Jaco Van Dormael i jego "Mr.Nobody" udowadniają, że aby zrobić głośny film, wystarczy mieć pieniądze i pomysł na to, jak sprawnie wykorzystać osiągnięcia kolegów po fachu. "Pan Nikt" nie jest
Jaco Van Dormael i jego "Mr.Nobody" udowadniają, że aby zrobić głośny film, wystarczy mieć pieniądze i pomysł na to, jak sprawnie wykorzystać osiągnięcia kolegów po fachu. "Pan Nikt" nie jest niczym więcej, jak tylko nową wersją "Efektu motyla", wzbogaconą o elementy "Jak we śnie" i "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona". Film nie wnosi nic do kinematografii, a wszystko, co zostało w nim ukazane, było już wcześniej. I to często w lepszej wersji.
Zacznijmy od scenariusza. Nudny i za długi. Już po pierwszych 40 minutach chce się wyłączyć film. Wysiłkiem wielkim jest dotrwać do końca bez przynajmniej jednej mocnej kawy. Wiele niepotrzebnych scen, film na siłę egzaltowany, a jednocześnie nie zdolny do wzbudzenia w widzu żadnej reakcji. Nie wzrusza w ani jednej minucie, a zatem nie spełnia najważniejszego wymogu swojego gatunku. Naiwny i nieprzekonujący.
Aktorzy mający już jakiś dorobek w dziedzinie filmu, mam na myśli Diane Kruger i Jareda Leto, nie wypadli najgorzej, aczkolwiek tymi rolami do historii kinematografii na pewno nie wejdą. Postaci, które dane było im zagrać, są płaskie, i trudno zrozumieć motywację ich działań. Natomiast Toby Regbo, Juno Temple czy Clare Stone, wcielający się w role nastoletnich bohaterów, robią to niezwykle nieumiejętnie i irytująco.
Jedynym elementem, który ratuje film i jakoś zbiera go do kupy, są ujęcia. Trzeba przyznać, że oprawa wizualna jest na naprawdę wysokim poziomie (pieniądze i najnowsza technika robią swoje), żywe kolory pasują do optymistycznej muzyki. Dzięki nim da się jakoś dotrwać do końca, zapominając o brakach kompozycyjnych scenariusza i skupiając się na przyjemnych widoczkach.
Film polecam, jak najbardziej, ale osobom, których potrzeby estetyczne zaspokoją ładniuchno umalowani i ubrani aktorzy w sympatycznej scenerii, a którzy nie oczekują od filmów jakiegokolwiek przekazu. Czy to emocjonalnego, czy intelektualnego.
"Mr. Nobody" to przerost formy nad treścią. Po prostu.