Recenzja filmu

Skyfall (2012)
Sam Mendes
Daniel Craig
Judi Dench

Nowy agent, ale nie Bond

Nareszcie! Kolejna odsłona przygód Jamesa Bonda dotarła także do USA. Na pierwsze pokazy gnały tłumy, w tym także moja skromna osoba, rozpalona wcześniejszymi zachwytami prasy i internetu.
Nareszcie! Kolejna odsłona przygód Jamesa Bonda dotarła także do USA. Na pierwsze pokazy gnały tłumy, w tym także moja skromna osoba, rozpalona wcześniejszymi zachwytami prasy i internetu. Dwudziesty trzeci odcinek serii okazał się koronkową robotą reżysera Sama Mendesa, który wykreował niesamowity film akcji. W uszach jednak słyszę, zadane przez krytyka Jacka Szczerbę pytanie o to, czy nowy Bond to jeszcze jest Bond? Szczerze? Chyba nie.

To banał, ale kino się zmienia. I ponieważ się zmienia, nawet nietykalna seria o agencie 007 musiała ewoluować. Ma zadowalać nie tylko fanów pamiętających szaleństwo na punkcie Bonda z lat 60., ale przede wszystkim trafiać w gusta współczesnego pokolenia, decydującego o tym, czy agent sprzed kilku dekad wciąż jest w multipleksach niezbędny. "Skyfall" udowadnia, że wątpliwości co do kondycji serii są całkowicie nieuzasadnione, a James Bond wciąż działa na widzów jak lep na muchy. Nowe trendy kina akcji wylewają się z ekranu, a zatem mamy bohatera zmęczonego, pełnego wątpliwości, jednak nie na tyle, by zaprzestać swojej solowej krucjaty przeciwko złu. Bond jest niedoskonały i  zagubiony, ale właśnie dlatego, że to Bond odradza się w pięknym stylu.

Na jego "zmartwychwstanie" pracuje Daniel Craig. Lubię go i cenię, ale mam opory, kiedy przychodzi mi stawiać tę interpretację słynnego bohatera, obok mojej ulubionej w wydaniu Connery'ego, Moore'a czy Brosnana. Craig wykreował kompletnie inny model agenta 007, oddalony o setki kilometrów od tych romantycznych, rycerskich wydań z przeszłości. Jestem sentymentalna, toteż współczesnego Bonda separuję od tych poprzednich, bo w mojej świadomości Daniel Craig  stworzył nowego agenta.  Dla widzów niezbyt związanych z początkami serii rola Craiga będzie najlepsza w historii, bo dzisiaj tak wygląda kino sensacyjne, i takim standardom nowy 007 musi sprostać.

Tymczasem dla pozostałych maniaków istnieje problem i nie ukrywam, że nowa wersja jest dla mnie wersją Bonda w cudzysłowie. Dlaczego? Tylko znajomy motyw muzyczny, słynny Aston Martin czy końcowa scena w siedzibie MI6 uzmysławiały mi, że oglądam film z tej słynnej serii o Jamesie Bondzie. Cała reszta jest tak skonstruowana, że pozostaje wrażenie obcowania z świetnym kinem akcji, lecz niekoniecznie kinem akcji o Bondzie.

Sam Mendes zresztą uparł się, że na wielu płaszczyznach będzie nam przypominać o przeszłości, która buduje nasz charakter. Czegoś podobnego doświadczyliśmy w trylogii o Jasonie Bournie, ale chyba nie ma kinomana, który nie odnalazłby w fabule "Skyfall" prawie jawnego odwoływania się do "Batmana" Christophera Nolana. Bond niczym Bruce Wayne walczy z podobnymi dylematami. Owy zabieg nie do końca kupuję, bo wykorzystany wcześniej świetnie przez Nolana motyw nie smakuje już tak świeżo w "Skyfall". Wciąż absorbuje, a bohater rodzi współczucie i pytania, ale przecież gdzieś to już kiedyś widzieliśmy...

Na tym wyjątkowym wydaniu Bonda na pewno wygrywa Javier Bardem. Przyznajcie się - też mieliście ciarki już na zwiastunach, kiedy syczał: "Mommy was very bad". Oglądanie go w takiej formie doprowadza wręcz do ekstazy, a słuchanie w czasie pierwszego starcia słownego z Bondem było jednym z najlepszych momentów filmu.

I jeszcze te zdjęcia! Rewolucja technologiczna sprawiła, że to, co było trudno czasem pokazać w latach 60., teraz można eksplorować do woli, zapierając dech widzów znakomitymi krajobrazami Szkocji czy Szanghaju. Roger Deakins etatowy operator braci Coen, a także twórca zdjęć między innymi do filmu "Skazani na Shawshank", nie szczędzi nam swojego instynktu lub, jak kto woli, geniuszu i dostarcza wspaniałych wrażeń poprzez piękne ujęcia.

Wspomniana gdzieś wcześniej trylogia o Jasonie Bournie, czyli moja ulubiona seria sensacyjna, miała również w tym roku swoją kontynuację. Niestety kompletnie zawiodła i już powoli traciłam nadzieję, że dane mi będzie zobaczyć w 2012 roku uczciwy, klasowy film akcji. Lecz "Skyfall" na 50-lecie serii o Bondzie zaspokoiło mój głód masowej rozrywki. Współczesna interpretacja agenta 007  będzie tematem dyskusji, bezdyskusyjny natomiast jest wysoki poziom widowiska. I nie ważne, jak daleko od Bonda a'la Connery jest Daniel Craig, fakty pozostają faktami: "Skyfall" prezentuje się na dużym ekranie znakomicie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bond nawiedza światowe kina już po raz 23. Rok 2012 to dla całej serii mały jubileusz, gdyż właśnie teraz... czytaj więcej
Już przeszło pół wieku najsłynniejszy agent Jej Królewskiej Mości zapewnia doskonałą rozrywkę milionom... czytaj więcej
"Skyfall" wydaje się dziełem nietypowym, innym niż mogliśmy oczekiwać, mając wciąż w pamięci dwa... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones