Recenzja wyd. DVD filmu

Przyjaciel do końca świata (2012)
Lorene Scafaria
Steve Carell
Keira Knightley

Carell i Knightley to dobre towarzystwo na te mroczniejsze dni

Podczas oswajania się z myślą o lecącej w kierunku Ziemi asteroidzie i nieuniknionym z nią zderzeniu, porzucony ćwok Dodge (Steve Carell) i jego brytyjska sąsiadka Penny (Keira Knightley)
Podczas oswajania się z myślą o lecącej w kierunku Ziemi asteroidzie i nieuniknionym z nią zderzeniu, porzucony ćwok Dodge (Steve Carell) i jego brytyjska sąsiadka Penny (Keira Knightley) wyruszają na wzajemnie zbawienną podróż: on dowiezie ją na samolot, by mogła wrócić do swojej rodziny w Anglii; ona natomiast pomoże mu znaleźć Olivię, prawdziwą miłość jego życia. 
Niezależnie od tego czy odpowiedzią jest spędzenie czasu ze swoimi bliskimi, rozpoczęcie hedonistycznej odysei, odhaczenie "pięciu najważniejszych" ze swojej prywatnej listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią czy uporządkowanie swojej kolekcji DVD w alfabetycznym porządku, pytanie w stylu "Jak spędzisz ostatnie dni swojego życia?" pęka wręcz od dramatycznych i filozoficznych, choć także pełnych czarnego humoru możliwości. Koncentrując się na tym jak dwoje bardzo różniących się od siebie osób szuka odpowiedzi wobec globalnej anihilacji, Lorene Scafaria i jej reżyserski debiut to dająca się lubić indie-riposta na katastroficzne filmy z lat ‘90. Scafaria przed swoim debiutem była znana z dość udanej adaptacji książki na scenariusz do bardzo przyjemnego filmu z 2008 roku - Nick i Norah. Obydwa mają ze sobą dużo wspólnego: stopniowe poznawanie się głównych bohaterów, w niektórych sytuacjach ofiarnie, z dowcipem i z towarzyszącym wszystkiemu bardzo dobrym soundtrackiem (Scott Walker, The Beach Boys, PM Dawn, Wang Chung). Tylko tym razem, do całej mieszanki dodana zostaje wdzierająca się w ich życie apokalipsa.

Możliwe, że nie jest to typowe miejsce do rozpoczęcia komedii, ale ta zaczyna się w momencie, w którym kończy się pierwsza połowa katastroficznego filmu Dzień zagłady. Prom kosmiczny Deliverance niestety nie wybawia ludzkości jak nadana mu nazwa wskazuje i zawodzi na całej linii - nie udaje mu się zniszczyć szerokiej na 110 kilometrów Matyldy (cały czas mowa o asteroidzie) i kawał kosmicznego kamienia bez wątpienia zmiecie naszą planetę w przeciągu trzech tygodni. Mocne, ekonomiczne otwarcie odwala dobrą robotę tworząc zarys różnorodności reakcji personalnych i publicznych (reporter oddający głos do studia z pozbawionym nadziei ("We’re fucked, Bob"), wczesny początek historii przyprawiony wisielczym humorem i prawdziwy szok, który daje się odczuć jako świeży i wiarygodny.

W momencie, gdy całe to szaleństwo zbliża do siebie Penny i Dodge’a, jesteśmy wrzuceni w epizodyczny, troszkę familijny "road trip", podczas którego nasza kompletnie niedobrana do siebie para spotyka dziwacznych ludzi. Przed szereg wychodzi śmiertelnie chory kierowca ciężarówki grany przez William Petersena, który wynajął na siebie płatnego mordercę, by ten ukrócił jego cierpienia i Derek Luke jako były chłopak Penny, który buduje tytanowy bunkier w celu wprowadzenia nowego porządku świata. Jest tu naprawdę dużo zabawnych sytuacji, jednak film o wiele lepiej działa opierając się na rosnącej znajomości naszych dwóch głównych bohaterów. Połączenie razem jednego z najpopularniejszych komików naszych czasów i aktorkę z której brytyjskość mógłby wyczytać nawet Jack Clemo, przywodzi na myśl duet Carrey-Winslet w kapitalnym Zakochany bez pamięci. Carell tym razem kreuje bardziej wycieniowaną wersję postaci, którą już tak dobrze znamy z jego repertuaru - dającego się lubić, życiowego pechowca (rzućcie okiem, jak w otwierającej scenie filmu, opuszczony przez żonę słucha "Wouldn’t It Be Nice"), odgrywając sentymentalne cliché i motyw typu: ‘o wiele bardziej żyję swoim życiem w moich ostatnich dniach, niż przez moje całe poprzednie 50 lat.’ Penny natomiast, sprawia wrażenie szytej z tego samego maniakalno-depresyjnego, bujającego w obłokach materiału co Clementine, grana przez Winslet. Pali spliffy, może przespać dosłownie wszystko i w jednej z najlepszych scen filmu zatraca się w rozmowie na temat przyjemności czerpanej ze słuchania i posiadania winyli. Jako aktorka Knightley nie ma wrodzonego talentu komediowego, tak jak na przykład Frances McDormand, ale rejestruje kilka naprawdę śmiechowych momentów ("I won’t steal anything if you won’t kill me") i też staje się tą aktorką, którą znamy, w emocjonalnej rozmowie telefonicznej do swojej rodziny.

Lorene Scafaria nie robi zbyt dużo ze swoją skrzynką narzędzi reżysera, by działo się tu wiele interesujących rzeczy. Nie ma nic przeciwko temu, żeby para bohaterów, ich rodząca się przyjaźń i kłopotliwe położenie samo wyszło na pierwszy plan. Gdy film zmierza ku nieuniknionemu i pesymistycznemu końcowi, reżyserka idealnie znajduje balans na zakończenie historii. To może być koniec świata jaki znamy, ale poczujecie się w porządku - Carell i Knightley to dobre towarzystwo na te mroczniejsze dni.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłośnicy apokaliptycznych produkcji nie powinni mieć w tym roku powodów do narzekań. "Przyjaciel do... czytaj więcej
"Przyjaciel do końca świata" to reżyserski debiut niejakiej Lorene Scafaria. Ta anonimowa dla szerokiej... czytaj więcej
Jako że odpuściłem sobie oglądanie kolejnych potworków "2 z 6 scenarzystów "Strasznego filmu"", tak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones