Recenzja wyd. DVD filmu

Prawo Murphy'ego (1986)
J. Lee Thompson
Charles Bronson
Kathleen Wilhoite

Jest tylko jedno prawo – prawo Jacka Murphy'ego

Z perspektywy czasu film "Prawo Murphy'ego" wypada tak sympatycznie kiczowato, iż ogląda się go w miarę przyjemnie. Produkcja Thompsona to jeden wielki kolektyw najpopularniejszych motywów kina
Można zaryzykować stwierdzenie, iż dla Charlesa Bronsona rola w "Życzeniu śmierci" była swoistym przełomem. Aktor charakterystyczny, dotychczas grający twardzieli łamiących wrogów niczym zapałki, wcielił się w postać architekta uciekającego się do przemocy w akcie ludzkiej desperacji. Niestety, kolejne odsłony serii nieco zaprzepaściły duchową spuściznę pierwowzoru, czyniąc z Bronsona hardego mściciela likwidującego oprychów w ilościach hurtowych. W przerwie między trzecią i czwartą częścią "Życzeń śmierci", aktor zdążył zaliczyć występ w "Prawie Murphy'ego", w którym to filmie odegrał zahartowanego gliniarza robiącego słuszny użytek z armaty noszonej w kaburze. Co prawda duch magicznych lat 80. jest w obrazie J. Lee. Thompsona silny, ale czy siła sentymentu gwarantuje udany seans?

Jack Murphy (Charles Bronson) to gliniarz, który najpierw strzela, później zaś ewentualnie zadaje pytania. Gdy podczas śledztwa detektyw grozi gangsterowi Frankowi Vincenzo (Richard Romanus) aresztowaniem jego brata w obecności mateczki rodzeństwa, wiadomo już, iż sprawa przybiera poważny obrót. Niestety, podczas policyjnej obławy śmierć z rąk Jacka ponosi właśnie Tony Vincenzo (Chris DeRose). Seniorka rodu (Janet Rotblatt) prosi syna o zlikwidowanie policjanta w imię honoru całej familii. Posłuszny syn poprzysięga Murphy'emu krwawą zemstę, której ofiarą padną niewinni ludzie... W wyniku spisku Jack zostaje oskarżony o zamordowanie byłej żony (Angel Tompkins) i jej partnera (Joseph Roman). Na szczęście sprytnemu gliniarzowi udaje się zbiec z aresztu, niestety, w przymusowej asyście drobnej złodziejki o wdzięcznym imieniu Arabella (Kathleen Wilhoite). Murphy ma niewiele czasu na oczyszczenie się z zarzutów, do tego podczas prywatnego śledztwa okazuje się, że za sznurki pociąga ktoś znacznie groźniejszy niźli Frank Vincenzo...

Z perspektywy czasu film "Prawo Murphy'ego" wypada tak sympatycznie kiczowato, iż ogląda się go w miarę przyjemnie. Produkcja Thompsona to jeden wielki kolektyw najpopularniejszych motywów kina policyjnego lat 80. Idąc tym tropem, w obrazie z Bronsonem nie zapomniano o tak kluczowych elementach, jak główny bohater z problemem alkoholowym, zadziorny partner (płci żeńskiej) o niewyparzonej gębie czy prześladowca grający pierwsze skrzypce w głównej intrydze. Film sprawdza się naprawdę znośnie w lżejszych momentach; niemniej gdy tylko scenarzysta próbuje skierować fabułę na nieco poważniejsze tory, "Prawo Murphy'ego" przekształca się w niezamierzoną parodię gatunku.

To, co w dużej mierze zagrało w filmie, to nietypowy duet detektywa z gadatliwą Arabellą. O ile Jack to klasyczny mruk stroniący od żartów, do tego pijący na umór, o tyle jego druga, nomen omen, połówka stanowi zupełne przeciwieństwo policjanta. Celem wprowadzenia przeciwwagi i elementu komicznego scenarzysta zdecydował się dokooptować Murphy'emu młodziutką delikwentkę co rusz docinającą stróżowi prawa. Z ust dziewoi padają tak wymyślne wyzwiska jak "czerstwod*pny"  czy "ośli pierd" (oba tłumaczenie własne), które nieco równoważą stonowany charakter Jacka. Pod koniec seansu inwektywy wystrzeliwane przez dziewczynę niczym z karabinu maszynowego mają jednak prawo męczyć, taki już jednak urok filmu.

Inna sprawa to rola samego Bronsona, który pomimo blisko 64 lat na karku wymiata jak za starych dobrych czasów, kasując oprychów niczym kanar gapowiczów. Ze swoim fizys i ekranową charyzmą aktor idealnie pasuje do roli gliniarza, który na śniadanie zalicza flaszeczkę z procentami schowaną w łazience. Co prawda momentami aktorstwo Bronsona kuleje (scena omdlenia to beczka śmiechu), jednak jego zabawne odzywki cedzone z grobowo poważną miną rekompensują wszelkie niedostatki w warsztacie wąsatego odtwórcy.

Linia fabularna być może i zaskakuje finalnym rozwiązaniem śledztwa, tym niemniej skrypt jest niebezpiecznie przepełniony motywami niczym z kina klasy B, w której to niszy starszy Bronson odnalazł zresztą swoją drugą młodość. I tak, kolejno: Murphy wraz z nastolatką lądują na plantacji marihuany, później przenoszą się do kiczowatego domu w lesie (typowy motyw kina sensacyjnego lat 80.), by w finale Jack mógł stoczyć śmiertelny pojedynek w opuszczonym wieżowcu z przeciwnikiem uzbrojonym w... kuszę. Już na pierwszy rzut oka rozwój wypadków nie wygląda szczególnie zachęcająco i oryginalnie, nawet na papierze.

Rodowód kina lat 80. czuć równie wyraźnie w egzaltacji przemocą, która przejawia się choćby w sugestywnie zobrazowanych ranach postrzałowych. Nagość to inny nieodłączny element wspomnianego nurtu, także obecny w "Prawie Murphy'ego". Nie mogło jednak być inaczej w filmie, w którym była partnerka głównego bohatera pokazuje swe wdzięki szerszej publiczności w obskurnym barze "go-go". Oczywiście, jak przystało na szanującego się gliniarza z obsesją na punkcie "ex", Jack codziennie śledzi swą ukochaną, podczas jazdy pociągając regularnie z piersióweczki. Typowy sfrustrowany policjant z przeszłością, za to bez przyszłości.

Niemalże trzy dekady po swej premierze "Prawo Murphy'ego" nadal da się oglądać bez większych zgrzytów. Jedyny warunek, który spełnić musi śmiałek szykujący się na seans, to akceptowanie konwencji kina detektywistycznego z dawnych lat. Podejście do filmu z mocnym przymrużeniem oka pozwala potraktować całą produkcję jako lekko tandetny miks znanych elementów w B-klasowej posypce. Wszak umizgi rozwydrzonej panienki do emerytowanego Bronsona przyprószonego siwizną trudno traktować poważnie, jednak w kategorii czystej zabawy tego typu zagrania składają się na nieco nostalgiczny film drugiego sortu. "Już takich nie robią"... i może niech tak zostanie.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: podstarzały Bronson w duecie z rozkapryszoną nastolatką dają czadu; kino detektywistyczne o B-klasowym rodowodzie śmieszy, często jednak nie do końca zamierzenie; męski detektyw-rozwodnik-alkoholik, wrobienie w morderstwo oraz czerstwe teksty obecne; generalnie całkiem przyjemny seans z gatunku "wspominkowych".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones