Recenzja filmu

Tam, gdzie mieszka Bóg (2017)
Graciela Rodriguez Gilio
Charlie Mainardi
Kyle Breitkopf
Cory Gruter-Andrew

Dzieci lepszego Boga

Rozciągnięta do pełnego metrażu katecheza uczy tolerancji, miłości do bliźniego, zaś w jej definicję wpisane są oczywiście papieskie refleksje na temat empatii. Papieża mamy udanego, więc na
Tajemnica rozwiązana. Bóg mieszka w słonecznej Patagonii, chowa się za drzewami, pluska w strumykach, spogląda na świat oczami dzikich zwierząt i przemawia głosem papieża Franciszka. Teraz, kiedy macie już z głowy najważniejsze pytania, możemy przejść do rzeczy: Bóg istnieje, ale i tak jest średnio. 


Małoletni Andrew ucieka z domu i obiera kurs na położone w górach, jezusowe sanktuarium. To odważna decyzja, która niestety pociąga za sobą poważne konsekwencje. W ślad za nim – niczym dobre duszki – podążają szkolni przyjaciele, dzieciaki zróżnicowane etnicznie (dobra wiadomość) i interesujące jak paczka gwoździ (zła wiadomość). Stawką jest nie tylko wiara, ale też miłość, przyjaźń oraz parę cennych lekcji życia. Ich skarbnicą pozostaje w filmie Ewangelia – rzecz dobra na każdą okazję, moralny i duchowy drogowskaz dla zagubionych. Nie będę z tym polemizował, oczekiwałbym po prostu lepszego filmu na ten temat. 


Wyobrażam sobie, że papier nieźle zniósł tę historię. Mamy grupę dzieciaków, jest podróż w ważnym celu, są niebezpieczeństwa oraz chwile wytchnienia. Wszystko odhaczone jak należy, w końcu kino przygodowe dla najmłodszych rządzi się swoimi prawami. A jednak fakt, że reżyserski tandem Charlie Mainardi-Graciela Rodriguez Gilio trzyma się najważniejszych gatunkowych reguł, niewiele tutaj zmienia. Każdą z postaci opatrzono pojedynczą cechą charakteru, napięcia nie stwierdzono, pojęcia takie jak "dramaturgia" czy "inscenizacja" nie zmieściły się w reżyserskim słowniku, w dodatku akcja toczy się jak wóz z węglem. Zmiękczająca obraz mgiełka pokrywa każdy kadr, jakby całość rozgrywała się u Pana Boga na ganku, a montażysta i operator wyrabiają najwyżej ćwierć normy. Mówiąc krótko, formalna i narracyjna mizeria.  

Rozciągnięta do pełnego metrażu katecheza uczy tolerancji, miłości do bliźniego, zaś w jej definicję wpisane są oczywiście papieskie refleksje na temat empatii. Papieża mamy udanego, więc na poziomie ideowym film jest mądry i lekkostrawny – zwłaszcza gdy mówi o naturze jako bożym domu i altruizmie jako najwyższej cnocie. Problem w tym, że filmowi brakuje witalności i jakiegokolwiek ciężaru. Chwilami aż chciałoby się sprowadzić małych wędrowców na ziemię. Pokazać im, że życie nie jest wcale takie proste, jak im się wydaje – nawet pod skrzydłami Najwyższego.
1 10
Moja ocena:
4
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones