Recenzja filmu

Sgt. Kabukiman N.Y.P.D. (1990)
Michael Herz
Lloyd Kaufman
Rick Gianasi
Susan Byun

Troma do niedzielnego obiadu z rodziną

Troma w ugrzecznionej odsłonie nie robi aż tak dobrego wrażenia, jak jej kontrowersyjne oblicze. Warto jednak zobaczyć "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D." chociażby dla zapoznania się z postacią, która na
Kabukiman jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i uwielbianych postaci "Tromaversu", mimo że jedyny film z jego imieniem w tytule wzbudza wiele kontrowersji wśród fanów Troma Entertainment. Część uważa jego debiut za kultową pozycję na miarę "Toksycznego mściciela" i "Napromieniowanej klasy", większość zarzuca mu jednak zaprzedanie ideałów niezależnej produkcji niskobudżetowej. Dla "normalnego" widza może się to wydawać niezrozumiałe, ale "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D." jest niewystarczająco zły, jak na wysublimowane gusta maniaków filmu klasy Z. Przyczyny należy upatrywać w czynniku, który wykończył już nie jeden wartościowy pomysł - nagminnych interwencjach producenckich.

Historia powstania "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D." obfituje w zbiegi okoliczności, kłótnie, niedotrzymywane terminy, porzucanie i wznawianie projektu, a wszystko rozpoczęło się od realizacji zdjęć do drugiego "Toksycznego mściciela" w Japonii, gdzie Toxie zyskał status mainstreamowej gwiazdy. Lloyd Kaufman, założyciel Tromy spotkał się tam z Masayą Nakamurą, założycielem Namco (firmy znanej ze stworzenia m.in. Pac-mana), który w późniejszym czasie wyprodukował wiele filmów, w tym dwie ekranizacje kultowej bijatyki stworzonej przez jego zespół - "Tekken". W efekcie zatwierdzona została realizacja filmu o superbohaterze inspirowanym teatrem kabuki, a budżet przeznaczony na ten cel wyniósł półtora miliona dolarów. To niedużo, przy takiej kwocie Roger Corman (a jest to człowiek, który wie jak oszczędzić na filmie) zrealizował przeznaczoną na odstrzał "Fantastyczną Czwórkę", ale w historii Troma Entertainment nie było wielu droższych filmów.

Producent płaci, producent wymaga i wtedy właśnie pojawiają się zgrzyty. Japończycy chcieli filmu skierowanego do młodej publiczności, produktu o potencjale do przeniknięcia w inne dziedziny przemysłu rozrywkowego - zabawki, serial animowany, gry. Kaufman chciał z kolei po prostu kolejnej produkcji charakterystycznej dla Tromy, czyli rubasznego poczucia humoru, nagości, brutalności itd. Dalsze losy filmu są zawiłe. Ostatecznie studio postawiło na swoim, idąc na nieznaczne ustępstwa, co przypłaciło jednak zerwaniem współpracy z japońskim potentatem.

Jako kompromis pomiędzy próbą komercjalizacji Tromy a uchwyceniem jej charakteru, "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D." stoi w rozkroku pomiędzy filmem przyswajalnym dla przeciętnego widza, a "dziełem" przeznaczonym wyłącznie dla wybrańców rozkochanych w przaśności najdziwniejszego studia filmowego na świecie. Nierówność wyraźnie przekłada się na fabułę - z jednej strony Kabukiman powstał przez wymuszony pocałunek z konającym aktorem, robi z sutenera oraz jego pracownicy sushi (dosłownie) i strzela zabójczymi pałeczkami, z drugiej zostaje zmuszany do wykonywania gagów, które pasują bardziej do kina familijnego. Nie można jednocześnie zadowolić tak skrajnie różnej publiczności. Żaden odpowiedzialny rodzic nie włączy dziecku przygód Kabukimana, a dorośli fani kiczu momentami mogą poczuć się znużeni i zawiedzeni.

Gdyby istniała nagroda drewnianego Oscara dla najlepszych spośród sztywnych aktorów, to para głównych bohaterów zagarnęłaby ją bezkonkurencyjnie. Rick Gianasi i Susan Byun świetnie czują swoje postacie i wzbijają się na wyżyny złego aktorstwa. Szkoda, że nie zostali stałymi twarzami w bogatej galerii stałych współpracowników Tromy, jak występujący tutaj Joe Fleishaker czy Traci Mann. Potencjał absurdu w ich postaciach oraz gotowość do jego ekspresji są tak duże, że można mieć jedynie żal do scenarzystów za zaprzepaszczenie szansy wyniesienia tandety na znacznie wyższy poziom.

Przy ocenie "Sgt. Kabukiman N.Y.P.D." najlepiej zapomnieć, że jego twórcą jest Troma Entertainment. Łatwiej wówczas przełknąć ograniczoną ilość komicznej przemocy i erotyzmu, brak Tromaville, brak czerstwego poczucia humoru. Film dzięki temu nie stanie się lepszy, ale ze słabego awansuje do średniaka z ciekawym pomysłem na superbohatera.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones