Recenzja filmu

Smacznego telewizorku (1992)
Paweł Trzaska
Jan Tesarz
Marian Kociniak

Telewizorki się nasycą, ale widzowie już raczej niekoniecznie

Film "Smacznego, telewizorku" pamiętałem z tego, że kiedyś zrobił na mnie niejakie wrażenie (nie mylić z nijakim). Wtedy jednak film sobie leciał w najlepsze, podczas gdy ja akurat na podłodze
Film "Smacznego, telewizorku" pamiętałem z tego, że kiedyś zrobił na mnie niejakie wrażenie (nie mylić z nijakim). Wtedy jednak film sobie leciał w najlepsze, podczas gdy ja akurat na podłodze bawiłem się czymś innym, jedynie od czasu do czasu zerkając na ekran. Dzięki temu zachowałem w stosunku do obrazu Trzaski całkiem pozytywne wspomnienia. Po ponownym seansie jestem jednak bardzo rozczarowany. Największym atutem filmu jest sam pomysł wyjściowy. "Smacznego, telewizorku" opowiada historię rodziny, która stoi na krawędzi rozpadu z powodu uzależnienia ojca od telewizji. Jednak jego uzależnienie będzie dla niego miało przykre konsekwencje, gdy okaże się, że telewizory potrafią całkowicie pochłonąć widza i to w znaczeniu dosłownym. Tym samym już w konwencję filmu wpisana jest satyra na temat zgubnego wpływu telewizji na relacje międzyludzkie, co mogłoby uczynić z tego obrazu wartościowe i interesujące kino. Jednak nie potrafię znaleźć innych pozytywnych stron filmu. Sama idea była dobra, ale nie została najlepiej wykorzystana. Od początku irytuje postać najmłodszego dziecka w rodzinie. Przez wszystkich w rodzinie uznawane jest za geniusza, dzięki czemu to właśnie ono zostanie pierwszym podejrzanym o zamierzone pozbycie się rodziców. Sama jego postać jest dość cyniczna, a oskarżenia wobec niej wywołują jedynie negatywny odbiór kolejnych postaci. Reszta głównych bohaterów jest dosyć standardowa i u starszych widzów nie wzbudzi większych emocji - rezolutne i inteligentne rodzeństwo, kochająca lecz marząca o lepszym życiu matka, niesłuchający dobrych rad ojciec oraz kilka karykaturalnych osób w tle. Przy takich postaciach nawet aktorzy nie wypadają najlepiej. Gabriela Kownacka, która przecież w "Rodzinie zastępczej" pokazuje, że umie zagrać matkę i której kreację tam cenię, w tym filmie wydaje się dosyć nienaturalna. Nie potrafię wskazać dobrej kreacji aktorskiej w tym filmie i nie jestem nawet pewien, czyja to wina - scenariusza, czy też samych aktorów. W miarę przekonująco wypadły jeszcze dzieci , dziadek (Marian Kociniak) i pan "Czekoladka" (Omar Sangare), choć również bez większych zachwytów. Niektóre pomysły, które znalazły się w filmie, wydały mi się dziwne jak na obraz o charakterze familijnym. Sugestia dotycząca zdrady ze strony ojca, która nie miała nic wspólnego z drobnym nieporozumieniem słownym, to chyba nie najlepszy pomysł na wzbudzenie uśmiechu na twarzy młodego widza, a i starszy może się poczuć lekko zażenowany sposobem jej przedstawienia i faktem jej umieszczenia. Najciekawsze, że ta scena nie ma żadnych konsekwencji i nie wpływa na dalsze relacje bohaterów. Mało wyrafinowane były dla mnie również sceny w telewizorze, które oglądała matka, rasistowska odzywka "geniusza", wyjawienie tajemnicy odbiorników panu "Czekoladce" (dzieci okrutnymi są...) oraz słowa piosenki "Jestem chory na telewizory", w której parę słów i zwrotów nie stanowią dobrego wzorca dla podopiecznych. Możliwe, że jestem przewrażliwiony, ale gdybym znalazł większe zalety tego filmu, pewnie nie skupiałbym się na takich drobnostkach. Przecież w "Kevinie samym w domu" jest naprawdę wiele scen, które dają zły przykład dla młodych widzów i każą im się śmiać z cierpienia tych złych. Jednakże amerykańska produkcja posiada pewien urok, ciepły klimat, jest obdarzona dobrymi kreacjami aktorskimi, ciekawymi postaciami, a i muzyka stoi na wysokim poziomie. W obliczu tylu zalet i bardzo pozytywnego wydźwięku obrazu, ciężko jest się przyczepić do tych wad. Tym gorsza jest moja opinia o rodzimej produkcji. Szczerze, nie jestem w stanie zrozumieć, do kogo ten film był adresowany, komu mógłbym go polecić. Naprawdę szkoda, ponieważ pomysł oraz kilku aktorów naprawdę mogły przyczynić się do powstania dobrego obrazu. Efekt końcowy jednak jest moim zdaniem niewart większego zainteresowania. Gdy pomyślę o rodzimej produkcji telewizyjnej, która obecnie skupia się na komediach romantycznych, filmach historycznych, bądź też zaangażowanych dramatach, uważam że kolejne podejście do tematu telewizorków mogłoby zaowocować czymś znacznie ciekawszym, a może nawet całkiem opłacalnym dla ewentualnych producentów. Gdyby taki film powstał, o pierwowzorze szybko bym zapomniał. Moje miłe skojarzenia z tytułem "Smacznego, telewizorku" przepadły.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones