Recenzja filmu

Przybysz z Marsa (1989)
Stanley Sheff
Anthony Hickox
Todd Kutches

Hej hej, Mars napada...

Ileż to filmów było o atakujących nas Marsjanach? Sporo. Ile było filmów o potworach i mutantach atakujących Ziemię? Też sporo. Naprawdę nie sposób tego zliczyć. Zmutowane kraby, mrówki, muchy,
Ileż to filmów było o atakujących nas Marsjanach? Sporo. Ile było filmów o potworach i mutantach atakujących Ziemię? Też sporo. Naprawdę nie sposób tego zliczyć. Zmutowane kraby, mrówki, muchy, pijawki, ryjówki, jaszczury, pająki, a nawet pomidory! Czego to ludzie nie wymyślą. Szczytowy okres wszelkich monstrów i kosmitów przypadł na lata 50. XX wieku. Wtedy to w USA powstało wiele klasycznych i z dzisiejszej perspektywy przezabawnych filmów science-fiction traktujących o wyżej wymienionej florze i faunie. W tym czasie powstał jeden z najbardziej znanych dziś obrazów kina fantastycznego klasy B i osobiście chyba mój ulubiony – "Robot Monster" z 1953 roku w reżyserii Phila Tuckera. Cztery lata później na ekrany kin trafił film o wszystko mówiącym tytule "Attack of the Crab Monsters" uwielbianego za swe kiepskie filmy Rogera Cormana. Ale o nich później. Zajmijmy się "Przybyszem z Marsa".

Scenariusz do filmu powstał w przeciągu niespełna dwóch tygodni. Aby zamaskować niski budżet filmu, twórcy uciekli się do prostego chwytu. Umieścili film w filmie. "Przybysz z Marsa" opowiada o studencie, Stevie Horowitzu, który chce sprzedać swój film. Przychodzi z tym do pewnego producenta pragnącego uniknąć podatków. Liczy on, że dziełko Steviego poniesie klapę i przyniesie firmie straty. Jednak staje się inaczej. Tak w skrócie przedstawia się fabuła filmu. A jak wygląda sprawa z "właściwym filmem"? Otóż Stevie nakręcił film science fiction. Na Marsie kończą się zasoby powietrza. Król Marsa pragnie uratować planetę i wysyła na Ziemię tytułowego człowieka-homara, by ten uratował ojczystą planetę. Jego pomocnikiem jest wielki goryl w hełmie nurka (!) oraz niewielkie nietoperze. Na drodze stają im dzielni Ziemianie – narzeczeni, naukowiec, detektyw i dzielny pułkownik z sekcji zjawisk paranormalnych. Zmagania pomiędzy przybyszami a ludźmi są naprawdę krwawe, okrutne i heroiczne. Zaraz, zaraz, stop! Zapędziłem się. Zmagania są… zabawne.

Już od początku widać, że film nie jest poważną produkcją. Jest to zamierzona parodia, pastisz amerykańskich filmów science fiction ze swego najciekawszego okresu zimnowojennego. Najbardziej rzuca się w oczy główny bohater, przypominający kreatury z "Attack of the Crab Monsters" właśnie oraz goryl w hełmie żywcem wzięty z wymienionego na wstępie dzieła Tuckera. Już sam ich wygląd potrafi rozśmieszyć do łez, nie mówiąc o ich przygodach. Całość jest zrealizowana bardzo sprawnie. Aktorzy podobnie jak w innym pastiszu gatunkowym, "Martwicy mózgu", wiedzą doskonale w czym grają. Efekty również zostały skonstruowane wzorowo jak na film klasy B. Wszystko jest tanie, kiepskie (ale świadomie!) i zabawne, jak chociażby efekt śmierci zadanej marsjańską bronią czy też sceny umierania kosmitów.

Z czystym sumieniem można polecić "Przybysza z Marsa" każdemu fanowi starego science-fiction. Miło znaleźć odniesienia do ulubionych filmów, pomimo że dziś są znane wąskiemu gronu kinomanów. Nie jest to tak rozbudowany w odwołania do klasyki pastisz jak choćby "Naked Monster", ale jak najbardziej warto go obejrzeć. Choćby dla zabawy, bo ta w przypadku człowieka-homara z Marsa jest przednia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones