Recenzja filmu

Miłość i miłosierdzie (2019)
Michał Kondrat
Kamila Kamińska
Maciej Małysa

Sztuka mistyki – nie tylko filmowej

Z pewnością nie jest łatwo zabierać głos w dyskusji o sacrum, która nieprzerwanie, choć często w sposób ukryty, toczy się we współczesnej kulturze. Poszukując nadziei i punktu oparcia w życiu,
Z pewnością nie jest łatwo zabierać głos w dyskusji o sacrum, która nieprzerwanie, choć często w sposób ukryty, toczy się we współczesnej kulturze. Poszukując nadziei i punktu oparcia w życiu, człowiek XXI wieku bardzo podobny wydaje się do bohatera wiersza Przerwy-Tetmajera, który, wydrwiwszy i skrytykowawszy wszystkie idee i postawy, "głowę zwiesił niemy", zapytany o to, w jaki sposób chce bronić się przed złem. Michał Kondrat, scenarzysta i reżyser filmu "Miłość i miłosierdzie" głowy z pewnością nie zwiesza, a jego bezkompromisowość w poszukiwaniu prawdy zadziwia oraz budzi szacunek. 

Błędem byłoby traktowanie "Miłości i miłosierdzia" jako filmu stricte o św. Faustynie, choć na ten aspekt filmu widocznie postawił jego dystrybutor. W rzeczywistości do czynienia mamy ze spójną, logiczną i rzetelnie opowiedzianą (wielka tutaj zasługa profesjonalnie przygotowanej części dokumentalnej) historią kultu Bożego Miłosierdzia, przymiotu Boga, który znany jest od tysięcy lat, ale który w nowym świetle ukazany został światu wraz z objawieniami polskiej zakonnicy, które wpłynęły na duchowość całego Kościoła katolickiego, stając się znanymi na całym świecie. 


Historia, którą opowiada nam Kondrat, składa się z co najmniej kilku fascynujących wątków, a każdy z nich byłby materiałem wystarczającym na osobny, interesujący film. Losy świętej Faustyny to z pewnością element najbardziej wyeksponowany, ale uwagę zwracają również losy jej spowiednika, ks. Michała Sopoćko, którym nie bez powodu zaczynają interesować się filmowcy z całego świata, jako że jego życiorys wydaje się gotowym scenariuszem sensacyjnego filmu. Reżyser nie zaniedbał też sprawy pod wieloma względami najbardziej intrygującej – historii obrazu, który powstawał na podstawie objawień św. Faustyny i wyszedł w 1934 r. w Wilnie (gdzie znajduje się obecnie) spod pędzla Eugeniusza Kazimirowskiego (znakomita rola Janusza Chabiora). Tworzony przez ponad pół roku wizerunek, wciąż poprawiany zgodnie ze wskazówkami Faustyny, dążącej, ku ogromnej frustracji malarza, do jak najwierniejszego odwzorowania wyglądu Jezusa w czasie objawień, poddany specjalistycznym badaniom, okazuje się po latach w stu procentach zgodny z twarzą z Całunu Turyńskiego, a twórcy filmu nie skąpią rzetelnych opinii znawców i specjalistów, którzy wyjaśniają fascynujące tajemnice płótna – efektu mistycznych doświadczeń Faustyny.  



Narracja fabularyzowanego dokumentu rozwija się równolegle na dwóch planach, co sprzyja uzyskiwaniu przez odbiorcę spójnego i złożonego obrazu opowiadanych zdarzeń. Szczególnie cenne jest to, że prezentowana historia jest tak dynamiczna – wychodzi daleko poza relację dokumentalną i fabularną, pokazując nie tylko kawał historii Kościoła, historie mistycznych doświadczeń, losów jednostek – duchownych i świeckich – które stały się bohaterami tej opowieści, ale również duchową głębię i sens kultu, który rozprzestrzenił się na całym świecie. Co szczególnie zdumiewa i budzi szacunek dla twórców filmu, to prostota i naturalność, z którą pokazują sprawy wielkie, wręcz mistyczne, bez patosu, ale jako zakorzenione w codziennej rzeczywistości i w sposób niepozbawiony humoru, który, moim zdaniem, wiele wnosi do części fabularnej. Znakomici aktorzy sprawiają, że nawet postacie świętych są żywe, autentyczne, pozbawione sztuczności – po barokowemu zwyczajne w swojej niezwyczajności i niezwyczajne w swojej zwyczajności zarazem. Taka właśnie powinna być sztuka mistyki, podyktowana przecież samą logiką podejmowanych treści, związanych z religią, w której Bóg zawsze przemawia prostymi środkami i objawia swoją wolę w sprawach największych tajemnic ustami osób, które nie cieszą się w świecie ani sławą, ani bogactwem, ani zaszczytami. Fenomen ten komentują najlepiej sami bohaterowie filmu – wykształceni kapłani z doktoratami, pochylający się ze zdumieniem nad kartami "Dzienniczka", napisanego przez zakonnicę, która ukończyła trzy klasy wiejskiej szkoły. 


Nie jest łatwo przedstawić doświadczenie mistyczne (o ile jest to możliwe w ogóle). Ból tej niemożliwości wyrażają same łzy bohaterki na widok obrazu, który – choć piękny i "zatwierdzony" przez Jezusa, nie może jednak oddać zachwycającego piękna widzenia w czasie objawień. Jeżeli jednak już szukać mamy – bo przecież trzeba – sacrum we współczesnej rzeczywistości, to nie można iść w tym kierunku drogą lepszą, niż wybrał to Michał Kondrat. Ciekawie, ale zgodnie z prawdą, rzetelnie i odważnie, mistycznie, ale prosto i zwyczajnie. I z pełną odpowiedzialnością za owoce, jakie może wydać w życiu widzów film "Miłość i miłosierdzie" (czego nie można niestety powiedzieć o wielu twórcach, którzy w pogoni za sławą i sensacją nie wahają się przed sianiem duchowego zamętu). 

Serdecznie polecam!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Początkowo miałem nie pisać tej recenzji, bo i na sam film poszedłem do kina, mówiąc bez ogródek,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones