nie tylko do filmu, ale i gatunku. W latach 50. i 60. dwudziestego wieku popularnością cieszyły się filmy z gigantycznymi zwierzętami i potworami w rolach tytułowych. Przybywały albo z kosmosu albo mutowały pod wpływem promieniowania radioaktywnego. Tendencja ta była zauważalna głównie w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Jednak w Kraju Kwitnącej Wiśni przetrwała aż do nowego millenium. Gdy potworom znudziło się atakowanie ludzi i gdy się ich już nieco namnożyło, zaczęły walczyć między sobą. Obrazują to liczne "versusy" nakręcone na przestrzeni pięćdziesięciu lat. Zdawać by się mogło, że na tle konkurencji USA zostały w tyle w tej dziedzinie. Otóż nie. Udowadnia to Asylum, który roku pańskiego 2009 wypuścił na rynek wideo swą kolejną produkcję zatytułowaną "Mega Shark vs Giant Octopus".

Już sam tytuł niemal streszcza cały film. W oceanie odmarzają dwa gigantyczne potwory, które zostały zamrożone podczas śmiertelnej walki. Teraz terroryzują zwierzęta, a ich ofiarą padają nawet wieloryby i… platforma wiertnicza. Piękna pani oceanolog Emma (w tej roli piosenkarka Deborah Gibson) wraz z innymi naukowcami zostaje wyznaczona przez agenta rządowego Allana Baxtera (Lorenzo Lamas) do zbadania przyczyn dziwnych zjawisk w oceanie. Najpierw odkryta zostaje tajemnica rekina. Okazuje się on prehistorycznym megalodonem. Marynarka wojenna próbuje zniszczyć stwory, jednak nie jest to takie łatwe, gdyż atakują one z sukcesem okręty, zarówno podwodne, jak i nawodne. W końcu ktoś wpada na pomysł, aby doprowadzić do walki między rekinem a ośmiornicą. Tak jak zaczęły walkę miliony lat temu, teraz niech ją skończą. Giną obaj przeciwnicy, tonąc w finałowym ujęciu w czarnej otchłani oceanu.

"Mega Shark vs Giant Octopus" jest niezwykle mądrym i odkrywczym filmem. Naprawdę. Do tej pory ludzkość nie zdawała sobie sprawy, że rekiny potrafią latać i do tego zjadać samoloty pasażerskie! Nie każdy też wie, że niszczyciel jest wielkości pancernika typu Iowa. A jak szybko pływa megarekin? To oczywiste, "płynie z prędkością dźwięku, jakieś 100 węzłów". A czy wiedzieliście, że można strzelać z działa pokładowego w obiekty będące w głębokim zanurzeniu? Takich "kwiatków" w filmie znajdziemy o wiele wiele więcej. Jak chociażby scena ataku megalodona. W ujęciu zza jego płetwy widzimy, jak płynie w stronę burty niszczyciela-pancernika pod kątem prostym, podczas gdy ten strzela do napastnika na wprost, przez dziób. Naukowcy także mają niezwykle trudną pracę przy tworzeniu formuły mającej na celu zabicie gigantów. Widać jak się pocą i niedosypiają podczas łączenia różnokolorowych cieczy w ciecze o jeszcze innych kolorach. W końcu udaje się opracować zieloną, fosforyzująca superciecz, która nie działa. Powala też scenka, w której megalodon pożera samolot pasażerski i inna, podobna, w której ofiarą pada niszczyciel. Można przełknąć, zważywszy na fakt, że po milionach lat w lodzie może zabraknąć w organizmie żelaza.

Amerykanie wiedzą, jak radzić sobie z kryzysem i produkują tanie filmy. Wszystko w nim jest tanie. Scenariusz kupiono pewnie od osiedlowego pisarza za flaszkę gorzały. Kamerę wypożyczył wujek reżysera. Efekty robiono zapewne na domowym PC. A sami aktorzy zagrali na kredyt. Ale nie marudźmy. Mamy do czynienia z rasowym kinem klasy B. Nic tu nie jest szczytowym osiągnięciem kinematografii w jej najlepszych aspektach. Aktorzy grają jak kłody drewna. Scenariusz wygląda jak pisany na kolanie, posiada pełno dziur i niedociągnięć. Za to jest wpleciony wątek miłosny między Emmą i Viciem (w razie seansu z dziewczyną/narzeczoną/żoną w sam raz). Pomysłowość twórców też zasługuje na uwagę, o czym już wyżej napisałem. Niski budżet najłatwiej zauważyć chyba w efektach specjalnych, z których słynie kino klasy B. Nie zawsze są dopracowane, w dodatku wiele ujęć zostaje wykorzystanych po kilka razy, dzięki czemu sceny ataku rekina wywołują chroniczne déjà vu. Jednym zdaniem: wszystko w normie.

Asylum stworzył kolejny film dla koneserów słabej kinematografii. To doskonała rozrywka na nudny wieczór. Dla wielu ludzi to kino filozoficzne; zastanawiają się, po co nakręcono ten film? Jakie są intencje twórców takich obrazów? Po co to komu? Dzieło jest tak złe, że aż śmieszy. Wszystko jest tu zabawne, z przednimi pomysłami latających rekinów na czele. "Mega Shark vs Giant Octopus" został przyjęty przez widzów tak źle, że w planach jest nakręcenie następnej części. Będzie nosiła tytuł "Mega Shark vs Giganotosaurus". Data premiery nie jest jeszcze znana, zostaje póki co czekać, a w międzyczasie sięgnąć po choćby "Boa vs Pyton".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones