Wielkie marzenie drobnej osiemdziesięciolatki

Pani Watts (Cicely Tyson) mieszka z synem (Blair Underwood) i jego apodyktyczną żoną (Vanessa Williams), która niespecjalnie stara się ukrywać, że teściowa interesuje ją tylko jako źródło
Pani Watts (Cicely Tyson) mieszka z synem (Blair Underwood) i jego apodyktyczną żoną (Vanessa Williams), która niespecjalnie stara się ukrywać, że teściowa interesuje ją tylko jako źródło dodatkowego przychodu w postaci emerytury. Staruszka co krok słyszy uwagi od niepracującej synowej, która hardo trzyma męża pod pantoflem. Cichutko podśpiewując pod nosem, marzy o wycieczce w rodzinne strony, ale pomysł ten negowany jest przez Ludiego martwiącego się o stan zdrowia frywolnej matki i Jessie Mae, dla której to fanaberia oraz zbędny wydatek. Seniorka Watts stale próbuje uciec z domu, aby zrealizować swoje marzenie i pewnego słonecznego dnia plan dochodzi do skutku.

"The Trip to Bountiful" to remake pozycji o tym samym tytule z 1953 i 1985 roku, kiedy to Geraldine Page otrzymała Oscara dla aktorki pierwszoplanowej za rolę pani Watts. Przed napisaniem recenzji obejrzałam poprzedników. Tegoroczna wersja zdaje się jeszcze bardziej wygładzona, jeżeli mogę tak powiedzieć o filmie, którego główną zaletą jest dobrotliwa prostota. Michael Wilson powierzył główne role afroamerykańskim aktorom. Na tym różnice się kończą - staruszka Watts zawsze ujmuje gorącym sercem, a Jessie Mae nieprzerwanie zrzędzi, kiedy jej mąż jest papierową postacią bojącą się zabrać głos.



Perełką filmu jest Cicely Tyson. Aktorka, która znana jest mi głównie z roli jakże pomocnej Sipsey w "Smażonych zielonych pomidorach", przyznała w wywiadzie, że doskonale się bawiła w roli pani Watts, która pomimo tyranii synowej i choroby serca nigdy nie zatraciła życiowej radości oraz chęci zrealizowania swoich marzeń. Łatwo zauważamy płytki oddech i trzęsące się ręce walecznej kobiety, której nie można nie kibicować. Jej opowiadane z uśmiechem na ustach historie z jednej strony krzepią, bo pani Watts życie miała bogate, ale przeczuwa również, że jej czas na tym świecie dobiega końca. Grająca co prawda na jedną modłę, ale z tą śmieszną manierycznością, Vanessa Williams również zdobyła moje uznanie. W barwnym strojach, które są jak pocztówka z lat 40' XX wieku, oddaje się płytkim przyjemnościom za pieniądze męża i pyszni się władzą w domu. Przyznam, że w poprzednikach gra aktorska była na wyższym poziomie, ale nie stanowi to przeszkody w sympatii do recenzowanej wersji.



Wszystko w "The Trip to Bountiful" jest skomponowane tak, aby ta prosta relaksująca historia przypomniała nam o wartościach umykających w codziennym pędzie.

Mamy tu wyraźne afroamerykańskie nacechowanie religijnością, sporo przewidywalności, a David Greene niekiedy zachwyca zdjęciami zakurzonych pomieszczeń, by za chwilę kamera łapała delikatnie zagubionych bohaterów wśród nadmiaru pustki wokół, ale to miłe kino. Nie aspiruje do niczego wielkiego, a i tak potrafi dać więcej radości niż niejeden letni blockbuster. Pozycja trafiła od razu do amerykańskiej dystrybucji telewizyjnej i nosi cechy filmów kręconych w tym celu. Jest dokładnie tym, co możemy sobie wyobrazić po przeczytaniu zarysu fabuły, ale potrafi skutecznie przykręcić śrubę narzekającym na brak "dziania się". Ci są zazwyczaj jak syn pani Watts, który podczas konwersacji z żoną mówi, że umie zadbać o własną matkę. Naprawdę, Ludie? Dlaczego więc jest taka przygnębiona i samotna, kiedy wszystko jest niby w porządku?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones